
W II Rzeczpospolitej istniało kilkadziesiąt organizacji kombatanckich. Ponad trzydzieści z nich zjednoczyło się 1928 r. w Federację Związków Obrońców Ojczyzny (miedzy innymi Związek Oficerów Rezerwy, Związek Legionistów, Związek Bajończyków, Legia Inwalidów Wojsk Polskich, Związek Powstańców Śląskich, Związek Obrońców Lwowa, Związek Sybiraków), która wchodziła w skład Federacji Międzysojuszniczej Byłych Kombatantów (Fédération Interallié des Anciens Combattants). Jakie przywileje mieli byli uczestnicy walk o niepodległość?
Świadczenia społeczne dla kombatantów w II RP.
W latach dwudziestych i trzydziestych uchwalonych zostało kilka ustaw nadających uprawnienia materialne i honorowe weteranom powstań narodowych i inwalidom wojennym. Pierwsze z nich dotyczyły powstańców 1863 i więźniów politycznych. Dla uczestników walk o niepodległość z pierwszych dwudziestu lat XX stulecia bardzo ważne znaczenie miał dekret Prezydenta z 13 stycznia 1936 r. o zaopatrzeniu szczególnie zasłużonych w walkach o niepodległość Państwa Polskiego (Dz. U. z 1936 r., Nr 3, poz. 8), a potem ustawa z 2 lipca 1937 r. o zapewnieniu pracy i o zaopatrzeniu uczestników walk o niepodległość Państwa Polskiego (Dz. U. z 1937 r., Nr 59, poz. 464 z późn. zm.), pozbawionym środków do życia kombatantom, którzy zostali odznaczeni Krzyżem Niepodległości z Mieczami, Krzyżem Niepodległości lub Medalem Niepodległości.
Warto było „być” weteranem.
Sytuacja bytowa byłych uczestników walk o niepodległość do połowy lat trzydziestych była delikatnie mówiąc nie najlepsza. Zależała od wielu czynników takich jak wykształcenie, miejsce zamieszkania, statusu społecznego i co tu dużo mówić - od posiadanych kontaktów i znajomości. W zasadzie musieli oni liczyć wyłącznie na siebie i poza pewną grupą związaną bezpośrednio z obozem sprawującym władzę nie korzystali ze specjalnych szczególnych względów czy przywilejów. Należy pamiętać, że do osób kwalifikujących się do statusu weterana (działacze związków wolnościowych sprzed 1914, zesłańcy syberyjscy, żołnierze polskich formacji podczas I wojny) dołączyła po ustaniu walk o granice liczna rzesza powstańców lat 1918–1922, uczestników wojny z Ukraińcami, bolszewikami, bojowników o Śląsk Cieszyński i Ziemię Wileńską. Budżet państwa nie był w stanie zmierzyć się z takim problemem i nie przewidywał szerokiej pomocy dla tych ludzi. Bardzo często dochodziło do upokarzających sytuacji, kiedy obrońcy ojczyzny zmuszeni byli wręcz błagać o pomoc. Były POW –jak i uczestnik wojny polsko-bolszewickiej Józef Łapiński, tak pisał w lipcu 1924 r. do Dyrekcji Poczt i Telegrafów: „Uprzejmie upraszam Wysoką dyrekcję o udzielenie mi posady woźnego w jakimkolwiek urzędzie pocztowym, podległym Warszawskiej Dyrekcji. Nadmieniam, że jestem zapasowym starszym szeregowcem piechoty wojska polskiego i brałem udział w bitwach w 1919 roku pod Lidą, Wilnem i Mińskiem, w roku zaś 1920 pod Kijowem, Modlinem walcząc przeciw bolszewikom”. W pierwszych latach niepodległości przewidziano symboliczne wsparcie wyłącznie dla inwalidów, które często nie było w stanie zabezpieczyć podstawowych potrzeb życiowych. Każdy z byłych żołnierzy, którzy w wyniku działań wojennych doznali uszczerbku na zdrowiu o wielkości, co najmniej 15%, mógł oczekiwać zasiłku. Sytuacja zaczęła się dopiero poprawiać mniej więcej ok. roku 1935 kiedy państwo polskie uporało się z największymi trudnościami gospodarczymi i zainicjowało działania polegające na wprowadzeniu osłony socjalnej dla tej szczególnej grupy społecznej. Istotny był jednak w dalszym ciągu akces do organizacji.
Przynależność do Związków Peowiaków czy Związku Legionistów dawało oprócz poczucia ideowej wspólnoty pewne możliwości, szczególnie istotne, gdy w grę wchodziły takie ważkie problemy jak poszukiwanie stałej posady. Pisemne poręczenie i rekomendacja wystawiona przez organizację, ułatwiała i niekiedy otwierała trudne do sforsowania „drzwi”. Było to bardzo ważne w czasie wielkiego kryzysu, który w latach trzydziestych dotknął wszystkie grupy społeczne w Polsce, w tym również weteranów. Dopiero wspomniana ustawa z 1937 r. dawała gwarancję godnego życia byłym uczestnikom walk o niepodległość. Nawet w przypadku analfabetów, za których świadczył związek kombatancki, władze administracyjne lub samorządowe były zobligowane do pomocy w znalezieniu zatrudnienia. Warunkiem było zaświadczenie o udziale w walce o niepodległość przed 1914 i w trakcie trwania I wojny światowej (PPS Organizacja Bojowa, Legiony, polskie formacje na Wschodzie, armia Hallera, POW) poparte dokumentem wystawionym przez Wojskowe Biuro Historyczne. Pomijając szlachetne intencje np. byłych członków Polskiej Organizacji Wojskowej, niekiedy „zbawiennym” okazywał się udowodniony choćby kilkumiesięczny udział w konspiracji, dywersji czy w służbie kurierskiej aż do 1921 r. ( POW na Górnym Śląsku). Ścieżka do kariery na kolei, na poczcie lub w magistracie stawała się o wiele bardziej krótsza niż taka sama droga zwykłego „Kowalskiego”. Oczywiście było to uzależnione od kwalifikacji, wykształcenia oraz posiadanych predyspozycji. Na zachowanych do dziś w archiwach podaniach o pracę byłych zesłańców, więźniów politycznych i żołnierzy, pojawia się bardzo często skreślony przez kadrowca dopisek - „niepodległościowiec”. Zdarzało się stosunkowo często, że również dzieci byłych uczestników walk o niepodległość wspominały w swoich życiorysach składanych wraz z dokumentami do przyszłego potencjalnego pracodawcy o historii swoich rodziców. Nie dawało to gwarancji pozytywnego rozpatrzenia wniosku, ale było pewnym dodatkowym punktem za „pochodzenie”. Zuzanna Zielonka z Babic koło Warszawy w podaniu o przyjęcie do pracy w urzędzie państwowym napisała:
„Ojciec był dyrektorem i właścicielem objazdowego teatru, w roku 1905 został aresztowany za rozwożenie i rozdawanie broni strajkującym robotnikom i drogą administracyjną został zesłany na Syberię”.
Elity z pomocą dla weteranów.
Na czele organizacji weteranów stały zazwyczaj osoby zasłużone i wybitne. Związkowi Legionistek Polskich przewodniczyła podpułkownik WP Aniela Zagórska żołnierz Legionów Polskich organizatorka i komendantka Ochotniczej Ligi Kobiet. Na czele Związku byłych żołnierzy POW stała szara eminencja piłsudczyków pułkownik Adam Koc a później minister resortu opieki społecznej Stefan Hubicki. Prezesem Koła Piątaków - stowarzyszenia b. żołnierzy 5 pułku piechoty I Brygady był generał Olszyna-Wilczyński. Do tej samej organizacji należał historyk i publicysta podpułkownik Wacław Lipiński, organizator Instytutu Józefa Piłsudskiego, prelegent i sprawozdawca Polskiego Radia. Obecność tych postaci na czele środowisk kombatanckich było gwarantem podejmowania ważnych inicjatyw, które dawały szansę na poprawę jakości życia byłych uczestników walk o niepodległość. Powstawały dzięki nim projekty, które były dedykowane byłym legionistom, uczestnikom wojny polsko-bolszewickiej 1919-1920, żołnierzom Polskiego Korpusu na Wschodzie. Przykładem tego była budowa w Babicach koło Warszawy (1934 r.) osiedla im. Aleksandry Piłsudskiej dla weteranów walk o niepodległość. Mniej spektakularną a jednocześnie bardzo ważną realizacją było otwarcie w Warszawie w 1932 r. Gospody i Świetlicy pod patronatem Federacji Związków Obrońców Ojczyzny. Ta placówka założona między innymi z inicjatywy Anieli Zagórskiej, wydawała bezpłatne obiady, organizowała letnie kolonie dla dzieci ubogich weteranów walk o niepodległość. Prowadzono także działalność oświatową. W 1931 r. dzięki prezesowi Związku Legionistów w Krakowie doktorowi Augustowi Chanowi rozpoczął się w gmachu Szkoły Ekonomiczno - Handlowej kurs dla członków ZLP. Program obejmował rachunkowość kupiecką, technikę handlową, towaroznawstwo. Eugeniusz Jurkowski, były legionista, prezes praskiego Koła POW-ków starał się jak mógł pomagać nie tylko członkom związku, ale również tak zwanym „zredukowanym”. Oprócz aktywności w środowisku weteranów był czynny w warszawsko - praskim Komitecie Pomocy Bezrobotnym.
