
Wejście do gry Rafała Trzaskowskiego trwale zmieniło charakter wyborczego wyścigu. Ponownie mamy do czynienia z meczem między PiS a PO. Oby nie zniechęciło to sympatyków innych kandydatów i formacji do udziału w głosowaniu.
We wszystkich sondażach pierwsze miejsce zajmuje Andrzej Duda, ale żaden z nich nie prognozuje reelekcji obecnego prezydenta w pierwszej turze. Z niejednego za to wynika, że tę drugą wygrać może Rafał Trzaskowski - na razie wicelider wszystkich demoskopijnych rankingów.
Oznacza to istotny zwrot w przedwyborczej sytuacji. Zanim Trzaskowski zastąpił na liście kandydatów reprezentującą to samo ugrupowanie Małgorzatę Kidawę-Błońską - o drugie miejsce walczyli Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz zaś pretendentka z PO znalazła się - po wyjątkowo niefortunnym apelu o bojkot planowanego jeszcze wtedy na maj głosowania - na szarym końcu listy.
Teraz nie tylko wyborcy dwóch "pokrzywdzonych" przez Trzaskowskiego kandydatów mogą czuć się rozczarowani, że serwuje im się odgrzewane dania. Zwłaszcza, że akurat Kosiniak-Kamysz i Hołownia zgłosili w tej kampanii najwięcej pomysłów, również związanych z walką z pandemią, czyli wciąż główną troską Polaków oraz jej gospodarczymi i społecznymi (milionowe już bezrobocie) następstwami. Tymczasem wracamy do wojny plemiennej, zapamiętanej z poprzednich wyborów europejskich i parlamentarnych, gdzie główna oś sporu przebiega pomiędzy rządzącymi Polską od pięciu lat (i wcześniej 2005-7) podwładnymi Jarosława Kaczyńskiego a obozem, sprawującym władzę w latach 2007-15, bardziej niż przez Trzaskowskiego lub partyjnego lidera Borysa Budkę uosabianym przez Donalda Tuska, który sam nie wystartował, chociaż mógł.
Odgrzewane kotlety nie smakują, to oczywiste. W dodatku repertuar chwytów, zwłaszcza oskarżeń (z jednej strony o korupcję, z drugiej o łamanie demokracji) łudząco przypomina poprzednie wyścigi wyborcze. Wszystko to znamy. Chociaż obaj kandydaci pozostają młodzi - ani Duda ani Trzaskowski nie przekroczyli jeszcze pięćdziesiątki - do zaproponowania mają głównie uprzedzenia starszych panów z własnego zaplecza sztabowego i medialnego. Złe emocje i pretensje sprzed lat (kto podniósł wiek emerytalny albo przejmował sądy) dominują. Ogół Polaków wcale nie musi ich podzielać. Wie też, że w dobie pandemii spory szkodzą w dwójnasób.
Wyniki sondaży nabrały charakteru proroctwa, które samo się wypełnia.
Sami socjologowie jednak mitygują. Żaden sondaż nie stanowi prognozy wyborczej. Autorzy demoskopijnych badań zastrzegają, że pozostają one wyłącznie fotografią stanu świadomości społecznej w chwili, gdy są przeprowadzane. Tylko tyle i az tyle. I nic ponad to.
Do wyborów pozostało jeszcze kilka dni. Za wcześnie wyrokować, że cokolwiek okazuje się przesądzone. Rozstrzygną oddane głosy, a nie procentowe sympatie z przedwyborczych badań, stanowiących tylko narzędzie wprawdzie użyteczne, ale czasem zawodne. Bo preferencje się zmieniają (dowodzi tego odwrócenie się wyborców od Kidawy-Błońskiej i równie szybki awans Trzaskowskiego), a badacze wciąż nie potrafią zmierzyć ani ocenić siły przekonań obywateli. Trudno o to, gdy część z nas decyduje dopiero w wyborczą niedzielę, niejeden wprost w lokalu do głosowania. Na tym polega cały urok demokracji: niczego nie da się przewidzieć na pewno. Niejednego już butnego polityka w ostatecznym rachunku pewność siebie kosztowała władzę. Nigdy też żadnym polskim wyborom za sprawą epidemii i korowodów wynikających z gry politycznej nie towarzyszyła tak skomplikowana aura: faktycznie mamy przecież do czynienia z trzema turami głosowania, zerową, która nie doszła do skutku w maju, pierwszą w czerwcu i drugą w lipcu. A jeszcze niedawno wydawało się niemal pewne, że Duda rozstrzygnie sprawę już w pierwszym głosowaniu. Trzy terminy wyborów - nawet jeśli pierwszy z nich miał charakter falstartu - nasuwają też analogie z Ukrainą, gdzie przed kilkunastu laty za sprawą unieważnienia jednego z głosowań było podobnie i w finałowym rachunku... zmieniło się wszystko.
Warto też przypomnieć, że pięć lat temu Andrzej Duda wygrał wybory prezydenckie nie jako ich faworyt - tym pozostawał Bronisław Komorowski - ale czarny koń.
Skoro zaś o koniach mowa... Wybory to nie hazard na wyścigach. W odróżnieniu od Służewca tu nie typujemy zwycięzcy ani porządku gonitwy. Nie musimy też iść za opinią innych. Nikt nie będzie za nas decydował. Wskazujemy najlepszego w naszej opinii kandydata na głowę państwa. I w odróżnieniu od wyścigów konnych - mamy realny wpływ na to, kto wygra. Poprzez kartę do głosowania wsuniętą do urny. Warto o tym pamiętać w wyborczą niedzielę.
Łukasz Perzyna
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie