
W ostatnich dniach sam Jarosław Kaczyński rozbił mit, który sam zbudował: stabilnej władzy, pochodzącej z woli suwerena, z pełną stanowczością zarządzającej krajem. Pięć lat wystarczy - chciałoby się powiedzieć, trawestując to, co studenci francuscy wykrzykiwali generałowi Charlesowi de Gaulle'owi.
Dwa kolejne zwycięstwa, dające samodzielną większość sejmową - to jak się okazało za mało, żeby rządzić krajem. Prezes Kaczyński bowiem potwierdza, że najlepiej zarządza mu się kryzysami, które... sam uprzednio wywołał.
Zadeklarowanym zwolennikom PiS trudno wiele z tego zrozumieć. Przecież ustawa o ochronie zwierząt, wbrew humanitarnej nazwie sprowadzająca się do likwidacji hodowli zwierząt futerkowych w oczywisty sposób godzi w dobro polskiej wsi, pozbawiając ją bezpośrednio 15 tysięcy miejsc pracy na farmach oraz osłabiając branżę drobiarską - bo odpady organiczne z kurzych hodowli sprzedawano na karmę dla norek i nutrii, a teraz przyjdzie je utylizować i jeszcze do tego dopłacić. Czołowy parlamentarzysta PiS przyznaje, że wyborcy na wsi zadają mu pytania, dlaczego rządzący zajmują się ochroną zwierząt a nie życia poczętego, jak obiecali przed wyborami.
Według jednej z interpretacji Zbigniew Ziobro specjalnie został przez Kaczyńskiego sprowokowany do sprzeciwu w sprawie ustawy antyfutrzarskiej - bo PiS chce się go pozbyć z funkcji ministra sprawiedliwości. Obawia się bowiem, że za sprawą antyunijnego radykalizmu prokuratora generalnego Polska nie dostanie środków pomocowych, niezbędnych do zwalczania gospodarczych następstw pandemii COVID-19. Ziobro pozostaje fatalnie przyjmowany przez partnerów zagranicznych z powodu jego podejścia do swobód sędziowskich oraz wypowiedzi dotyczących LGBT, a zamiaru wypowiedzenia konwencji stambulskiej (zwanej też antyprzemocowej) nie skonsultował nawet z przełożonymi.
Badania opinii publicznej nie wróżą PiS zwycięstwa warunkującego samodzielną większość w wyborach przed terminem: trudno wytłumaczyć ich sens, skoro Sejm i Senat wybierano raptem rok temu, a prezydenta przed kilku miesiącami. Sondaż IBRiS daje PiS 36 proc i 229 mandatów - o dwa za mało by swobodnie rządzić. Ale paradoks polega na tym, że wraz z Solidarną Polską Ziobry i Porozumieniem Jarosława Gowina w tym Sejmie PiS ma więcej posłów, niż jak wynika z sondażu może do kolejnego wprowadzić. Nie lepiej więc się dogadać? Kto potwierdzi, ten nie zna Jarosława Kaczyńskiego.
Lider woli podsycać i stopniować napięcie, wystawiać na próbę sojuszników i podwładnych, wprawiać w zakłopotanie rywali. Wydaje się jednak nie doceniać potęgi symbolicznego myślenia. To Ziobro, dziś przedstawiany jako nielojalny, symbolizuje reformę wymiaru sprawiedliwości, przez pięć lat flagowy projekt PiS. To jego działania uznane przez opozycję za upartyjnianie sądów skomplikowały relacje rządu z Unią Europejską, ale część opinii publicznej je rozumiała jeśli nie popierała, bo sądów nie lubi za opieszałość i arogancję.
W poniedziałek rano Ziobro wciąż jeszcze jako prokurator generalny ogłosił postawienie zarzutów Leszkowi Cz. w sprawie GetBacku. Miliarder uosabia to wszystko, z czym PiS przynajmniej werbalnie walczył przez pięć lat. W domyśle: odwoływanie Ziobry akurat teraz oznacza obronę aferzystów. Z tym przekonaniem części twardego elektoratu przyjdzie się teraz Kaczyńskiemu zmierzyć.
Opozycja zaś mniej niż kiedykolwiek wydaje się przygotowana do przejęcia władzy. Żeby nastąpiło w Sejmie - Koalicja Obywatelska i Lewica musiałyby sprzymierzyć się z Konfederacją. Zaś droga wyborcza wydaje się jeszcze trudniejsza: gdy PiS wciąż ma w sondażach 36 proc, to Koalicja Obywatelska - 22 proc, nowy Ruch Polska 2050 Szymona Hołowni - 9 proc, Konfederacja - 8 proc, zaś Lewica - 6 proc, a PSL w ogóle do Sejmu by nie weszło.
Kaczyński jednak woli konflikt, bo rządzenie sprawiało ostatnio same kłopoty: opozycja zyskała większość w Senacie, kanapowi sojusznicy poczuli się nagle samodzielni, choć z badań opinii nie wynika, by mieli szansę cokolwiek uzyskać, idąc z własną listą. Jednak dwukrotne głosowanie Koalicji Obywatelskiej i Lewicy razem z PiS - najpierw w sprawie podwyżki uposażeń polityków, potem przy ustawie antynorkowej - osłabiło opozycję, a nie rządzących. Tyle lat przecież obrońcy demokracji powtarzali, że to PiS jest źródłem wszelkiego zła. Nie tylko partia władzy ma więc wiele do wyjaśnienia własnym wyborcom. Cała polska klasa polityczna znalazła się na zakręcie.
Łukasz Perzyna
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie