Reklama

Unia z wężem w kieszeni

20/03/2022 14:09

Nie dostaliśmy jeszcze nawet jednego euro na pomoc uchodźcom, których zjechało do nas już ponad 2 mln, nie licząc tych Ukraińców, którzy przedtem tu pracowali, a do ojczyzny też przecież wrócić nie mogą. Pomimo, że gorąca wojna trwa dłużej niż trzy tygodnie, Unia Europejska żadnych środków nie przekazała. Brak też rozwiązań dotyczących relokacji, czyli rozdzielenia uciekinierów pomiędzy kraje, gotowe ich przyjąć i do których oni sami chcą pojechać. Pozostaje więc staropolska gościnność i imponująca ofiarność obywateli, w tym samorządowców.

Pisowski wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Wąsik w szokujący nawet dla stałych obserwatorów tematu sposób ukonkretnił pamiętną zapowiedź niemieckiej przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, złożoną w trakcie jej wizyty w Bukareszcie. Niemka zapowiedziała tam pół miliarda euro na pomoc poszkodowanym. Nie padła więc kwota wysoka, jednak można się było spodziewać, że przede wszystkim do Polski - przyjmującej wedle różnych danych od 50 do 65 proc uchodźców z Ukrainy zasadnicza część tych środków trafi. Nie dostaliśmy jak dotychczas ani jednego euro. Co gorsza, wiceminister Wąsik oznajmił w czwartek, co dalej dziać się będzie z obiecanymi przez von der Leyen 500 mln euro pomocy. Otóż połowa tej kwoty trafi na Ukrainę. Można to ująć w ten sposób, że Unia Europejska zamierza pomagać uchodźcom w kraju, z którego... właśnie oni uciekają. Druga połowa zostanie rozdzielona pomiędzy kraje przyjmujące wygnańców, ale ile Polska z tego otrzyma, wciąż nie wiadomo.

Gdy po niefortunnym zaproszeniu ówczesnej niemieckiej kanclerz Angeli Merkel ("przyjmiemy wszystkich") w stronę Europy w 2015 r.  ruszyła fala uchodźców z Bliskiego Wschodu, przeważnie młodych mężczyzn, nie spełniających standardów beneficjentów humanitarnej pomocy, bo powinni wszak walczyć z dyktaturami zamiast przed nimi na suty europejski socjal uciekać - Turcja na zagospodarowanie ich otrzymała z UE 3 miliardy euro. Teraz masę uciekinierów z Ukrainy tworzą głównie kobiety z dziećmi. Nie wzbudzają żadnych wątpliwości, że uszły przed najgorszym i wsparcie im się należy. Zgodne ze standardami unijnymi i jej wartościami założycielskimi. Unia Europejska zachowuje jednak entuzjazm na poziomie zachęt, kierowanych do Ukrainy, by utwierdzić ją w uporze i biurokratyczną inercję na poziomie pomocowych konkretów. Radzimy sobie więc sami.    

Bazujemy na razie przede wszystkim na społecznej ofiarności i działaniach samorządów: najbliższych mieszkańcom i jak pokazują sondaże najwyżej przez nich ocenianych. Odruch serca Polaków, współczujących Ukraińcom, zmuszonym wobec grozy wojny opuścić własne domy, zaowocował masowym przyjmowaniem ich do naszych z kolei mieszkań, oferowaniem jedzenia i środków czystości. Pomimo trudnej sytuacji, spowodowanej trwającą pandemią koronawirusa, przygotowano też rozwiązania, gwarantujące przybyszom dostęp do bezpłatnej opieki zdrowotnej, a ich dzieciom do szkół. Dla uporządkowania chaosu otrzymują numery PESEL, chociaż zmuszeni są po nie wystawać w kolejkach. Rodziny ukraińskie zyskały prawo do przysługującego naszym świadczenia 500plus. Przyjmujące przybyszów ze Wschodu rodziny polskie mogą liczyć na 40 zł dziennie na ich potrzeby, co w skali miesiąca daje kwotę 1200 zł. Polska robi co może. Nie bez legislacyjnych usterek niestety.

Zbędne napięcie powstało za sprawą nieuzasadnionego zróżnicowania Ukraińców w zależności od granicy, którą wjeżdżając do nas przekraczali. Wielu bowiem wybierało bezpieczne korytarze przez Mołdawię, Rumunię i Słowację, żeby uniknąć po drodze ryzyka bombardowań i ostrzału artyleryjskiego. Teraz władza zapowiada, że szybko znowelizuje ustawę, aby wszyscy uchodźcy zyskali równe prawa. Nalega na to również środowisko Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej, które od początku włączyło się do akcji pomocy. Po raz kolejny okazuje się, że społeczeństwo polskie pomimo skromnych środków, jakimi rozporządzają znękani walką z COVID-19 obywatele, sprawdza się w krytycznej sytuacji bez porównania lepiej niż władza, nie umiejąca wyzwolić się z okowów i narowów biurokracji.

Czekamy jednak na zapobiegające kryzysowi humanitarnemu decyzje Unii Europejskiej i całego Sojuszu Atlantyckiego. W tej ostatniej kwestii nadzieję daje termin wizyty w Warszawie prezydenta Stanów Zjednoczonych Joego Bidena: dzień po szczycie NATO, do naszej stolicy amerykański przywódca przybędzie 25 marca. Przedtem sekretarz stanu USA Anthony Blinken właśnie u nas zapowiadał pomoc nawet w wysokości 2,75 mld dol dla "służb humanitarnych Polski i Ukrainy" ale również bez konkretów, jak zostanie podzielona.

Wszystko to kwoty niestety wciąż wirtualne, podczas gdy tragedia uchodźców z Ukrainy zachowuje boleśnie rzeczywistą postać.

Najbogatsze kraje nie kwapią się wcale przyjmować wojennych uchodźców z Ukrainy. Podawane dotychczas liczby - 500 tys osób, które gotowe są przyjąć Niemcy oraz 200 tys Francja, to po pierwsze całkiem nieoficjalne deklaracje, ale przede wszystkim obietnice niewielkie wobec rosnącej stale skali humanitarnych potrzeb. Zwłaszcza, że kolejni uchodźcy będą napływać, do Polski w pierwszej kolejności. O tym już wiemy. Nie uchylamy się od odpowiedzialności za nich, tym bardziej jednak mamy prawo jej domagać się od innych. Wcześniej przecież bogate państwa Unii i Sojuszu wspierały prozachodnie i europejskie aspiracje Ukrainy: w dobie Pomarańczowej Rewolucji (2004 r.) i Euromajdanu (2014 r), późniejszej aneksji Krymu przez Rosję i walk w Donbasie. W chwili, gdy przychodzi sięgać do portfela, by ulżyć cierpieniom jej wygnanych obywateli, mocarstwa zachodnie nie mogą uciec od działań niezbędnych w sytuacji największego od czasów tuż po II wojnie światowej (1945-47) exodusu ludności w Europie. Po to, by zapobiec kryzysowi niewiele lepszemu od toczonej z winy Rosji na Ukrainie obecnej gorącej wojny, rozpoczętej o świcie 24 lutego, której do końca usiłowali zapobiec dyplomaci wolnego świata w tym występujący w moskiewskich rozmowach ostatniej szansy z Siergiejem Ławrowem polski minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau. Gdy pokój niestety przeszedł do historii, pozostaje szukać schronienia dla uchodzącej przed wojną cywilnej ludności Ukrainy. 

Prof. Przemysław Śleszyński z Instytutu Geografii i Zagospodarowania Przestrzennego Polskiej Akademii Nauk ocenia, że przy optymalnym wykorzystaniu wszelkich zasobów lokalowych (zarówno w hotelach i ośrodkach wypoczynkowych jak w parafiach, czy nawet pomieszczeniach straży pożarnej, a zwłaszcza mieszkaniach prywatnych, które właściciele udostępnią) Polska jest w stanie przyjąć 3,5 mln uchodźców z Ukrainy. Podobnie w opinii byłego ministra spraw wewnętrznych Marka Biernackiego przybycie do nas łącznie 3-4 mln uciekinierów wojennych to już klęska humanitarna. Oznacza to, że wprawdzie stopniowo, ale nieuchronnie zbliżymy się do tej granicy, jeśli do dotychczasowych uchodźców dołączać będzie co dzień nawet po 60-100 tys ich rodaków. Zaś wedle innych dostępnych danych, uciec z Ukrainy przed okropnościami wojny może w sumie 7 mln osób (taką liczbę podawał biegły w akcjach humanitarnych, bo wieloletni ich uczestnik także w Trzecim Świecie, Szymon Hołownia).

Polska więc pomimo największego zaangażowania naszych obywateli nie będzie w stanie sprostać wszystkim oczekiwaniom sąsiadów, kraje zachodnie muszą realnie pomóc w ich spełnieniu. Zgodnie z przyjętą w demokratycznym świecie zasadą, że każdy ma prawo do szczęścia. Wolna wspólnota robi co się da, ale po to obywatele powoływali w historii państwa, żeby wkraczały wtedy, gdy nie wystarcza wysiłek rodzinny i sąsiedzki. Państwo polskie w tym kryzysie sprawdza się najlepiej na poziomie lokalnym i regionalnym. W Małej Ojczyźnie, we wspólnocie mieszkańców, którzy - jak stanowi obowiązująca Konstytucja z 1997 r. - wszyscy razem tworzą samorząd. Przekonaliśmy się w tych trudnych dla naszej części Europy dniach, że to wcale nie frazes ani puste hasło. Tylko dla tego celu warto było przed ćwierćwieczem przeprowadzić reformę samorządową, która nam Polakom najlepiej ze wszystkich się udała, co do czego teraz nikt już chyba nie ma wątpliwości. Warto też przypomnieć, że w lepszych, bo pokojowych czasach, Ukraina zamierzała się wzorować na polskim samorządzie.  

Zaś z Unią Europejską rzecz ma się podobnie jak z demokracją w znanym powiedzeniu Winstona Churchilla: w tym momencie pokazuje same wady, ale nikt lepszego mechanizmu rozwiązywania problemów na naszym kontynencie nie wymyślił. Zaś o tym, co może i chce zrobić Sojusz Atlantycki dla zapobieżenia klęsce humanitarnej na swojej wschodniej flance, powinniśmy się dowiedzieć podczas warszawskiej wizyty prezydenta Bidena. Dłużej czekać się nie da, gdy pomimo ofiarności naszych rodaków problem z każdym dniem narasta. Nasi goście zaś też mają prawo wiedzieć, gdzie przyjdzie im zatrzymać się na dłużej i na co właściwie w swoich nowych domach mogą liczyć.           

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do