
Za jego czasów była to jedyna gazeta, dla której nazwisko naczelnego stało się praktycznie częścią tytułu. W kioskach prosiło się o "Życie Wołka". Chociaż nakład i sprzedaż "Wyborczej" pozostawały wyższe - to nikt nie domagał się "Gazety Michnika".
Żegnamy Tomasza Wołka [1947-2022].
Zbieg okoliczności sprawił, że odszedł odkładnie w ćwierćwiecze wyborczego zwycięstwa AWS, do którego bardzo się przyczynił. Jednak "Życie" za jego rządów nie stało się propagandowym orężem, lecz przede wszystkim znakomitą gazetą. Gdy na czołówce opublikowało artykuł o agentach rosyjskich służb specjalnych, pracujących pod przykryciem w ambasadzie przy Belwederskiej - kontrwywiad wziął się szybko do roboty i niebawem wydalono fałszywych dyplomatów. Jednak kolejność była właśnie taka.
W "Życiu" w latach 1996-2001 pracowali dziennikarze tak znakomici jak Jarosław Jakimczyk i Wojciech Czuchnowski czy Bertold Kittel i Dariusz Tuzimek. Tomasz Wołek pozostawał charyzmatycznym szefem, ale w drobiazgi się nie wtrącał. Z wieloma z nas - pomimo pokoleniowej różnicy - przechodził na "ty".
Liczyły się wtedy w Polsce tylko dwa dzienniki: "Gazeta Wyborcza" Adama Michnika i "Życie" Tomasza Wołka. Pierwsi podawaliśmy wiadomości o kolejnych zmianach w rządzie ale także - chociaż komentarze nie taiły sympatii dla reform AWS-UW - rozłamach w obu ugrupowaniach koalicyjnych. Również koledzy z "Wyborczej" zazdrościli im tej swobody.
Tomasz Wołek miał serce dla najważniejszej z reform rządu Jerzego Buzka, samorządowej. Tej, której dobroczynne efekty zbieramy również dzisiaj za sprawą unijnych środków pomocowych i gospodarności włodarzy licznych Małych Ojczyzn, które przez ćwierćwiecze wypiękniały jak nigdy przedtem.
Kiedy w dniu pierwszych wyborów po wielkiej reformie, w 1998 r. oznajmiłem, że jadę z fotoreporterem do Ciechanowa - nikt nie spytał mnie, po co. Stało się oczywiste, że sprawdzamy efekty przemian tam, gdzie ponadnormatywne poparcie miał swego czasu zagadkowy kandydat w pierwszych wolnych wyborach prezydenckich Stanisław Tymiński. Kiedy ponad dekadę później pojechałem do Ciechanowa po raz kolejny, pracując wspólnie z Mariuszem Ambroziakiem nad książką o polskim samorządzie "Kraj odzyskiwany" - nikt już tam do Tymińskiego nie wzdychał, a dobre rezultaty zmian widać było gołym okiem.
Jak wiele znaczyło dla redakcji "Życia" charyzmatyczne przywództwo Wołka, przekonali się czytelnicy ale i podwładni, kiedy w następstwie zmian właścicielskich w wydającej gazetę spółce zastąpił go niezgułowaty Paweł Fąfara. Sprzedaż tytułu niemal natychmiast spadła do minimum. Ludzie nie chcieli surogatu.
To było - nomen omen - dzieło jego życia, ale swoich popisowych ról miał więcej. Uczestnik działań opozycyjnych w kręgu Ruchu Praw Człowieka i Obywatela oraz Ruchu Młodej Polski, dziennikarz sportowy, znawca i komentator piłki nożnej zwłaszcza w wydaniu latynoamerykańskim, wreszcie redaktor naczelny "Życia Warszawy" do chwili konfliktu z włoskim właścicielem Nicolą Grauso, który ubiegając się o koncesję dla sieci swoich telewizji nie chciał narażać się władzy, wreszcie dyskutant w studiach radiowych i telewizyjnych - to najważniejsze, lecz nie wszystkie z nich. Zostanie zapamiętany jako człowiek, który dokonał niemożliwego, bo przecież za "Życiem" nie stał ani wielki kapitał ani pomoc zagraniczna, a tytuł ten przez pięć lat jak równy z równym rywalizował z "Wyborczą" o dusze Polaków. Zaś kto przeczytał oba dzienniki, nie mógł skarżyć się na brak dostępu do informacji ani komentarzy, co z nich wynika.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie