
Rozmowa z Konradem Rytlem, Prezesem Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej, radnym Sejmiku Woj. Mazowieckiego z Bezpartyjnych Samorządowców.
- Kiedy zaczęły się pierwsze w dzisiejszym powiecie wołomińskim próby upamiętnienia bohaterów wojny 1920 roku na polu bitwy warszawskiej, w których Pan uczestniczył?
- Pierwsze próby podejmowaliśmy już na początku lat 70. Jestem pewien, że ta historia nadaje się na film albo książkę z dziedziny literatury faktu. Mieliśmy zwartą grupkę, inspirowaną przez naszych katechetów, wspaniałych księży z parafii w Kobyłce. Zarządcą cmentarzyka w Ossowie, skromnego i bardzo wtedy zaniedbanego pozostawała bowiem parafia. Teraz wszystko wygląda inaczej, jak należy, ale wtedy było to na poligonie wojskowym.
- Dlaczego tak się stało?
- Po wojnie granice poligonu specjalnie przesunięto, żeby upamiętnianie tego miejsca uczynić niemożliwym. Ale co najwyżej je utrudniono.
- Radziliście sobie?
- Trzeba było rzekę w bród przekraczać. Ładnie to się mówi, ale w praktyce oznaczało to zdjęcie butów i przejście na bosaka, nieważne czy woda zimna czy ciepła. Raczej zimna, skoro chodziliśmy tam co roku, zawsze 2 listopada, w Dzień Zaduszny. Zresztą pojawiamy się w tym miejscu do dzisiaj, gdy ten dzień nadchodzi. Skoro wtedy wokół był poligon, to nie wolno było w tym miejscu nic robić.
- Ale robiliście?
- Przemykaliśmy chyłkiem. Stawialiśmy brzozowe krzyże. Formowaliśmy mogiły. Zakaz wstępu obowiązywał tam od 1939 roku. Zabraniali najpierw Niemcy, później komuniści. Z czasem restrykcje złagodzono, co oczywiście nie nastąpiło samo przez się, tylko za sprawą wysiłków Prymasa Stefana Wyszyńskiego, który interweniował w tej sprawie u Edwarda Gierka. Dostał zgodę na to, żeby 24 września 1978 r. odbyła się w tym historycznym ale zaniedbanym przez lata miejscu pierwsza msza. Proboszcz odrestaurował kaplicę. Zaczęliśmy o nią dbać. Władza pozwalała jednak tylko na jedną mszę w niedzielę, o ósmej rano. Jednak jeśli 15 sierpnia przypadał w dzień powszedni, jak przeważnie się zdarzało, to władza nie pozwalała w tym terminie i miejscu mszy odprawić.
- Jak rozumiem dopiero rok 1980 to zmienił?
- Pierwsze otwarte uroczystości odbyły się w tym miejscu 15 sierpnia 1980 r, gdy trwały strajki. Przyjechaliśmy wtedy większą gromadą, bo wcześniej zawsze była nas tylko mała grupka. W stanie wojennym też gromadnie przyszliśmy. Wokół ZOMO, tajniacy, wyłapywanie ludzi. Ale wciąż przychodziliśmy co roku.
- Mostu jednak wciąż nie było?
- Skoro nie było mostu, to na księdza czekała zamówiona furmanka, którą go przewoziliśmy, sami przechodziliśmy w bród. Aż wreszcie w 1984 r. sklecono drewniany most z desek.
- Happy end?
- Nie całkiem, na to było za wcześnie. Przyszła powódź i ten most zabrała. Znów było po staremu. Ludzie dalej w bród przechodzili.
- Aż do kolejnej zmiany?
- W 1989 r. po raz pierwszy przyjechał sztandar ZBoWiD.
- ...Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, czyli oficjalnej organizacji kombatanckiej...
- ...pojawiła się też straż pożarna i harcerze w mundurach, już oficjalnie, chociaż wcześniej też przychodzili, ale ponosząc przy tym ryzyko. Potem w 1995 r. przyjechał Lech Wałęsa i marszałek Senatu prof. Andrzej Stelmachowski. W nowej Polsce w uroczystościach tam uczestniczył Bronisław Komorowski, jako poseł, wiceminister obrony a wreszcie w 2010 r. jako prezydent. W 2000 r. był premier Jerzy Buzek. W tym roku spodziewamy się prezydenta Andrzeja Dudy.
- Ale na początku to była ścisła konspiracja.
- Dzięki temu udawało nam się to miejsce co roku upamiętnić, nadać mu godny kształt. Pamiętam, jak w 1976 r. pojawił się tam po weselu brata z kwiatami Stefan Melak. Ukształtowało się patriotyczne towarzystwo, które również o inne miejsca pamięci się troszczyło. Podzieliliśmy się nawet z Melakiem: on dbał o Olszynkę Grochowską, ja z grupą przyjaciół zająłem się Ossowem. Kolega robił znicze, dzisiaj pewnie byśmy powiedzieli, że byle jakie, z gipsu, ale w latach 80. przygotował takie specjalne, białe z napisem "Solidarność" dla wszystkich doskonale rozpoznawalnym. Zdjęcia nawet z tej akcji się zachowały, wokół dzieciarnia, młodzież, to wcale nie była impreza starszych panów, pięknie wtedy już to wszystko wyglądało. To był rok 1984, może 1985...
Rozmawiał Łukasz Perzyna
Wywiad ukazał się w 50 nr gazety Samorządność
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie