
Każde głosowanie można niespodziewanie przegrać, nawet przy korzystnej dla siebie arytmetyce sejmowej, jak dowodzi finał rządu Hanny Suchockiej, który upadł, bo jeden poseł zatrzasnął się w toalecie. Bywają jednak porażki symboliczne i spektakularne, jak pisowska z wtorku, kiedy rząd nie tylko nie uchwalił szeroko reklamowanej ustawy antycovidowej, ale nawet nie był w stanie odrzucić wniosku opozycji o odroczenie obrad o jeden dzień.
Stadionowe zawołanie nic się nie stało nie pasuje do tej sytuacji, chociaż jednodniowe opóźnienie nie ma wpływu na walkę z pandemią, bo rytm prac parlamentarnych wyznacza kalendarz Senatu, a data jego posiedzenia w tej sprawie się nie zmieniła. Dramatyzowanie wicemarszałka Ryszarda Terleckiego z PiS, że opozycja wykazała się brakiem odpowiedzialności nie ma więc głębszych podstaw. Polityk, który pozostaje równocześnie przewodniczącym największego klubu parlamentarnego mógł swoich lepiej zdyscyplinować.
Nie zagłosowało bowiem - i to w żadnej dostępnej formie, w sali obrad ani zdalnie - aż 27 posłów PiS. Wśród nich premier Mateusz Morawiecki, wszyscy liderzy partii koalicyjnych, tworzących Zjednoczoną Prawicę: Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro a nawet główny biurokrata tej ekipy Michał Dworczyk, także politycy młodzi i obiecujący jak Marcin Horała oraz nowy minister rolnictwa Grzegorz Puda.
Jeśli użyć staropolskiego określenia, można powiedzieć, że rządzący w tym głosowaniu dali się nakryć czapkami.
Pisowska większość słabnie i pęka jeśli nie była w stanie zapobiec odroczeniu posiedzenia tak szumnie przedtem zapowiadanego. Zewsząd słyszeliśmy przecież, jaka to świetna ustawa. Zachwyty wylewały się z telewizorów nastawionych na nienawistny przekaz rządowej telewizji oraz z mediów pisowskich, których gale dofinansowują bohaterowie najgłośniejszych ostatnio afer.
Sam Terlecki przyznał, że projektu nie przeczytał. Tekst ustawy liczy 49 stron, ale przecież szef posłów PiS jest profesorem, historykiem przyzwyczajonym do obcowania ze źródłami pisanymi oraz autorem wielu książek z "Dyktaturą zdrady" na czele. To co ma o swoich szansach lekturowych powiedzieć intelektualny proletariat klubu PiS typu znanej z wystawiania palucha do kamer Joanny Lichockiej, skoro sam profesor się nie wyrobił? Ale odłóżmy żarty na bok: projekt trafił do Sejmu w poniedziałek o godz. 18. Debata nad nim miała się rozpocząć we wtorek o 10. Zawiera liczne usterki i wady. Jeśli literalnie traktować umieszczone w nim zapisy, to pielęgniarki, które dopiero co urodziły dziecko zmuszać można do pracy przy chorych na COVID-19. Z kolei rozumne umożliwienie studentom uniwersytetów medycznych pracy z chorymi zapisano w ten sposób, że zyskują oni równe lekarzom uprawnienia do decydowania o naszym zdrowiu i życiu. Dlatego opozycja zażądała dodatkowego czasu na konsultację z medycznymi ekspertami i przegłosowała opóźnienie.
Jednak skoro posłowie PiS - jako się rzekło - projektu nie przeczytali, to przystali na to nie z powodu, że coś im się w ustawie antycovidowej nie podoba. Znajduje się w niej zresztą wiele budujących zapisów, w tym dodatkowa gratyfikacja dla lekarzy pracujących na pierwszej linii walki z wirusem.
Posłowie PiS po prostu przegrali prestiżowe głosowanie nad odroczeniem obrad, bo klub znajduje się w głębokim kryzysie.
Piętnastka posłów z partii PiS, którzy w głosowaniu nad piątką Kaczyńskiego nazwanej nazwiskiem lidera nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt nie poparli, zostało zawieszonych. Tymczasem Jarosław Gowin, który wstrzymał się od głosu awansował na wicepremiera, bo jest z koalicyjnego Porozumienia. Zbigniew Ziobro, szef Solidarnej Polski, zagłosował przeciw, a w rządzie pozostał. To oczywista niesprawiedliwość.
Nieobecność Kaczyńskiego - również w zdalnym głosowaniu - objaśnia się kwarantanną po kontakcie z zakażonym COVID-19 posłem, ale w klubie rozeszła się pogłoska o poważnych kłopotach zdrowotnych prezesa. Nawet jeśli nie ma pokrycia w rzeczywistości, wpłynęła na nastroje. Prezes nie ma zastępców ani następców. Nawet premier Morawiecki silny jest wyłącznie jego poparciem. Ale on również w głosowaniu nie wziął udziału. Znamionuje to skrajną demobilizację.
Stadionowe zawołanie "nic się nie stało" zupełnie tu nie pasuje.
Przez pięć lat PiS miał w Sejmie większość. We wtorek przekonał się, że arytmetyka to za mało. Trzeba jeszcze mieć chęć i umiejętności.
Polacy mogli wyczekiwać, co w sprawie pandemii im władza uchwali. I zobaczyli. Wielkie nic.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie