Reklama

Heima: - W muzyce pokazujesz osoby, które stoją za tą sztuką, a nie sam produkt

Wystarczył rok, żeby zacząć. Wystarczyła jedna chwila, żeby oczarować ludzi. Przeczytajcie wywiad z Olgą Stolarek, wokalistką w zespole Heima.

Kiedy zaczęliście działalność, jako zespół muzyczny? 

- Zaczęłam szukać składu, żeby stworzyć zespół już na początku 2017 roku. Rozpoczęliśmy tworzenie muzyki od końca 2017 roku. Dużo się zmieniało w naszym składzie od tamtego czasu. Niektórzy odchodzili, niektórzy przychodzili, basista nawet stał się gitarzystą. Aż doszliśmy do tego momentu.

Skąd w ogóle taka decyzja u ciebie, żeby iść w tę stronę? Ten rodzaj sztuki daje ci większe pole do popisu, niż inne?

- Od zawsze zależało mi, żeby móc pokazać się światu. Czasami leżę i myślę, że jedyną rzeczą, której potrzebuje jest to, żeby ktoś docenił to co robię. Muzyka mi to daje. Mogę tworzyć coś co odzwierciedla moje emocje i jednocześnie sprawia przyjemność innym. Mamy już jakieś grono stałych słuchaczy i jest to bardzo miłe uczucie. A czy ten rodzaj sztuki daje mi największe pole do popisu? Oczywiście. Jestem też grafikiem, ale w tej dziedzinie ciężej osiągnąć coś wielkiego niż w muzyce. Dodatkowo w tym przypadku najczęściej pokazuje się tylko swoją twórczość. W muzyce oprócz tego pokazujesz osoby, które stoją za tą sztuka a nie sam produkt.

Minął tydzień od premiery singla "Luna". Co było najtrudniejsze w kręceniu klipu? 

- Najcięższe było znalezienie ekipy i wstanie o 5, żeby dojechać na plan filmowy na czas haha. Reszta to tak naprawdę nie jest nasza zasługa. Mieliśmy cudowną ekipę, która się wszystkim zajęła. Kręcenie tego klipu to była niesamowita przygoda. Po kilkunastu godzinach pracy byliśmy bardzo zmęczeni, ale cieszę się, że wreszcie mogliśmy nakręcić prawdziwy teledysk.

Jeśli możesz, opowiedz mi trochę o waszej "rutynie". Wchodzicie do studia i...właśnie, jak to później wygląda? 

- Warto zacząć od tego co się dzieje przed wejściem do studia. Zespoły, które nagrywają już kolejne płyty często zamykają się gdzieś na dwa tygodnie i w tym czasie tworzą cały materiał na album. W przypadku debiutanckiej płyty, przynajmniej u nas, wygląda to trochę inaczej. Będzie to zbiór utworów, które powstały na przestrzeni ostatnich 3 lat od początku naszej działalności. Oczywiście była selekcja, część utworów nie nadaje się, żeby przedstawiać je słuchaczom w tej formie. No a po wejściu do studia dzieje się magia. Wszystko przestawia się totalnie do góry nogami. Nie jesteśmy jakimiś muzycznymi profesjonalistami, więc tworząc utwory popełniamy sporo błędów. I wtedy wchodzi producent, cały na biało. To przyspiesza, tu zmienia dźwięk, to każe zaśpiewać na 3 głosy i wszystko od razu zaczyna mieć sens. Jako, że jest klawiszowcem zespołu Coma, dodaje nam też mnóstwo różnych syntezatorów i pianin do utworów. Efekty finalne zawsze są zaskakujące i sporo się różnią od pierwotnej wersji. No i to jest świetne, fajnie jak ktoś spojrzy na to na świeżo i coś popoprawia. My po 3 latach siedzenia nad jednym utworem nie jesteśmy już obiektywni. A po nagraniach nadchodzi najtrudniejszy moment. Przearanżowanie utworów tak, żebyśmy mogli zagrać je na scenie. Teraz właśnie jesteśmy na tym etapie. Do naszego składu musieliśmy przyjąć dodatkową osobę – klawiszowca, bo jednak te dodatkowe syntezatory w utworach robią robotę i nie chcemy z nich rezygnować. 

Skoro premiera utworu już za wami, czy macie jakieś inne plany na najbliższą przyszłość? 

- Za nami premiera tylko jednego utworu. Płytę będziemy promować większą ilością singli, więc w tym momencie przygotowujemy się do kolejnych premier. Później wiadomo, wydanie albumu, a następnie w miarę możliwości chcemy zagrać mniejszą lub większą trasę koncertową. No i to, że premiera singla za nami nie znaczy, że nie mamy mnóstwa innej pracy związanej z wydaniem Luny. Teraz pracujemy nad tym, żeby dotrzeć do nowych słuchaczy oraz radiowców, którzy będą chcieli nas wesprzeć i puścić w swoich audycjach. Dobra muzyka się sama nie broni, trzeba się dużo napracować, żeby ktoś o niej usłyszał.

Jak wpadliście na nazwę dla waszej grupy? 

- Na samym początku nazywaliśmy się Velesturia. Nic to nie znaczyło, ta nazwa mi się kiedyś przyśniła i od wielu lat nazywam tak swoje prywatne konta na social mediach. Nie mieliśmy lepszego pomysłu, więc nazwaliśmy tak też zespół. Ciągle słyszeliśmy, że ta nazwa kojarzy się z zespołem grającym metal, więc postanowiliśmy ją zmienić. Nasz gitarzysta – Paweł wpadł na pomysł, żeby nazwać nas Heima. Taką nazwę ma film o trasie koncertowej jednego z jego ulubionych zespołów – Sigur Ros. Oznacza to „w domu” i od razu stwierdziliśmy, że to dobrze określa naszą muzykę.


Jeżeli macie ochotę bliżej poznać członków zespołu i ich twórczość, zachęcam do zajrzenia na ich media społecznościowe. Wystarczy, że klikniecie:

Fot. Marta Zalewska

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

 

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    z. - niezalogowany 2021-04-08 20:42:52

    Grają inaczej od innych. Warto spróbować...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do