Reklama

Żegnamy Adama Zagajewskiego. Poetę naszych czasów

22/03/2021 14:00

ego największa książka nosiła jakże znaczący tytuł "Solidarność i samotność" i lepiej niż jakakolwiek inna opowiadała o miejscu jakie intelektualista zająć może wobec wielomilionowego ruchu społecznego. Z Julianem Kornauserem, dziś znanym - to ironia godna pokolenia Nowej Fali - głównie jako teść urzędujacego prezydenta napisał jeszcze jako młody gniewny "Świat nie przedstawiony" wzywającą na początku lat 70 pisarzy, by odważniej zmierzyli się z rzeczywistością. Nie wiem, czy przeczytała ją Olga Tokarczuk, ale to ona w pół wieku później otrzymała literackiego Nobla. do którego również Adam Zagajewski był typowany.  

Niebieskie tramwaje trzeszczą jak dawniej na zakrętach, chodnikiem idzie młody dominikanin a przechodnie rozstępują się nabożnie i tylko poety nam teraz brakuje - tak zapewne mógłby zaczynać się ostatni, nie napisany już wiersz Adama Zagajewskiego, czołowego przedstawiciela pokolenia nazwanego Nową Falą, wyrastającego z doświadczeń pacyfikacji Marca 68, otwartego nawet na marksizm, chociaż ten z zachodnich campusów a nie kremlowskich zjazdów, później trwale związanego z Komitetem Obrony Robotników, współtworzącego ruch Solidarności i fenomen kultury podziemnej i emigracyjnej, niepokonanej nawet w stanie wojennym. 

Adam Zagajewski - piszę to nie tylko jako dziennikarz ale krytyk literacki z wykształcenia i autor dziewięciu książek - po śmierci Czesława Miłosza i Stanisława Barańczaka był najwybitniejszym żyjącym polskim poetą.

Dziś można się tylko zastanawiać, kto po nim na to miano zasługuje - Bronisław Maj, Zbigniew Machej a może Antoni Pawlak - ale z całym szacunkiem dla nich to już nie ta liga. Pierwsza może ale nie ekstraklasa...

Zaczytywaliśmy "Świat nie przedstawiony" autorstwa jego i Kornhausera w czytelni wydziału warszawskiej polonistyki, której nigdy do końca wywietrzyć się nikomu nie udało, podobnie jak kupić na własność tej książki, bo antykwariusze jak dostali, to odkładali dla swoich.

Gdy tydzień temu spytałem w antykwariacie na Solcu, jakie książki się jeszcze dobrze sprzedają teraz w czas pandemii, usłyszałem zaskakujące: - A wie pan, że filozofia...

Wiem, że Adam Zagajewski byłby z tego zadowolony.

Podobnie jak ze stanu, w jakim po - to nie przesada - dziesięcioleciach wróciła do mnie jego "Solidarność i samotność" pożyczona skromnej studentce polonistyki, córce tokarza, co nawet telefonu nie miała w bloku bez windy  na Piaskach, jeszcze w tamtych heroikomicznych czasach, paryskie wydanie "Zeszytów Literackich" elegancko laminowane. Niektórzy koledzy takie książki kłaść zwykli na najwyższej półce regału, żeby w trakcie wizyty innego bibliofila nie wyparowały. Esej Zagajewskiego przy okazji spotkania po latach powrócił do mojego księgozbioru zaczytany tak, że nic nie pomogły impregnacje paryskiej "imprimerie", pewnie z kilkanaście razy...

Wraz z innymi z roczników Nowej Fali: Stanisławem Barańczakiem, Ryszardem Krynickim, Julianem Kornahuserem, Lechem Dymarskim rzucił wyzwanie ustrojowi zamiast przybrać wygodną rolę poety laureata, chociaż moda na marksizm na zachodnich uczelniach i względny liberalizm wczesnego Edwarda Gierka pozwalały na inne elastyczne identyfikacje.

Zagajewski nawet stan wojenny przeżywał ironicznie: w jego wierszu "zdobyliśmy nowe doświadczenia, które można też odnaleźć w XIX-wiecznych pamiętnikach". A przez okno widać "jak młody Norwid pokazuje żołnierzom z patrolu dowód osobisty i zaklina się, że nie może podpisać volkslisty".

Nie znoszono Zagajewskiego za ten dystans, niepowtarzalny sarkazm, zwłaszcza, że na emigracji odniósł sukces, a przebywał we Francji i USA, powrócił już do nowej Polski. Odszedł u siebie w Krakowie.

Fascynował go zawsze Lwów - był dzieckiem wysiedlonych - i Europa Środkowa, ta jeszcze post-austro-węgierska, której stał się zapewne najwybitniejszym po czeskim prozaiku Milanie Kunderze zwolennikiem.  

Porusza wiersz Zagajewskiego o tym, jak wraca na pogrzeb matki, a w samolocie wyświetlają komedię i wszyscy śmieją się głośno. Posiadacz słuchu absolutnego, gdy miał wszelkie dane, by stać się dostojnym panem poetą - niespodziewanie ujmował i porywał nagłą emocją, błyskotliwym skojarzeniem, powtarzanym potem w rozmowach, nie tylko tych wtajemniczonych.  

Pozostanie po nim dużo więcej niż tylko kolejne tomiki nawet najzacniejsze jak "Dwa miasta" czy "Jechać do Lwowa". Poeta i intelektualista z dozą niezaprzeczalnej inteligencji przeciwstawiał się wszechobecnemu chamstwu komunizmu peerleowskiego (stąd wzięły się nowofalowe eksperymenty z językiem literackim: czasem tym gazetowym bądź potocznym doprowadzonym do absurdu), potem zaś knajactwu i przaśności demokratycznej już ale skłonnej do kasowania ludzkich wolności władzy. Pozostał sobą, nawet dla tych co wierszy nie czytają a znali go z rozkładówek sobotnio-niedzielnych gazet to był ktoś, innego Zagajewskiego nie znamy...

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do