Reklama

Po co szliśmy na Kijów czyli profesorski kij w mrowisko

02/12/2020 11:52

Witold Modzelewski w swojej najnowszej książce udowadnia, że maszerując w 1920 r. na Kijów sami ściągnęliśmy na siebie nieszczęście. Nie tylko Józefa Piłsudskiego ocenia surowo. Zdaniem profesora nic nie uzasadnia obecnego fatalnego stanu stosunków z Rosją, na którym tracimy.

Trudno o tezę bardziej obrazoburczą na stulecie warszawskiego zwycięstwa: dla Modzelewskiego wyprawa kijowska była bowiem zbędnym awanturnictwem, sojusznik Piłsudskiego ukraiński ataman Symon Petlura nie miał poparcia miejscowej ludności zaś na całej eskapadzie najwięcej skorzystali Niemcy. My zaś musieliśmy wkrótce bronić niepodległości na szańcach radzymińskich, chociaż przedtem bolszewicy skłonni byli przystać na pokój i granice podobne jak w traktacie ryskim, ze strategicznego punktu widzenia straty wojenne okazały się więc zbędne. 

Profesor nie pisze tego wszystkiego z sympatii dla bolszewików, których uznaje za największe nieszczęście dla Rosji i ówczesnej Europy. Podobnie jak niegdyś Józef Mackiewicz ma pretensje, że Polska nie wsparła wtedy białych generałów Antona Denikina i Piotra Wrangla, żeby leninowską dyktaturę zlikwidować. Zdaniem Modzelewskiego stało się tak dlatego, że Piłsudski wciąż ulegał Niemcom jako ich dawny sojusznik. Wyprawa na Kijów nie leżała bowiem w polskim interesie, koncepcje federacyjne nie nadawały się do realizacji, bo nie chcieli ich potencjalni partnerzy. Żadna zresztą federacja z udziałem Polski nie mogłaby objąć Ukrainy, bo ze względów demograficznych i strategicznych właśnie ona stałaby się wówczas najsilniejszym jej państwem.

Witold Modzelewski apeluje przy tym, żeby wojny 1920 roku nie nazywać polsko-rosyjską, bo bolszewicy Rosję zniszczyli, a nie dawali kontynuację carskiej polityki: tę ostatnią uosabiali biali generałowie.

Z książki "Polska - Rosja. Cud nad Wisłą - zwycięstwo zapowiadające katastrofę" wynika, że zwycięstwo warszawskie, przy czym autor nie neguje bohaterstwa polskiego żołnierza, zapowiadało już nieuchronnie przyszłą zagładę państwa polskiego. Patronującą polskiej dyplomacji Dwudziestolecia koncepcję "dwóch wrogów" autor uznaje za samobójczą. Krach nastąpił 17 września 1939 r.

Równie surowo ocenia Modzelewski obecne zaangażowania polskiej polityki wschodniej. Minął bowiem czas Jerzego Giedroycia czy Juliusza Mieroszewskiego, promujących niepodległościowe ambicje narodów lokujących się na wschód od Polski - bo wtedy dobre było wszystko, co szkodziło ZSRR. Teraz wspieranie ukraińskiej "pomarańczowej rewolucji" czy tamtejszego Euromajdanu pogarsza nasze i tak niedobre kontakty z Rosją, a nie zaskarbia sojuszników, bo nacjonalistyczne ekipy pomimo uzyskanej pomocy źle traktują Polaków na tych ziemiach i lansują wizję historii, w której za bohaterów uchodzą ci, co Polaków mordowali, jak Ukraińska Powstańcza Armia.  W opinii Modzelewskiego po stu latach wciąż nie wyzwoliliśmy się z wymyślonej wtedy przez wilhelmińskich planistów koncepcji Mitteleuropy, zakładającej oddzielenie Niemiec od Rosji specyficznym kordonem bezpieczeństwa,  złożonym ze skłóconych wzajemnie i słabych nacjonalistycznych państw.   

Amerykańskie koncerny zbrojeniowe z budżetami, przekraczającymi bilanse wielu państw oraz niemiecka dyplomacja również dzisiaj - jak ostrzega Modzelewski - pozostają zainteresowane podgrzewaniem napięć między Polską a Rosją. Te ostatnie nie są w ocenie profesora potrzebne, nie znajdujemy się bowiem w stanie żadnej "wojny hybrydowej" a w ostatnim światowym konflikcie walczyliśmy po tej samej stronie koalicji antyhitlerowskiej. Przy czym profesor wcale nie radzi, żeby Rosji ustępować: bardziej, by zrozumieć jej racje, również związane z szacunkiem dla grobów poległych na polskiej ziemi żołnierzy. Potępia pakt Mołotowa z Ribbentroppem ale przypomina, że mocarstwa zachodnie zawarły równie niemoralny i katastrofalny w skutkach układ monachijski, który oddał Adolfowi Hitlerowi Czechosłowację jako "odległy kraj, o którym niewiele wiemy", jak określali to wówczas alianccy negocjatorzy. Nawołuje do suwerennych decyzji w polityce zagranicznej. Razi go ustępliwość kolejnych ekip wobec zachodnich sojuszników. Modzelewski, znany ze świata gospodarki jako postać wybitna, udowadnia, jak na pielęgnowaniu uprzedzeń "na kierunku wschodnim" zyskują inni, a traci polski przedsiębiorca a także rolnik czy sadownik, który znalazłby tam rynki zbytu, gdyby politycy nie przeszkadzali.  

Nawet krótkie zreferowanie poglądów Modzelewskiego pokazuje, jak kontrowersyjna to książka, kolejna zresztą z cyklu jego publikacji o stosunkach polsko-rosyjskich. Celem profesora, świadomie operującego paradoksem i kwestionującego zarówno polityczną poprawność jak narodowe mity pozostaje wywołanie żywej dyskusji.  Przed pandemią organizował zresztą seminaria, w trakcie których spotykali się eksperci polityki wschodniej, rosyjski ambasador, historycy i dziennikarze.

Nie trzeba się z jego poglądami zgadzać, żeby je wnikliwie analizować i spierać się o nie, zwłaszcza, że erudycja autora pozwala na uzasadnianie nawet szokujących tez obfitą faktografią. Stan polskich think tanków, wszystkich tych Ośrodków Studiów Wschodnich, które nie potrafiły nawet przewidzieć obecnej eskalacji konfliktu władzy ze społeczeństwem na Białorusi skłaniać powinien do poszukiwań. Specjalista od podatków, były wiceminister finansów swoją osobną pasję realizuje w ten sposób, by przełamywać schematy i kwestionować zastane recepty. Można nie zgadzać się z nim, gdy skrajnie negatywnie ocenia politykę Józefa Piłsudskiego a nawet jego dowódcze zdolności, ale trudniej uznać, że słabości ówczesnej i obecnej dyplomacji sobie wymyślił. Zwłaszcza, że jako rozpoznawalna postać znana z oryginalności poglądów może sobie pozwolić na krytykę wszystkich kolejnych ekip rządzących, gdy analizuje polską politykę wschodnią po rozpadzie ZSRR. Jest o czym dyskutować, najnowsza publikacja Modzelewskiego to coś więcej niż tylko pretekst do takiej debaty. To kamień milowy.  

Witold Modzelewski. Polska - Rosja. Cud nad Wisłą - zwycięstwo zapowiadające katastrofę. Wyd. Instytut Studiów Podatkowych, Warszawa 2020

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do