Aktywność w kraju i poza jego granicami.
W Stanach Zjednoczonych ukazywało się czasopismo „Weteran”. Było ono organem prasowym Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w Ameryce. Powołane do życia mocą uchwały zjazdu założycielskiego SWAP w Cleveland, OH, w maju 1921 r. Pierwszy numer „Weterana” pod redakcją Czesława Żuławskiego ukazał się w październiku 1921 r. w Chicago. Kolejny numer, pod redakcją Stanisława Z. Stachowicza, ukazał się w Cleveland, gdzie posiadał swoją siedzibę Zarząd Główny SWAP.
W 1930 r. paryskiemu zjazdowi Międzynarodowej Konferencji Związków Inwalidów i byłych Wojskowych przewodniczył Polak, działacz Związku Inwalidów Wojennych RP Jan Augustyn Karkoszka. Głos w debacie zabierał wiceprezes ZIW Antoni Pająk, którego mowa według pisma „Inwalida”, (1930, nr 33, s. 2-3.) „została przyjęta owacyjnie”. Polskę wizytowali przedstawiciele kombatantów zza granicy. 16 sierpnia 1930 r. do Belwederu na spotkanie z Marszałkiem Piłsudskim przybyli angielski pułkownik Abbot prezes Federacji Międzysojuszniczej Byłych Kombatantów oraz prezes Związku Kombatantów Republiki Francuskiej Granier. Do FIDAC - u należeli żołnierze Belgii, Czechosłowacji, Francji,. Grecji, Jugosławii, Polski, Portugalii, Rumunii, USA, Wielkiej Brytanii i Włoch.
W 1932 r. honorowym prezesem Federacji Międzysojuszniczej Byłych Kombatantów został Polak gen. Roman Górecki. Rok później we wrześniu 1933 r. na zaproszenie jugosłowiańskiej sekcji FIDAC - u złożył on wizytę w Białogrodzie (dziś Belgrad, stolica Serbii). Dziennikarz pisma dla wojska „Wiarus” odnotował wówczas następujące informacje: „ W drugim dniu pobytu w Jugosławii gen. Górecki złożył wieniec na grobie Nieznanego Żołnierza oraz udał się na grób króla Piotra w Opleńcu”. W okresie „normalizacji” stosunków z III Rzeszą,
7 października 1936 r. na zaproszenie National sozialistische Kriegsopferversorgung (Narodowo-Socjalistyczna Organizacja Ofiar Wojny, związana z partią nazistowską) udała się do Niemiec z 13-dniową wizytą delegacja polskich inwalidów wojennych z Janem Karkoszką i Zygmuntem Jankowskim na czele. Kombatanci polscy w tym czasie odwiedzili Berlin, Essen i Drezno. Byli żołnierze gen. Hallera zorganizowani w Stowarzyszeniu Weteranów byłej Armii Polskiej we Francji czynili starania zmierzające do przyznania im przez Republikę Francuską „Krzyża i Karty Kombatanckiej”. W tym celu Zarząd Główny tej organizacji spotkał się w 1937 r. w Warszawie z przebywającym z wizytą ministrem spraw zagranicznych Yvon Delbos. Weterani byli również zaangażowani w życie lokalnych społeczności i czynnie brali udział w różnych przedsięwzięciach. Osadnik wojskowy, żołnierz polskich formacji na terenie Rosji, rotmistrz rezerwy Kazimierz Łado - Moczarski uzyskał uprawnienia instruktora rolnego i pracował w latach 1925-1926 charakterze prelegenta na kursach lotnych w powiecie kosowskim i drohiczyńskim. Stanisław Stepnowski, którego życiorys mógłby posłużyć do napisania powieści sensacyjnej (podczas służby w armii carskiej na Cytadeli w Warszawie pomagał więźniom politycznym, zagrożony sądem wojennym uciekł przez Rygę do Londynu, po sfałszowaniu dokumentów wrócił do kraju, w 1914 r. został powołany na front, ukończył szkołę chorążych w Tyfilisie, od 1919 r. w 4 Dywizji gen. Żeligowskiego, udział w wojnie z bolszewikami, służba w wolnej Polsce w straży granicznej i policji) w latach 1929–1930 pełnił funkcję powiatowego komendanta Przysposobienia Wojskowego i Wychowania Fizycznego w Działdowie. Józef Rakowicz, więzień aresztów niemieckich na terenie białostocczyzny i kurier POW, był zaangażowany w pracę w samorządzie tykocińskim gdzie oprócz piastowania godności ławnika miejskiego, udzielał się w Ochotniczej Straży Pożarnej i Związku Strzeleckim. Takich postaci wśród dawnych żołnierzy niepodległości było setki jeżeli nie tysiące w całym kraju. Kombatantów nigdy nie brakowało podczas krajowych obchodów związanych z „okrągłymi” rocznicami bitew w których uczestniczyły polskie formacje wojskowe podczas I wojny światowej oraz w trakcie walk o granice 1918 - 1921. Przykładem takich uroczystości był zjazd weteranów - uczestników słynnej szarży II Brygady Legionów Polskich pod Rarańczą z 1918 roku. Weterani brali zawsze udział w ogólnokrajowych i lokalnych obchodach święta Trzeciego Maja, 11 Listopada czy 15 Sierpnia. Oczywistym było uczestnictwo pocztów sztandarowych organizacji weteranów na pogrzebach zmarłych towarzyszy broni, odsłonięć pomników czy akademiach ku czci poległych. Na kilka dni przed 3 maja 1935 Związek Powstańców Śląskich przygotowywał się do obchodów rocznicy wybuchu III powstania śląskiego z 1921 r. Plan wyglądał następująco: „Dnia 2 maja - przyjazd transportów ze Śląska do Warszawy ok. godz. 9-ej, podział na kwatery w koszarach i śniadanie. Od godz. 10-ej do 13 -ej zwiedzanie miasta w 5 grupach, podzielonych na kompanie po 100 ludzi. Powrót do kwater o godz. 14-ej, obiad, następnie wymarsz na pl. Piłsudskiego” (czasopismo „Powstaniec Śląski z kwietnia 1935 r.). Dla byłych legionistów najważniejszym świętem był dzień 6 sierpnia - rocznica Czynu Legionowego. Organizowano wtedy doroczne zjazdy legionowe, na które przybywali z całej Polski byli żołnierze Legionów, generalicja, prominentni politycy, na czele z samym Marszałkiem Piłsudskim. Pierwszy (1922 r.) i ostatni (1939 r.) zjazd legionistów miały miejsce w Krakowie.
Osobno ale jednak razem.
Niedługo po odzyskaniu niepodległości z roku na rok coraz bardziej krystalizował się podział i narastał spór polityczny. Upraszczając, był to konflikt między zwolennikami Józefa Piłsudskiego a prawicą narodową, która po maju 1926 zmuszona została do przejścia do opozycji. Antagonizmy również nie ominęły środowisk kombatanckich. Weteranom z Armii Polskiej w Francji albo byłym Dowborczykom, nie było po „drodze” w wyborach politycznych z byłymi POW - kami i legionistami I Brygady. Weteranom wywodzącym się z szeroko pojętego obozu Józefa Piłsudskiego (PPS – Frakcja Rewolucyjna, Związek Walki Czynnej, POW, Legiony) prawica zarzucała korzystanie ze specjalnych przywilejów, posądzała o protekcjonizm i złośliwie ochrzciła terminem „legionowej sitwy”. Gdzie niegdzie słychać było pogląd, że jednym z filarów systemu pomajowego był właśnie ruch kombatancki, na czele którego stali zwolennicy Marszałka. Można postawić tezę, że ten konflikt był widoczny bardziej na „górze” i nie dotyczył tak zwanych kombatanckich „dołów”. Byli żołnierze Błękitnej Armii czy weterani I Korpusu Polskiego w Rosji zrzeszeni w „opozycyjnych” stowarzyszeniach (Legion Rzeczypospolitej Polskiej, Związek Hallerczyków) nie widzieli problemu w udziale we wspólnych wieczornicach, opłatkowych spotkaniach czy obchodach patriotycznych z dawnymi legionistami i POW -kami. Oficjalna polityka a nawet propaganda starły się „wyciszać” wszelkie różnice pomiędzy weteranami, stawiając ich w jednym szeregu jako bohaterskich bojowników o wolność. Przykładem takiej narracji była choćby popularna w kręgach weteranów piosenka o „Pierwszym żołnierzu”, której jedna ze zwrotek kończyła się zdaniem:
"Wszyscyśmy równi bracia broni.
A wspólny chrzest nam dały boje".
Na antyniemieckim „froncie”.
Prawie od samych narodzin państwa cyklicznie pojawiały się obawy przed niemieckim rewizjonizmem. Miernikiem tego zjawiska była polityka zagraniczna Republiki Weimarskiej a potem III Rzeszy. Krytyka, oburzenie polskiej prasy i szerokich mas społeczeństwa na niemieckie żądania zmian terytorialnych sprzyjały manifestacjom, wiecom i akcjom propagandowym inicjowanym praktycznie przez wszystkie strony sceny politycznej. Na tym „froncie” wielką aktywność i zaangażowanie wykazywali weterani walk o niepodległość. Podczas wiecu w Warszawie w sierpniu 1930 r. prezes Federacji Związków Obrońców Ojczyzny gen. Roman Górecki odczytał rezolucję („Protest Polski przeciw zamachowi niemieckiemu na nasze granice”) potępiającą niemiecką politykę zmierzającą do rewizji traktatu wersalskiego. Fragment tego przesłania brzmiał następująco:
„Wyrażamy stanowczy protest przeciwko godzącym w zasadnicze prawa państwa polskiego atakom szowinistów niemieckich oraz wystąpieniom ministra Rzeszy niemieckiej G. Treviranusa, który poważył się publicznie zakwestionować nienaruszalne nasze prawa do odwiecznie polskiego Pomorza. Stwierdzamy, że cały naród polski z oburzeniem piętnuje zakusy, zmierzające do uszczuplenia granic Rzeczpospolitej jakąkolwiek bądź drogą”.
Łyżka dziegciu w beczce z miodem.
Istnieje w historii środowiska kombatanckiego II RP pewien „zgrzyt”. Jego symbolem jest anegdota albo, jak kto woli legenda. Wiadomo, że w każdej legendzie jest jakaś cząstka prawdy. Podobno podczas jednego ze zjazdów legionistów, widząc nieprzebrane zastępy maszerujących dziarsko kombatantów, Marszałek Piłsudski wypowiedział następujące zdanie
-Ach! Gdybym to ja miał was tylu w pamiętnym roku 1914, niepodległość byłaby wywalczona bardzo szybko. Czy z ust Józefa Piłsudskiego naprawdę padły takie słowa? Do końca nie da się tego ustalić. Jest natomiast pewne, że zjawisko tak zwanej „czwartej brygady” (brygad Legionów Polskich było trzy) funkcjonowało w latach trzydziestych i zderzało się niekiedy z cierpką ironią a nawet pogardą uczestników walk o niepodległość z lat 1914-1918. Miało ono różne odmiany i postacie. Zdarzały się przypadki skrajne takie jak zwykłe oszustwa (przykład Bogumiła Czechaka, który w 1932 r. zamienił się w rotmistrza Czackiego – wielokrotnie odznaczonego i nagradzanego weterana wojny polsko-bolszewickiej, na której rzekomo stracił rękę) po zachowania niehonorowe, do których należało przypisywanie sobie nie swoich zasług podczas wojny. Nawet wśród poprzedników żołnierzy niepodległości z początku dwudziestego wieku, (których słusznie darzyli wyjątkowym szacunkiem) wkradały się „czarne owce” podszywające się pod powstańców 1863 r. Według wszelkiego prawdopodobieństwa takim niegodziwcem był rzekomy „partyzant” oddziału Jeziorańskiego, który pod koniec lat dwudziestych decyzją samego prezydenta Mościckiego, premiera J. Piłsudskiego i ministra robót publicznych J. Moraczewskiego otrzymał pełną – specjalną emeryturę. Nazywał się Władysław Mamert Wandalli i był przed wojną powszechnie szanowanym weteranem - literatem. Według ujawnionych niedawno dokumentów okazało się, że gdy trwało powstanie liczył sobie… kilka lat.
Powtórka z historii czy tylko żałosna maskarada?
Sytuacje podobne do mistyfikacji Wandalliego sprzed 1939 r. zdarzały się od czasu do czasu w latach późnego PRL-u, kiedy pewna grupa ludzi, która urodziła się tuż przed II wojną światową twierdziła, że należała a w najgorszym przypadku wspierała AK. Po upadku komunizmu ta sama historia dotyczyła udziału w WiN czy w NSZ. Dziś dzieje się niestety podobnie, bo przyznawanie się do etosu opozycji demokratycznej z lat 1976-1989 ma swoją wymierną wartość. Jak słychać tu i ówdzie, pojawiają się w przestrzeni publicznej osoby, które nie miały nic wspólnego z „Solidarnością” z okresu stanu wojennego i jednocześnie usiłują dowieść, że kolportowali, „uczestniczyli” oraz prawie dzień w dzień czynnie przeciwstawiali się reżimowi. Brak świadków i dokumentów dzisiejsi „czwartobrygadowcy” tłumaczą tym, że musieli być „niewidoczni” ponieważ wymagały tego zasady konspiracji. Najbardziej z nich „zaradni” wymyślają alternatywne dla faktów historie, które powielają w postaci prasowych publikacji a nawet książek. Żeby dolać oleju do ognia należy wspomnieć, że od kilku lat kuriozalnym przypadkiem nawiązującym w jakiejś mierze do przedwojennej „czwartej brygady” jest powszechne przyzwolenie na egzystowanie w przestrzeni publicznej (zazwyczaj podczas obchodów patriotycznych) „AK –ców”- przebierańców. Są to osoby, które uważają, że dzięki przywdzianiu swoistej „kreacji” (mundur, biało - czerwona opaska na ramieniu, plagiat Krzyża Niepodległości na piersi) kultywują tradycję ruchu oporu z czasów II wojny światowej. Na pagonach przyszywają sobie stopnie oficerskie, salutują i lepiej lub gorzej naśladują wojskowy ceremoniał. Nie należy ich mylić z członkami grup rekonstrukcji historycznych, harcerzami w strojach nawiązujących do tradycji „Szarych Szeregów” podczas obchodów 1 Sierpnia i aktorami na planach seriali o tematyce wojennej. O zaprzestanie takich praktyk apelował publicznie we wrześniu ubiegłego roku w Muzeum Armii Krajowej w Krakowie pewien emerytowany działacz opozycji demokratycznej i były wieloletni więzień polityczny PRL -u, ale mimo obecności mediów nikt nie zwrócił na jego słowa uwagi. Tak więc następcy „czwartej brygady” z okresu II RP są obecni wśród nas i co najsmutniejsze, są tolerowani a nawet mają publiczny akcept na odtwarzanie na ulicach groteskowego przedstawienia.
Gorzka chwała.
Nikogo nie powinna dziwić zwulgaryzowana wersja najbardziej znanej w Polsce pieśni kombatanckiej, której jedna ze zwrotek zaczyna się od słów: „Nie chcemy dziś od was uznania...”. Jak się kończy większość słyszała i zapewne wie. Była ona nieoficjalnie śpiewana przez byłych żołnierzy I Brygady Józefa Piłsudskiego, którzy mimo wywalczonej wolności nie potrafili zapomnieć o nazywaniu ich germanofilami, zamykanych okiennicach, a przede wszystkim o postawie większości społeczeństwa które w swych wyborach kierowało się wyrachowaniem, lojalnością wobec zaborców i zwykłym oportunizmem. Po 11 listopada szybko o tym wszystkim starano się zapomnieć. Niepodległą była już na ustach niemal wszystkich. Nawet tych, którzy cztery lata wcześniej uważali program Niepodległości za niebezpieczną mrzonkę. Byli posłowie do carskiej Dumy stawali się z dnia na dzień najbardziej gorliwymi nosicielami idei wielkiej, potężnej Polski, ugodowi politycy chętnie szermowali hasłami patriotyzmu, polskości i walki o granice.
Dlatego trzeba koniecznie pamiętać, że w dziejach ludzkości do najcięższych podłości należy postawa, której cechą jest przypisanie sobie cudzego męstwa i cudzych bohaterskich czynów.
Dawni bojowcy PPS, legioniści, żołnierze POW, musieli przełknąć z godnością tę gorzką pigułkę i pogodzić się z istnieniem „czwartej brygady”. Łudzili się nadzieją, że uzurpatorzy i konformiści znikną kiedyś z przestrzeni publicznej i materialne żerowanie na etosie niepodległościowym odejdzie w niebyt. Niestety byli w błędzie.
Zdjęcie: Uczestnicy szarży II Brygady Legionów pod Rarańczą z 1918 r. na spotkaniu z Marszałkiem Piłsudskim w Belwederze (zbiory J. Woźniaka).
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie