
Z Bogdanem Bronisławem Kuskiem, właścicielem firmy, wytwarzającej suknie ślubne rozmawia Łukasz Perzyna.
- Jak w pandemii prezentuje się sytuacja Państwa branży?
- Państwo wspomaga firmy na podstawie kodów branżowych. Zaś my mamy kody odnoszące się do produkcji odzieży. Dlatego takiego wsparcia jak należy nie dostajemy. A poszkodowani jesteśmy w oczywisty sposób, podobnie jak domy weselne. Problemy trapią branżę począwszy od pierwszego lockdownu, kiedy to wprowadzono zakaz wesel. Pary młode przekładają wesela, czasem w ogóle z nich rezygnują. Od roku w oczywisty sposób mamy do czynienia z pogarszaniem się kondycji finansowej firm.
- Jak sobie z tym radzicie?
- Niektórzy szyją maski, dla Agencji Rezerw Materiałowych, odzież medyczną, kombinezony... Przebranżowienie się producenta sukien ślubnych, przestrojenie na produkcję garniturów trwa długo i okazuje się kosztowne. Potrzeba do tego zakupu maszyn - a nas na nie nie stać. Różnice pozostają ewidentne: u nas to naprawdę rękodzieło, mnóstwo prac jak na przykład zdobienie sukien, hafty i koronki, wykonuje się ręcznie. Pracują u nas krawcowe, modystki, nie robotnice. Nie siądą z dnia na dzień do maszyn. Zresztą rynek w innych działach produkcji odzieżowej pozostaje zajęty, nie wyobrażam sobie przebijania się tam w kryzysie.
- Liczyliście na zrozumienie?
- Dostaliśmy jednak tylko trzymiesięczne wsparcie na wynagrodzenia dla pracowników oraz subwencję z Polskiego Funduszu Rozwoju. Według obecnie obowiązujących regulacji nie możemy skorzystać z szansy umorzenia tej subwencji - o kodach branżowych już mówiłem. W październiku ub. r. otrzymaliśmy nokautujący cios. Zakaz wesel obowiązuje już cztery miesiące. Nie ma czytelnej perspektywy, do kiedy potrwa. Panny młode nie będą przecież kupować sukni ślubnych na zapas. Teoretycznie jesteśmy w stanie produkować, tyle, że co z tego, skoro naszych sukni w tej niepewnej sytuacji nikt nie kupi. Spadek produkcji dochodzi więc do 80-90 proc. Pomimo to wcale nie chcemy zwalniać pracowników. Nasze firmy, zwykle rodzinne, zlokalizowane są w mniejszych ośrodkach, gdzie trudno o pracę. Liczymy się z ludźmi. Niestety w tarczy kryzysowej, która weszła na koniec roku się nie znaleźliśmy. Co więc mamy robić?
- Jakie mogą być następstwa kłopotów Państwa branży?
- Nasze firmy reprezentują kapitał w 100 proc polski. Sprzedają w kraju i za granicę. Ale podatki płacimy tutaj. W Polsce rownież odprowadzamy składki na ZUS. Zanim pandemia się zaczęła, prezentowaliśmy nasze suknie na targach w Barcelonie czy Duesseldorfie. Zyskaliśmy markę i renomę. Pyta Pan co dalej... Jesteśmy dobrymi ambasadorami naszego kraju. Jeśli jednak zostaniemy zlikwidowani, w nasze miejsce wejdą firmy z Ukrainy i Turcji. Dla budżetu państwa korzystniejsze okaże się to, żeby nam pomóc, bo jesteśmy dobrymi płatnikami podatków i składek. Każdą pomoc później przecież zwrócimy... w podatkach właśnie.
- Jakiej pomocy oczekujecie?
- Najlepszą informacją dla nas byłoby zniesienie zakazu organizowania wesel. Liczymy na dopłaty do wynagrodzeń pracowników oraz do składek oraz uzyskanie możliwości umorzenia subwencji w 100 proc. Niezbędne okażą się środki na przebranżowienie, gdy ktoś się na nie zdecyduje. Dofinansowanie zatrudnienia, składek i zmiany branży. O wsparciu powinna decydować poniesiona bez winy przedsiębiorcy strata a nie kod PKD, bo to tylko bezduszna klasyfikacja. Polska branża wytwórców sukien ślubnych zatrudnia 10 tys osób, ale wraz z firmami współpracującymi, dostawcami akcesoriów daje to kilkadziesiąt tysięcy osób, które wraz z rodzinami żyją z tego, co robimy. Moja firma w tym roku będzie obchodzić trzydziestolecie, przez cały ten czas pracowaliśmy na naszą pozycję w kraju i za granicą.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie