
Prawo i Sprawiedliwość przez pięć lat podziwiane było za karność posłów we wszystkich głosowaniach. Teraz ten czas się kończy
Przede wszystkim dlatego, że dopiero w działaniu okazało się to, co wynika z sejmowej arytmetyki: PiS balansuje na krawędzi parlamentarnej większości, a grupy, władne prezesa Jarosława Kaczyńskiego jej pozbawić, uświadomiły sobie, że potrafią skutecznie i bez uszczerbku artykułować własne interesy. I nie tylko pozostać na stanowiskach, jak udało się to ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobro, ale nawet jeszcze awansować, jak potrafił Jarosław Gowin.
Pierwszy znaczący opór objawił się bowiem, gdy Gowin kategorycznie sprzeciwił się majowemu terminowi wyborów prezydenckich i ich korespondencyjnej formule. Ponieważ dodatkowo zawiodła wtedy Poczta Polska, bo jej szefowie są menedżerami, a nie cudotwórcami - wybory przyszło przełożyć na lipiec. Głosowano albo w punktach wyborczych albo korespondencyjnie. Zaś Gowin, który najpierw ustąpił miejsca w fotelu wicepremiera Jadwidze Emilewicz, po niespełna półroczu powrócił. Wcale nie dlatego, że zmiękł. Wprost przeciwnie, dostał lepszy resort (zamiast szkolnictwa wyższego - rozwój, pracę i cyfryzację) wtedy, gdy nie poparł kolejnych pisowskich regulacji. W kwestii "piątki Kaczyńskiego" czyli kontrowersyjnej nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt jego Porozumienie się wstrzymało. Przeszła głosami opozycji, podpierającej to kulawe poparcie dla regulacji nazwanych na cześć lidera partii rządzącej humanitarnymi ogólnikami. Inną ustawę - o bezkarności urzędniczej pod pretekstem pandemii - PiS w ogóle musiał wycofać z agendy obrad, ponieważ poparcia odmówili zarówno gowinowcy jak zwolennicy Zbigniewa Ziobro. Solidarna Polska tego ostatniego zagłosowała również przeciw "piątce Kaczyńskiego". Mimo to Ziobro zachował fotel ministra sprawiedliwości.
Dlatego teraz, gdy trwa kolejne wielkie liczenie głosów - bo "piątka Kaczyńskiego", zmodyfikowana w Senacie, wraca do Sejmu - niezmiernie trudno przychodzi Kaczyńskiemu dyscyplinować oponentów.
15 posłów z partii PiS też nie poparło w Sejmie "piątki", podobnie jak ludzie Ziobry i Gowina. Jednak w sytuacji, gdy tamci jeszcze na tym zyskali (Porozumienie) albo przynajmniej nie stracili (Solidarna Polska) - rokoszan z "twardego jądra" partii zawieszono. Wbrew nazwie partii zawiera się w tym... oczywiste bezprawie i niesprawiedliwość.
Teraz coś trzeba będzie zrobić z siedmiorgiem senatorów PiS, którzy w izbie refleksji "piątki" nie poparli. Tylko, że gdy się wyrzuci choćby część z nich - nie tylko okażą się moralnymi zwycięzcami (bo się nie ugięli i bronili interesów wyborców ze wsi, w których finanse uderzy likwidacja farm futrzarskich oraz uboju rytualnego bydła), ale zarazem partia Kaczyńskiego straci szanse odwrócenia większości w Senacie. Dziś rządzą tam partie bloku demokratycznego, zawiązanego przed rokiem (PO, PSL i Lewica) ale ich przewaga pozostaje tak niewielka, że pojedyncze decyzje senatorów mogą wszystko zmienić. Pod warunkiem, że za senackie głosowanie Kaczyński nie wyrzuci nikogo.
Na paradoks tej sytuacji zwraca uwagę jeden z oponentów, Jan Maria Jackowski, który w sprawie "piątki" zachował się tak, jak życzyli sobie jego wyborcy z Ciechanowskiego. Podobnie postąpił szef Solidarności Rolników Indywidualnych Jerzy Chróścikowski. Po swojemu, a ściślej - jak chce elektorat - głosowali najbardziej wyraziści senatorowie partii rządzącej w kraju.
Mechaniczna większość przestała istnieć. Kaczyński - jeśli zamierza zachować realną większość, będzie musiał porzucić dotychczasowe przyzwyczajenia. Do tej pory nie tylko za opór ale nawet za podejrzenie, że może on nastąpić, szybko ze swojej formacji usuwał bądź prowokował do odejścia. Taki los spotkał Adama Bielana, Jacka Kurskiego, Tadeusza Cymańskiego, Jarosława Sellina których potem prezes przyjął na powrót, ale też Joannę Kluzik-Rostkowską czy Radka Sikorskiego, Kazimierza M. Ujazdowskiego czy Pawła Zalewskiego, którzy odnaleźli się w PO. Dzisiaj pozostaje mu układać się ze swoimi, co traktuje jako wielkie upokorzenie i despekt. Ale przy szumnie zapowiadanej rekonstrukcji rządu pokazał, że również to potrafi. Za cenę pobłażliwości wobec Gowina i Ziobry zachował realną władzę, a premierem rządu mniejszościowego raz już być nie chciał - w 2007 r. zdecydował się na wybory przed terminem i je przegrał. Teraz zachował w Sejmie pakiet kontrolny, w Senacie nadzieję, że go odzyska - i wciąż tyle władzy, ile od 1989 roku nie miał w Polsce żaden polityk. Ale też nic nie jest dane raz na zawsze a obecny przegląd wojska, jakiego dokonuje powracający po samoizolacji Kaczyński przypomina bardziej spacer po polu minowym niż defiladę.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie