Reklama

Żegnamy Tomasza Wołka

21/09/2022 17:02

Za jego czasów była to jedyna gazeta, dla której nazwisko naczelnego stało się praktycznie częścią tytułu. W kioskach prosiło się o "Życie Wołka". Chociaż nakład i sprzedaż "Wyborczej" pozostawały wyższe - to nikt nie domagał się "Gazety Michnika".

Żegnamy Tomasza Wołka [1947-2022].

Zbieg okoliczności sprawił, że odszedł odkładnie w ćwierćwiecze wyborczego zwycięstwa AWS, do którego bardzo się przyczynił. Jednak "Życie" za jego rządów nie stało się propagandowym orężem, lecz przede wszystkim znakomitą gazetą. Gdy na czołówce opublikowało artykuł o agentach rosyjskich służb specjalnych, pracujących pod przykryciem w ambasadzie przy Belwederskiej - kontrwywiad wziął się szybko do roboty i niebawem wydalono fałszywych dyplomatów. Jednak kolejność była właśnie taka.

W "Życiu" w latach 1996-2001 pracowali dziennikarze tak znakomici jak Jarosław Jakimczyk i Wojciech Czuchnowski czy Bertold Kittel i Dariusz Tuzimek. Tomasz Wołek pozostawał charyzmatycznym szefem, ale w drobiazgi się nie wtrącał. Z wieloma z nas - pomimo pokoleniowej różnicy - przechodził na "ty". 

Liczyły się wtedy w Polsce tylko dwa dzienniki: "Gazeta Wyborcza" Adama Michnika i "Życie" Tomasza Wołka. Pierwsi podawaliśmy wiadomości o kolejnych zmianach w rządzie ale także - chociaż komentarze nie taiły sympatii dla reform AWS-UW - rozłamach w obu ugrupowaniach koalicyjnych. Również koledzy z "Wyborczej" zazdrościli im tej swobody.

Tomasz Wołek miał serce dla najważniejszej z reform rządu Jerzego Buzka, samorządowej. Tej, której dobroczynne efekty zbieramy również dzisiaj za sprawą unijnych środków pomocowych i gospodarności włodarzy licznych Małych Ojczyzn, które przez ćwierćwiecze wypiękniały jak nigdy przedtem.

Kiedy w dniu pierwszych wyborów po wielkiej reformie, w 1998 r. oznajmiłem, że jadę z fotoreporterem do Ciechanowa - nikt nie spytał mnie, po co. Stało się oczywiste, że sprawdzamy efekty przemian tam, gdzie ponadnormatywne poparcie miał swego czasu zagadkowy kandydat w pierwszych wolnych wyborach prezydenckich Stanisław Tymiński. Kiedy ponad dekadę później pojechałem do Ciechanowa po raz kolejny, pracując wspólnie z Mariuszem Ambroziakiem nad książką o polskim samorządzie "Kraj odzyskiwany" - nikt już tam do Tymińskiego nie wzdychał, a dobre rezultaty zmian widać było gołym okiem. 

Jak wiele znaczyło dla redakcji "Życia" charyzmatyczne przywództwo Wołka, przekonali się czytelnicy ale  i podwładni, kiedy w następstwie zmian właścicielskich w wydającej gazetę spółce zastąpił go niezgułowaty Paweł Fąfara. Sprzedaż tytułu niemal natychmiast spadła do minimum. Ludzie nie chcieli surogatu.

To było - nomen omen - dzieło jego życia, ale swoich popisowych ról miał więcej. Uczestnik działań opozycyjnych w kręgu Ruchu Praw Człowieka i Obywatela oraz Ruchu Młodej Polski, dziennikarz sportowy, znawca i komentator piłki nożnej zwłaszcza w wydaniu latynoamerykańskim, wreszcie redaktor naczelny "Życia Warszawy" do chwili konfliktu z włoskim właścicielem Nicolą Grauso, który ubiegając się o koncesję dla sieci swoich telewizji nie chciał narażać się władzy, wreszcie dyskutant w studiach radiowych i telewizyjnych - to najważniejsze, lecz nie wszystkie z nich. Zostanie zapamiętany jako człowiek, który dokonał niemożliwego, bo przecież za "Życiem" nie stał ani wielki kapitał ani pomoc zagraniczna, a tytuł ten przez pięć lat jak równy z równym rywalizował z "Wyborczą" o dusze Polaków. Zaś kto przeczytał oba dzienniki, nie mógł skarżyć się na brak dostępu do informacji ani komentarzy, co z nich wynika.      

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do