
Nie zapomnę nigdy niedzielnego poranka kiedy zamiast „Teleranka” w telewizorze pojawił się generał Wojciech Jaruzelski, chociaż miałam kilka lat. Do końca życia zapamiętam też świt 24 lutego 2022 roku i równie wrogie oblicze na ekranie, które okazało się twarzą bezwzględnego mordercy, obwieszczające rozpoczęcie „operacji specjalnej” na Ukrainie.
Pierwsze obrazki z nalotów na Kijów, przerażające alarmy bombowe, budynki składające się jak domki z kart, informacje o ofiarach, wystąpienia Zełenskiego proszącego o pomoc i zapewniającego naród o tym, że jest na miejscu i nigdy nie opuści kraju. Świat wstrzymał oddech. Takiej wojny z użyciem czołgów, rakiet, bomb i karabinów, jaką znamy z historycznych opowieści nikt się nie spodziewał...
Od tamtego poranka nasze życie zmieniło się o 180 stopni. Nie było tematów stricte warszawskich i dzielnicowych, którymi zajmujemy się na co dzień. Nie było unormowanych godzin pracy, bo tak naprawdę całą dobę śledziliśmy doniesienia ze wszystkich agencji, mediów społecznościowych, a najpewniejszym źródłem informacji pozbawionym rosyjskich trolli był nieznany nam wówczas dobrze "Telegram".
Zaraz po wybuchu wojny przed rosyjską ambasadą rozpoczęły się protesty. Brali w nich udział nie tylko Ukraińcy i Polacy, ale też Rosjanie oraz Białorusini:
Przerażały doniesienia o atakach na elektrownię atomową, bo przecież zdajemy sobie sprawę z tego, jak wielkie ryzyko dla całej Europy niesie nawet niewielkie uszkodzenie tego kompleksu jądrowego:
Było też żenująco/zabawnie, kiedy putinowska propaganda przeszła samą siebie pokazując "magic finger" Putina przenikający przez mikrofon. Spotkanie dyktatora z "podstawionymi" stewardessami było szeroko komentowane na całym świecie i trudno się dziwić, bo takiej magii nie ma nawet w marvelowskich produkcjach:
Pamiętam, jak wyśmiewano i krytykowano nasz artykuł o literze „Z”, kiedy zaczęliśmy zastanawiać się nad tym, że zaczyna być ona traktowana nie tylko jako oznaczenie kierunku pochodzenia rosyjskiego sprzętu wojskowego, ale także staje się symbolem tej potwornej wojny…
Było wiele zdarzeń, mnóstwo artykułów, zdjęć, które utkwiły mi w pamięci i nie sposób je wszystkie wymieniać.
Na granicy polsko-ukraińskiej trwała wielka akcja pomocy, a do Warszawy zaczęli przyjeżdżać wojenni uchodźcy. Na dworcach spędziłam wiele godzin i to czas, którego nie zapomnę nigdy, bo nie da się wymazać z pamięci maleńkich dzieci śpiących z matkami na dworcowych podłogach w oczekiwaniu na pociąg do „lepszego jutra”, które jest „gdzieś”.
Nie da się bez emocji patrzeć na wystraszone staruszki wysiadające z pociągu w Warszawie, które pewnie są poza Ukrainą pierwszy raz w życiu i tam zostawiły wszystko na co ciężko pracowały przez wiele, wiele lat. Przerażone twarze, łzy szczęścia, płacz z rozpaczy i niemocy – multum ludzkich dramatów w jednym miejscu, a do tego to, o czym dzisiaj tak wiele się mówi: nasza piękna solidarność, której tak naprawdę nie widać w codziennym życiu.
Zaraz po wybuchu wojny kawał dobrej roboty zrobili młodzi ludzie z „Klubu Możliwości”. Zaznaczam to, bo widziałam co wyczyniali siedząc nieprzytomni do 24 godziny na dobę chcąc pomóc na wszelkie możliwe sposoby. Ruszyli z akcją zanim jeszcze pojawiły się pierwsze miejskie punkty pomocy i głośne zbiórki dużych organizacji.
Minął rok od wybuchu wojny, która tak naprawdę trwa od czasu Majdanu, ale 12 miesięcy temu przybrała na sile i pochłonęła wiele niewinnych ludzkich istnień. To był trudny rok. Rok, który zmienił nasze życie...
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie