
Jarosław Gowin został odwołany z funkcji wicepremiera oraz ministra rozwoju i pracy a Porozumienie, na którego czele stoi tworzy własną reprezentację parlamentarną poza PiS. Nie musi to jednak oznaczać wyborów przed terminem.
Prestiżowe sejmowe głosowania pokażą teraz, czy partia Jarosława Kaczyńskiego, posiłkująca się poparciem polityków spoza PiS wystraszonych perspektywą przyspieszenia wyborów a tym samym utraty mandatów zachowa realną większość.
Gdy tłumy demonstrantów gromadziły się przed Sejmem we wtorek wieczorem a Donald Tusk wygłaszał wzywające do zwarcia szeregów opozycji przemówienie na forum rady krajowej Platformy Obywatelskiej - władze PiS sfinalizowały decyzję o pozbyciu się Gowina z rządu. Kierowane przez odwołanego wicepremiera Porozumienie w odpowiedzi ogłosiło wyjście z klubu PiS. Wcześniej gowinowcy domagali się przyjaznych przedsiębiorcom korekt w rządowym planie Polski Ład oraz zarzucenia projektów przejęcia telewizji TVN niechętnej władzy.
Sprawia to, że dotychczasowe liczenie głosów w Sejmie staje się nieaktualne. Prezes Jarosław Kaczyński nie może już liczyć na głosy lojalnych wobec Gowina posłów. Ich rezerwy poszuka u resztówki reprezentacji Pawła Kukiza oraz w kole Konfederacji a także wśród parlamentarzystów bez przydziału.
Jednak Gowin, o czym warto pamiętać, raz już z rządu odchodził. Ponad rok temu sprzeciwił się przeprowadzeniu wyborów kopertowych przez Pocztę Polską. Nie dał się przekonać i ustąpił. Wyborów w tej formie i tak przeprowadzić się nie dało zaś Gowin jesienią ub. r. nie tylko powrócił na stanowisko wicepremiera ale otrzymał lepsze ministerstwo - pracy i rozwoju zamiast szkolnictwa wyższego.
Jarosław Kaczyński postanowił, że sam wybierze moment politycznego rozstania z Gowinem, tym samym utrudniając mu budowanie jakichkolwiek wspólnych inicjatyw z opozycją parlamentarną. Ta ostatnia nie przejawiała wcześniej wielkiej inicjatywy w tej kwestii, chociaż arytmetyczna możliwość zbudowania już w tym Sejmie większości bez udziału PiS zdolnej wyłonić rząd i marszałka istniała.
Niedawno parlamentarzystom, decyzją uległego wobec Kaczyńskiego prezydenta Andrzeja Dudy i z pominięciem drogi ustawowej podniesiono pensje. Tylko naiwny sądzi, że podwyżki nie wywrą wpływu na sposób głosowania posłów.
Ruch Kaczyńskiego - bo to on a nie premier Mateusz Morawiecki pozostaje autorem decyzji - pokazuje również, kto nadal trzyma stery polskiej polityki. Zaś partia rządząca, bezradna wobec pandemii i niezdolna do łagodzenia jej gospodarczych następstw w toczącej się grze zachowuje zwrotność i sprawność. Prezes pozostaje silny słabością opozycji i wykorzystuje umiejętnie lęk pozostałych ugrupowań przed wcześniejszymi wyborami. Spisywanie odwołanego z rządu Gowina na straty byłoby jednak przedwczesne. Paradoksalnie za sprawą decyzji Kaczyńskiego niedawny krytyczny ale wewnętrzny recenzent działań rządu powrócił do roli postaci kluczowej dla polskiej polityki. Wiele zależy od opozycji, czy będzie umiała jego potencjał wykorzystać. Jeśli to się uda, stanowczość Kaczyńskiego obrócić się może przeciw jemu samemu. Dalsze sprawowanie władzy przez PiS i dobieranie głosów z kręgu wiecznie wystraszonych wędrowców politycznych nie wydaje się bowiem jedynym możliwym na przyszłość scenariuszem.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie