
W erze mediów społecznościowych pełno jest fejków i trzeba uważać, żeby rozróżnić prawdę od kłamstwa. Gorzej, gdy fake newsy pojawiają się w najbardziej znanych gazetach świata. Ostatnio prestiżowy amerykański "Wall Street Journal" podał, że prawdopodobnie Rosjanie otruli Romana Abramowicza, byłego (?) już właściciela Chelsea, będącego w dobrych relacjach i z Putinem i z władzą w Kijowie. Rosyjskie służby miały też otruć dwóch negocjatorów w rozmowach pokojowych z ramienia Ukrainy. Okazało się, że to „pic na wodę, fotomontaż”. "Wall Street Journal" stracił prestiż, gorzej, że spora część odbiorców informacji zacznie się zastanawiać, czy inne newsy o rosyjskich zbrodniach są aby prawdziwe... A Abramowicza widziałem, jak siedział w czasie negocjacji rosyjsko-ukraińskich w Ankarze.
Wiadomo, że wojna za naszą wschodnią granicą to też wojna propagandowa. Strona, którą popieramy – w dobrze pojętym własnym interesie – powinna uważać z dawkowaniem propagandy, bo jak się ogłasza wyłącznie informacje o militarnych sukcesach, a zataja informacje o własnych stratach i porażkach, to jak potem wytłumaczyć postępy rosyjskiej ofensywy choćby na wschodzie Ukrainy?
A my, jako sojusznicy Ukrainy też potrzebujemy od niej rzetelnych informacji, a nie propagandowych obrazków – propaganda na dłuższą metę, zwłaszcza w odniesieniu do Zachodu (który szuka pretekstu, żeby nie pomóc) – przeszkadza, a nie pomaga.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie