Reklama

Kucharka Kaczyńskiego wyprowadza Polskę z Unii? Spokojnie, to tylko awaria...

07/10/2021 21:14

Zdominowany przez PiS Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej zdelegalizował orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, które wcześniej z kolei wyjmowały spod prawa rozliczne elementy tego, co partia rządząca w Polsce nazywa reformą wymiaru sprawiedliwości - tak lapidarnie ująć można sens czwartkowego wyroku. Tyle, że innego... nikt się nie spodziewał.

W praktyce oznacza to na przykład, że chociaż legalność samego Trybunału Przyłębskiej pozostaje wątpliwa, bo stanowiska sędziów pisowska większość obsadzała z naruszeniem obowiązujących procedur i samej Konstytucji - polscy sędziowie sądów powszechnych nie będą już mogli odmawiać orzekania we wspólnym składzie z kolegami, wskazanymi przez nową Krajową Radę Sądownictwa, którą TSUE w orzeczeniu uznał za pozbawioną podstawy prawnej i upolitycznioną. A takich sędziów jest już ponad 1,4 tys. 

Zwykli obywatele, przeważnie bez prawniczego wykształcenia, nie muszą jednak znać wszystkich tych subtelności. Dlatego obie strony sporu - władza i opozycja - jak nigdy odwołują się w tej sprawie do emocji.

Frontmani wojny PiS z sędziami Arkadiusz Mularczyk i Marek Ast ogłaszają wyrok niemalże zwycięstwem polskiej suwerenności, chociaż innego nikt się nie spodziewał. Prezeska Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska niegdyś nisko oceniana za pracę sędziowską a teraz przezywana powszechnie kucharką Jarosława Kaczyńskiego bo pomimo konstytucyjnego nakazu niezależności sędziów zwykła prezesa partii rządzącej zapraszać do siebie na obiady uchodzi za całkiem dyspozycyjną. W dodatku jej mąż Andrzej, obecnie ambasador w Berlinie, w latach 70. podpisał deklarację współpracy z komunistyczną służbą bezpieczeństwa jako TW Wolfgang. Wiadomo, że przedtem Trybunał zaostrzył zakaz aborcji, gdy Kaczyński nie chciał przepychać tej sprawy przez parlament.

Opozycja ogłasza, że wyrok oznacza początek wyprowadzania Polski z Unii Europejskiej i przesądza, że nie dostaniemy pieniędzy z europejskich funduszy odbudowy po pandemii, bo UE teraz je wstrzyma. Zawiera się w tym pewna sprzeczność logiczna: skoro Trybunał Konstytucyjny nie zasługuje na poważne potraktowanie (z czym można się zapewne zgodzić), to dlaczego jego wyrok miałby przynieść aż tak fatalne skutki.

Z drugiej strony mamy przecież niedawną uchwałę Komitetu Politycznego PiS, że "polexitu" czyli wyjścia Polski z Unii Europejskiej nie będzie. I że rządzący widzą przyszłość kraju w UE. Oczywiście wiadomo, że decyzje zwykł podejmować jednoosobowo sam Kaczyński, ale tamto oświadczenie daje przynajmniej tyle, że jest się na co powoływać, gdyby chciało się skłonić rządzących do rokowań z Brukselą, w wypadku rzeczywistego zagrożenia niezbędnych Polsce środków.     

Taki nacisk na władzę centralną, żeby nie szarżowała kosztem przyszłości kraju, wywrzeć powinni przede wszystkim samorządowcy.

Dlatego, że to ich Małe Ojczyzny i ich mieszkańcy najbardziej tych środków potrzebują. Dla podtrzymania dotychczasowego rozwoju i codziennych celów samorządu z edukacją i służbą zdrowia włącznie. Zaś centrala w razie czego wydoi pieniądze z poobsadzanych przez partyjnych nominatów spółek Skarbu Państwa, bo przecież oni po coś tam zasiadają w radach nadzorczych, zarządach i na dyrektorskich posadach. 

Poza tym, jak pokazują sondaże, władza lokalna w Polsce cieszy się parokrotnie wyższym zaufaniem (70 proc) niż centralna (Sejm 24 proc). I to samorządy kojarzą się z mądrym kompromisem. Ze zdolnością budowania a nie wojną.

Wbrew opiniom domorosłych złotoustych obozu władzy - Unia Europejska i Polska nie prowadzą bowiem wcale wojny hybrydowej 

Co najwyżej wojnę nerwów, propagandową, nawet nie zimną, bo poparcie Polaków dla UE... pozostaje gorące.

Polska i Unia Europejska nie są też wcale przeciwstawnymi sobie bytami ani pojęciami. Z woli Narodu, wyrażonej w dwudniowym referendum od 2004 r. pozostajemy członkiem Unii Europejskiej. Jesteśmy częścią Unii i czerpiemy z tego konkretne korzyści. Ale też Unia Europejska nie straciła na rozszerzeniu wspólnoty o Polskę. Wystarczy przywołać lukratywne inwestycje firm ze "starej Unii" nad Wisłą, Odrą i Wartą. 

Brytyjczycy, którzy niedawno podjęli w referendum decyzję odwrotną do tej polskiej z 2003 r. (bo o akcesji przesądziliśmy na rok, zanim nastąpiła) - już tego żałują. Społeczeństwo traci na "brexicie". Zwykli ludzie płacą za historyczny błąd Davida Camerona, który poprowadził ich na referendum, przekonany, że zwolennicy pozostania w Unii Europejskiej w nim zwyciężą.  

Pozostaje więc trzymać rządzących za słowo, że "polexitu" nie będzie. Przecież dopiero co sami to przegłosowali w uchwale partii rządzącej, dysponującej większością w Sejmie i ponoszącą pełną odpowiedzialność za kraj. I pilnować ich, żeby nie robili głupstw. Nie pozwolimy. Wiemy, w ilu już sprawach PiS się cofał, gdy napotykał na społeczny opór: od protestu czarnych parasolek po sprawę lex TVN. Opozycji zaś warto odradzić strategię typu im gorzej, tym lepiej. Skoro bowiem tak, to jak poradzi sobie, gdy przejmie władzę, co kiedyś przecież nastąpi? 

81 proc z nas uważa, że Polska powinna pozostać w Unii Europejskiej - to wynik sondażu ośrodka Kantar z września br.  

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do