
Z dr Andrzejem Anuszem, autorem książki "Kościół obywatelski", rozmawia Łukasz Perzyna.
- Jak strzały jakie do Jana Pawła II oddał 13 maja 1981 r. zamachowiec na placu Świętego Piotra wpłynęły na sytuację w Polsce, jak zagrożenie jego życia przyjęli Polacy, którzy wiedzieli też już, że bardzo ciężko chory jest kardynał Stefan Wyszyński?
- Polska po wyborze Karola Wojtyły na papieża w październiku 1978 r. znalazła się w niezwykłym czasie. Wraz z upływem lat nauczymy się coraz bardziej doceniać następstwo takich zdarzeń jak tamta decyzja kardynałów na konklawe, pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Polski w czerwcu 1979 r. i powstanie Solidarności po porozumieniach sierpniowych w 1980 r. I nagle w ten czas, prawie bajkowy dla zwykłych, niezbyt interesujących się polityką ludzi, wkracza znienacka przemoc. Strzały oddane do Jana Pawła II na rzymskim placu przez Mehmeta Alego Agcę dramatycznie pokazują Polakom, jak mocno ich los zależy od posługi papieża. Od tego, czy powróci on do zdrowia, zależy historia Polski, jej dalszy przebieg. Wszyscy widzą, chociaż to maj, po jak bardzo cienkim lodzie w kraju stąpamy. Na włosku wiszą sprawy najważniejsze dla Polaków. Stąd ówczesna reakcja społeczeństwa.
- Co okazało się najwyraźniejszym jej przejawem?
- Kościoły jak nigdy wcześniej wypełniają się wiernymi, modlącymi się o ocalenie życia Ojca Św. a potem o jego powrót do zdrowia, pozostają otwarte również w nocy. Ludzie czekają w napięciu na komunikaty o stanie zdrowia Jana Pawła II z kliniki Gemelli. Wtedy uświadamiamy sobie, że papież pozostaje niekoronowanym królem Polski. I jak straszna byłaby przyszłość, gdyby go zabrakło: niepewna ale raczej najgorsza z możliwych. Wielki znak zapytania co dalej, bo przecież Polacy wiedzą również, że ich Prymas Tysiąclecia zapadł na chorobę nowotworową, chociaż nie mogą oczywiście przewidzieć, że odejdzie jeszcze w maju 1981 r, dwudziestego ósmego.
- Polacy wtedy częściej się modlili, dowodzą tego także zdjęcia ze stoczniowych strajków niespełna rok wcześniej. Czy pojawiają sie wtedy w maju 1981 r. specyficzne, zarezerwowane tylko dla tego czasu przejawy aktywności obywatelskiej?
- Ruszają białe marsze. Wymierzone są przeciwko przemocy, to oczywiste, bo jej ofiarą padł papież, uosabiający siłę duchową. Pistolet przeciw charyzmie to nader złowrogi symbol.
- To dla Polaków strasznie trudny moment, ciężko choruje prymas Wyszyński, sześć tygodni wcześniej zanim Agca strzeli do papieża siły porządku pobiją związkowców w Bydgoszczy i kraj stanie na krawędzi strajku generalnego, który Lech Wałęsa odwoła wtedy w ostatniej chwili, z końcem marca 1981 r?
- To moment wyjątkowo społecznie trudny. Mobilizacja ludzi osiąga swoje apogeum 30 marca 1981 r czyli przed odwołaniem przygotowanego w reakcji na prowokację bydgoską strajku generalnego. Dlatego białe marsze wpisują się w wielką strategię non violence, która prowadziła Solidarność jako ruch społeczny i związek zawodowy ku wolnej Polsce, chociaż tego, że cel zostanie osiągnięty jeszcze nie wiedziano. Za to sprzeciwianie się przemocy było oczywiste, tej ktorej przejawem stał się terroryzm, bo z niego wziął się sprawca zamachu. Ale również tej przemocy której się obawiano że nastąpi, nazywanej czasem rozwiązaniem siłowym, przeciwstawiali się uczestnicy białych marszów. Pamiętam Rynek w Krakowie, ogromny tłum ludzi, wszyscy ubrani na biało, wśród nich kardynał Franciszek Macharski. Potężne to było zbiorowe przeżycie, które przyczyniło się do tego, że Solidarność - pomimo licznych prób prowokacji ze strony władzy nigdy z tej pokojowej drogi nie zeszła.
- Polacy cieszyli się z ocalenia życia papieża, jednak 28 maja odszedł kardynał Wyszyński, 31 maja miał miejsce jego manifestacyjny i tłumny pogrzeb, czy Polacy poczuli się osieroceni?
- Papież powiedział, że gdyby mógł, przyleciałby na skrzydłach na pogrzeb prymasa. Nie stało się to jednak możliwe, Jan Paweł II pozostawał jako rekonwalescent w klinice Gemelli. Wiemy, że do śmierci cierpiał z powodu obrażeń odniesionych w zamachu. Zaś odejście Prymasa Tysiąclecia oznaczało wielki znak zapytania dla Kościoła polskiego. Następca kard. Wyszyńskiego nowy prymas Józef Glemp nie był powszechnie znany. Musiał dopiero budować swoją pozycję. Pomógł mu w tym autorytet poprzedniego prymasa, fakt, że został wskazany przez kard. Wyszyńskiego.
- Kardynał Wyszyński a potem Glemp reprezentowali Kościół ludowy, odwoływali się chętnie do tradycyjnej polskiej religijności, podczas gdy Jan Paweł II stał się wielką postacią Kościoła powszechnego, świadczą o tym jego pielgrzymki, do Ameryki Łacińskiej, Azji i Afryki, bo okazał się pierwszym takim papieżem w podróży, w kraju zaś z jego myślą identyfikowano "Tygodnik Powszechny", "Znak" czy "Więź" pisma katolickich intelektualistów. Wybitni biografowie Jana Pawła II jak demaskator afery Watergate Carl Bernstein i znakomity watykanista Marco Politi sugerowali nawet rozdźwięki między podejściem papieża i prymasa Glempa do rządzących?
- Nie jest to prawda, ich podejście raczej się uzupełniało. Wybitna nawet znajomość watykańskich realiów nie oznaczała równie pełnego rozpoznawania polskiej rzeczywistości. Kardynał Wyszyński miał wyjątkową pozycję, kartę martyrologiczną wynikającą z internowania w Komańczy. Gdy podczas inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II kard. Wyszyński zgodnie z watykańskim ceremoniałem pocałował go w rękę, papież podniósł się z fotela i zrewanżował się tym samym. To był sygnał, zobaczyliśmy wszyscy, że jesteśmy równi. Zaś po zamachu na papieża a w dniach ciężkiej choroby prymasa zaistniała straszna groźba odejścia nie tylko dwóch największych przedstawicieli polskiego Kościoła ale też obu przywódców narodu. Stąd groza i żarliwe modlitwy. Papież był niekoronowanym królem Polski, Wyszyński w pełni zasłużył na miano Prymasa Tysiaclecia. Kardynał Glemp podążał jego drogą, musiał sobie autorytet wypracować. W stanie wojennym, który wprowadzono jeszcze w roku objęcia przez niego posługi prymasowskiej ujmował się za represjonowanymi, którzy nie zawsze o tym wiedzieli, więc czasem nawet zarzucali mu ugodowość. Jednak wszystkie inne instytucje zostały zawieszone lub zepchnięte do podziemia, działały tylko te związane z Kościołem. Papież z kolei już wtedy stał się ministrem spraw zagranicznych niepodległej Polski, w tym sensie, że reprezentował w świecie polskie sprawy, położył je na stole rokowań w najważniejszych gremiach. Pomiędzy rolami papieża i prymasa nie było więc rozdźwięku, ich działania doskonale się uzupełniały dla dobra Polski.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie