
Andrzej Kieryłło, strateg polityczny i wieloletni współpracownik Jana Olszewskiego ocenia działania PiS ws. nowelizacji ustawy medialnej.
- Co stanowi rzeczywisty cel operacji PiS, określanej zwykle mianem lex TVN, a ściślej pewnie anty-TVN?
- Gdy przyglądam się całej sytuacji, zupełnie nie dostrzegam, żeby atak na TVN miał przynieść skutek. Stacja nie będzie miała problemu, żeby po wprowadzeniu przez rządzących zmian, które obecnie forsują w parlamencie, TVN24 uzyskał koncesję europejską w dowolnym kraju Unii. Zaś "duży TVN" może, jak mawia się w slangu zawodowych finansistów, zaparkować swoje udziały w europejskim funduszu inwestycyjnym. Prawo do nadawania programu zostanie więc zachowane.
- Po co w takim razie cały atak, skoro PiS pewnie też o tym wie?
- Do TVN strzela się z użyciem amunicji hukowej. Amunicja naprawdę ostra poszła w tym wypadku w kierunku Stanów Zjednoczonych, najważniejszego partnera Polski w NATO, w całej dziedzinie naszego bezpieczeństwa i głównego jego gwaranta. Korzyści, jakie odnosimy z sojuszu z USA, a zawdzięczamy je zwłaszcza proatlantyckiej polityce Jana Olszewskiego, którego miałem zaszczyt być przez wiele lat najbliższym współpracownikiem oraz Jerzego Buzka pozostają oczywiste. Dziecinne odgrywanie się za krytycyzm, jaki wobec stosunku rządzących w Polsce do praworządności objawia administracja Joego Bidena może wiele kosztować Polskę, bo zakwestionowanie tej relacji leży wyłącznie w interesie Kremla a konkretniej tych jego kręgów, które pozostają nam najbardziej nieprzychylne.
- Co dalej? Amerykanie zawsze bronią swoich inwestycji, również w Trzecim Świecie, a co dopiero w europejskim kraju sojuszniczym. Mamy już pierwszą reakcję w postaci wystąpienia sekretarza stanu Anthony'ego Blinkena, o tyle niezręczną, że w swojej krytyce połączył on zmiany ustawowe niekorzystne dla wolności mediów w Polsce ze sprawą restytucji bezspadkowego mienia, pozostałego po ofiarach Holocaustu, a te sprawy ze sobą się nie wiążą?
- Wiążą się bezpośrednio. Bo obie regulacje stanowią cios z punktu widzenia wrażliwych interesów Stanów Zjednoczonych, spraw, do których Amerykanie zwykli szczególną wagę przywiązywać. Restytucja nie stanowi dziś dla nas palącej kwestii, nikt nie próbuje Polakom niczego odbierać. Nie widzę potrzeby tworzenia na bieżąco prawa dotyczącego majątków pożydowskich. Spadkobiercy w znaczącej mierze już je odzyskali, również w toku reprywatyzacji warszawskiej, przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Za to najnowsze regulacje zamykają drogę do odzyskania nieruchomości polskim spadkobiercom, których przodkom je odebrano. Znów mamy do czynienia z hukiem jak od wybuchu petardy. Efekt konkretny jest prawie żaden, strata polityczna oczywista. Amerykanie często nie zdają sobie bowiem sprawy, jak mało jest majątku, o który im chodzi. Do tych dwóch kwestii dodałbym kolejną, świadczącą o co najmniej niezręcznym działaniu rządzących wobec USA. Trzecim strzałem w Amerykanów było zwlekanie z akceptacją ich ambasadora w Warszawie, Marka Brzezińskiego, co ma akurat oczywiste również symboliczne znaczenie poza tym, że stanowi dyplomatyczny despekt lub afront.
- Pozostaje pytanie, dlaczego rządzący to robią?
- Zabawa chłopców w piaskownicy, jaką w kwestii relacji z Ameryką rozpoczęli, świadczy o tym, że nie dorośli do prowadzenia polityki zagranicznej, skoro w podobny sposób prowokują naszego największego sojusznika. To, co robią, godzi w bezpieczeństwo Polski. Jeśli wynika z kiepskiego rozeznania i braku dojrzałości, to i tak szkodzi. Zaś jeśli stanowi przejaw świadomego działania - to przynajmniej ociera się o zdradę stanu. A za chwilę być może po prostu nią się stanie. Ale w tym miejscu już każdy poważny komentator powinien dziś swoją diagnozę przerwać.
Rozmawiał Łukasz Perzyna
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie