
Gdyby nawet Jarosław Kaczyński miał zamiar odwołać Zbigniewa Ziobrę, nie może teraz tego zrobić. Bo Platforma Obywatelska zgłosiła wniosek o votum nieufności dla ministra sprawiedliwości. Tym samym go ratuje.
Pozorny absurd tej decyzji odzwierciedla paniczny lęk PO przed wyborami przedterminowymi. Partia nie czuje się do nich przygotowana. W poniedziałek wieczorem jej zarząd obradował długo ale bez optymistycznych konkluzji. A w tym samym czasie Kaczyński konferował z Ziobrą, którego raz już przed laty z partii wyrzucił.
Inny paradoks polega na tym, że Platforma występuje o odwołanie piastującego od pięciu lat stanowisko ministra sprawiedliwości Ziobry akurat w momencie, kiedy z jej punktu widzenia po raz pierwszy zachował się przyzwoicie: sprzeciwił się bowiem oprotestowanej również przez PO ustawie o bezkarności urzędników pod pretekstem pandemii, doprowadzając do wycofania jej z porządku ubiegłotygodniowych obrad Sejmu. To dzięki Ziobrze i postawie 19 posłów jego Solidarnej Polski bulwersujący projekt - dający nieformalną abolicję Jackowi Sasinowi jako organizatorowi niefortunnych wyborów pocztowych czy Łukaszowi Szumowskiemu, którego rodzinne interesy sprawiły, że mnóstwo zamawianego sprzętu nie trafiło do służby zdrowia lub nie nadawało się do użytku - znalazł się w słynnej już sejmowej zamrażarce marszałkini Elżbiety Witek. Zaś obaj ministrowie - obecny aktywów państwowych i były szef resortu zdrowia - nie mogą spać spokojnie, bo kiedyś PiS może władzę stracić.
Blisko było już teraz. Gdyby Koalicja Obywatelska (czyli Platforma wraz z sojusznikami) i Lewica zagłosowały przeciw piątce Kaczyńskiego, tak nazwana przez propagandystów PiS ustawa o ochronie zwierząt zostałaby odrzucona, bo nie poparło jej Porozumienie Jarosława Gowina a przeciw niej zagłosowali ludzie Ziobry. Po takiej klęsce wizerunkowej rząd i koalicja musiałyby przestać istnieć. Wtedy jednak wzrosłoby prawdopodobieństwo wyborów przed terminem. Tych zaś Platforma się obawia, więc... wracamy do punktu wyjścia. Trudno się dziwić, że prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz łagodnie podrwiwa z niedawnych koalicjantów.
Obłudnie używając argumentu o dobroci dla zwierząt, PO i Lewica przedłużyły sobie możliwość dalszego pobierania parlamentarnych diet, nie brzydząc się wspólnym głosowaniem z PiS, który przecież w studyjnych wypowiedziach telewizyjnych uznają za przyczynę wszelkiego zła w kraju.
Przyjęta w Sejmie ustawa nie tyle chroni zwierzęta, co racje fanatyków ekologicznych, godzi za to w interesy polskiej wsi: wygasza farmy zwierząt futerkowych (15 tys miejsc pracy), szkodzi hodowcom drobiu i wołowiny, specjalizującym się w "halal" i "koszer" czyli uboju wedle wskazań religii muzułmańskiej bądź żydowskiej.
Skorzystają na tym zagraniczni konkurenci polskich rolników i hodowców. Lobbowali zresztą na potęgę.
Zaś jeśli o Ziobrę chodzi - zyskał poczucie bezpieczeństwa, bo wiadomo, że o ile PiS od dawna nazywa składanie wniosków o votum nieufności dla ministrów "wilczym prawem opozycji", to ani formalnie premier Mateusz Morawiecki ani faktycznie prezes Jarosław Kaczyński nie mogą teraz zdymisjonować szefa resortu sprawiedliwości ani nawet pozwolić własnym posłom zagłosować za jego odwołaniem. W Sejmie obowiązuje bowiem zasada, że opozycji nigdy się nie ustępuje przy tego typu wnioskach. To z kolei wilcze prawo władzy...
Łukasz Perzyna
Fot: Wikimedia Commons
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie