
Odpowiedź na tytułowe pytanie nie powinna być trudna - do ronda Zgrupowania AK "Radosław", jak przewidują oficjalne zapowiedzi dotyczące trasy. Ale również to powinno skłaniać do refleksji. Dowódca wspomnianego zgrupowania, wsławionego w Powstaniu Warszawskim, płk. Jan Mazurkiewicz ps. Radosław stanowi wzór nie tylko bohaterstwa (w stalinowskim więzieniu nie dał się torturami zmusić do obciążenia w zeznaniach Augusta Emila Fieldorfa, którego zastępcą był w Kedywie Armii Krajowej) ale i politycznej roztropności: tuż po wojnie doprowadził do ujawnienia a tym samym powrotu do normalnego życia tysięcy akowców, którzy dzięki temu uniknęli losu Maćka Chełmickiego z "Popiołu i diamentu" Jerzego Andrzejewskiego i Andrzeja Wajdy: w filmie oglądamy to szczególnie plastycznie, w scenie śmierci bohatera na śmietniku, w domyśle: historii.
Powrót do normalności głosi dziś również organizatorka wspomnianego "marszu miliona serc" Koalicja Obywatelska, którą jak wiemy Platforma Obywatelska zawarła sama ze sobą, ale zamiast - wzorem patrona zamykającego trasę ronda - porozumiewać się ponad podziałami, sama a ściślej za pośrednictwem zaprzyjaźnionych mediów (zwłaszcza stacji TVN przez wymienionego już w tym tekście Wajdę określonej kiedyś mianem "naszej telewizji" kiedy występował nie jako reżyser ale członek komitetu wyborczego PO) sekuje i piętnuje liderów konkurencyjnych komitetów wyborczych za odmowę dołączenia do partyjnej imprezy PO-KO.
Nie dotyczy to tylko, bo nie musi, dawnego bohatera afery Lwa Rywina - Włodzimierza Czarzastego, jak przystało na lidera Lewicy znanego z obrażania kobiet (świadczy o tym osławiona rozmowa z wicemarszałkinią Senatu Gabrielą Morawską-Stanecką, której nawymyślał ile wlezie za to, że w mediach wypada lepiej od niego, o co zresztą nietrudno), bo ten pójdzie z każdym a nie tylko z PO-KO, o czym wszyscy wiemy.
Kampania wyborcza PO-KO politycznie wymierzona jest nie przeciwko PiS - wbrew słowom Donalda Tuska na wiecu w Elblągu liderzy nie wierzą bowiem, że uda się prześcignąć rządzących w rankingach poparcia - ale w rzeczywistości przeciw Trzeciej Drodze. Stąd absurdalne ataki na Władysława Kosiniak-Kamysza i Szymona Hołownię, że nie pójdą w nie swoim partyjnym marszu. Dodajmy, że zabrania tego ordynacja wyborcza - czyli prawo po prostu. Stanowi ona jasno, że udział w imprezach, za które odpowiedzialność przyjmuje konkurencyjny komitet wyborczy traktowany jest jako ich zakłócenie. Wie o tym inteligentny siedemnastolatek, jeśli tylko z lekcji WOS-u (wiedzy o społeczeństwie) na wagary nie ucieka. I gdy dorośnie, pewnie na Tuska nie zagłosuje, bo jak to młodzi, wciskania kitu nie lubi.
My też przy liderze PO-KO krzyżyka nie postawimy, chociaż jesteśmy z Warszawy, gdzie prowadzi on listę najbardziej demokratycznej partii.
Przymuszanie do udziału w marszach - jak w wypadku innego pochodu przed laty, nie 1-październikowego lecz pierwszomajowego - nie z demokracją bowiem się kojarzy.
O WOS-ie już było, czas na matematykę. Jak wieść gminna niesie, lobby korepetytorskie w dobie wielkich reform społecznych lobbingiem właśnie lub nawet metodami mniej w prawie osadzonymi skłoniło ustawodawców do wycofania z pisemnej matury dla klas humanistycznych pracy z historii i zastąpienia jej matematyką. Bo "korki" z "histy" pobierali nieliczni czwartoklasiści z liceum, z matmy za to - niemal każdy.
Zmiana poskutkowała znaczną niewiedzą historyczną młodego pokolenia, ta zaś masowym poparciem młodych roczników dla Konfederacji, którym jej proputinowska narracja nie przeszkadza, bo o PRL i gen. Wojciechu Jaruzelskim skupione na matmie nawet nie usłyszały.
Gdyby zamiast lobbingu w polskiej legislacji obowiązywał zdrowy rozsądek i pragmatyzm, nie wszyscy musieliby zdawać pisemną maturę z matematyki. Umieć liczyć za to każdy powinien, przyzwalali na to zaborcy, ba - nawet okupant niemiecki.
Kto liczyć umie, dojdzie do wniosku, że zejście Trzeciej Drogi, sojuszu wyborczego PSL i Polski 2050, poniżej przewidzianego dla niej jako dla koalicji progu ośmioprocentowego warunkującego wstęp do przyszłego Sejmu - oznacza ostateczną niemożność zbudowania nie tyle nawet jakiejkolwiek większości antypisowskiej ale zwyczajnie przyszłego rządu bez udziału PiS.
Czy tego właśnie chce Tusk?
Z sondaży, które w Elblągu cytował wynika, że poparcie dla Trzeciej Drogi wynosi 9 proc. Marne wahnięcie w dół - i w następnym Sejmie jej nie ma. A tym samym szans na rząd bez PiS. Podobny spadek notowań może być wywołany atakami "naszej telewizji TVN" na Trzecią Drogę za to, że nie maszeruje wraz z KO jednolitym frontem, niczym niegdyś w pochodzie pierwszomajowym założyciel stacji TVN Mariusz Walter w strasznym roku 1983 r. przez rzecznika rządu stanu wojennego rekomendowany do zespołu propagandowego przy gen. Czesławie Kiszczaku wicepremierze i ministrze spraw wewnętrznych, dla uproszczenia określanym ze względu na mnogość funkcji i długość ich nazw mianem "oberubeka". Miał on - zespół propagandowy a nie sam Kiszczak oczywiście - zajmować się tym, co dziś robi TVN czyli atakami na Ojca Świętego Jana Pawła II oraz tworzeniem fikcyjnych konfliktów typu obecnego dylematu czy liderzy konkurencyjnych komitetów wyborczych mają poczłapać w marszu PO-KO...
Historycy muszą nauczyć się liczyć, o czym wiedzieć powinien Donald Tusk. Raz już - uciekając do Brukseli przez premierowską odpowiedzialnością za Polskę - dowiódł, że władza nie stanowi dla niego wartości samej w sobie. Pół biedy gdyby z bezinteresowności to wynikało, gorzej gdy z kunktatorstwa. Jeśli teraz Tusk uważa, że lepiej pozostać w opozycji, co oznacza przedłużenie rządów PiS do nieprzerwanych dwunastu lat - niech to powie głośno. Najlepiej w trakcie "marszu miliona serc" właśnie. To doskonała okazja.
Jeśli historia się powtarza to wyłącznie jako farsa, powiadał Karol Marks, wprawdzie samemu Tuskowi ideowo daleki, za to bliski jego pomagierom medialnym, nie przebierającym w słowach i środkach.
Oszukani zaś poczuć się możemy wszyscy, bo przecież miał to być marsz w obronie Pani Joanny Parniewskiej, okrutnie potraktowanej przez funkcjonariuszy policji i ostentacyjne łamiącą przysięgę Hipokratesa lekarkę, występującą w roli donosicielki - a nie dominacji przewodniczącego Tuska "na opozycji", jak w swoim szpetnym slangu niepoprawnie mówią politycy. W tym zaś wypadku nie tylko ich żargon okazuje się paskudny. Zagrali na emocjach raz aż o ofierze prześladowań zapomnieli.
Wiedza moja o pułkowniku a później generale Mazurkiewiczu "Radosławie", przywołanym w pierwszych słowach tego szkicu, nie pochodzi z książek historycznych lecz licznych rozmów, które odbyłem z jego rodzonym wnukiem Stanisławem Mazurkiewiczem, moim starszym kolegą z organizacji akademickiej Konfederacji Polski Niepodległej w latach 80, niestety dziś już nie żyjącym, a w nowej Polsce zasłużonym dla samorządu warszawskiego. Warto, by zgłębili ją również organizatorzy marszów, które na zasadzie deus ex machina zmienić mają konfigurację poparcia w sondażach - pomimo czy może właśnie za sprawą niedostatku rzeczowej debaty i ścierania się konkurencyjnych pomysłów na Polskę w najbliższych czterech latach.
Skoro na tradycję akowską powołują się dziś niemal wszyscy, warto, by wyciągali z niej wnioski. Mądrość polityczna nie wyraża się liczbą podstawionych na czas autokarów, które zawiozą demonstrantów do stolicy. Dobrze określić zawczasu, dokąd w tym marszu zmierzamy.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie