
W 1981 roku, w okresie legalnego działania pierwszej „Solidarności”, Polacy najczęściej zadawali sobie pytanie: Wejdą, czy nie wejdą do Polski?
Od tamtego czasu minęło 40 lat i pytanie znowu powróciło, tyle tylko, że dotyczy Ukrainy, ale pojawił się drugi człon tego pytania: A jak wejdą na Ukrainę, to czy Polskę czeka wojna?
Wiele się zmieniło przez te 40 lat, ale potencjalny agresor jest ten sam, tyle tylko, że w 1981 roku występował pod nazwą: Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, a dziś pod nazwą Rosja. Imperializm rosyjskiego narodu, ku uciesze świata, zanikł w okresie „pierestrojki”. Niektórzy politolodzy twierdzą, że on tylko na moment schował się. Chyba mają rację, bo teraz za sprawą prezydenta Rosji - Władimira Putina rozwija się i na obecnym etapie stara się dorównać imperializmowi carskiemu, tworząc poważne zagrożenie, już nie tylko dla Polski oraz Europy, ale dla całego świata.
We wszystkich okresach swojego istnienia Rosja zachłannie patrzyła na Europę jak na potencjalne źródło swojej potęgi i dobrobytu. Nieszczęście polega na tym, że tam gdzie wchodzili - kończył się dobrobyt.
Czy wejdą na Ukrainę, a jak wejdą, to czy Polskę czeka wojna?
O odpowiedź na to trudne pytanie zwróciłem się do Roberta Kuraszkiewicza – publicysty, historyka, autora takich książek jak Polityka nowoczesnego patriotyzmu oraz Polska w nowym świecie, w których ten bardzo zdolny politolog poddaje analizie obecny poziom zagrożeń dla świata, w tym dla Polski, wynikający z bardzo niebezpiecznego poziomu napięć istniejących pomiędzy światowymi mocarstwami, które pewnie budowały się latami, ale teraz ujawniły się z niezwykłą siłą.
A oto wypowiedź Roberta Kuraszkiewicza:
Odpowiadając na pytanie trzeba popatrzeć na rzeczywistość w szerszym kontekście. Jak piszę w swojej najnowszej książce tworzy się nowy ład światowy i każdy z głównych graczy politycznych w skali globalnej stara się zająć jak najlepszą pozycję. Następuje przeniesienie głównej osi geopolitycznej z Atlantyku na Pacyfik, a Stany Zjednoczone nie będą już tak dominowały nad porządkiem światowym jak to było do niedawna. Bieżącą sytuację geopolityczną Putin chce wykorzystać do odbudowy Imperium Rosyjskiego, którego warunkiem jest zebranie po raz kolejny „ziem ruskich”. W kontekście procesów demograficznych i geopolitycznych kontrola nad Białorusią i Ukrainą jest niezbędnym warunkiem do zbudowania w nowym świecie mocarstwowej pozycji Rosji. Rosja ma być jednym z biegunów globalnego koncertu mocarstw, czyli partnerem dla USA, Chin, Indii i Europy w ustalaniu porządku światowego. Putin zakłada, że problem Białorusi się rozwiązał. Została Ukraina.
Jednocześnie, wbrew pozorom, Rosja nie ma za dużo czasu na zajmowanie się odbudowywaniem należnej jej pozycji na słowiańskim zachodzie. Różnica potencjałów między Chinami i Rosją narasta w szybkim tempie. Rosja nie zamierza być „biedniejszym kuzynem” Chin. Ma być co najmniej równorzędnym partnerem. Bez zsumowania potencjałów „ziem ruskich” nie ma na to szans, a będzie jeszcze musiała ponosić koszty wewnętrznej konkurencji. Na dzisiaj celem minimum Putina jest takie poszerzenie własnych enklaw na Ukrainie, czyli Donbasu i Krymu, które zapewni im samodzielne utrzymanie bez konieczności nieustannego finansowania. Celem minimum jest również sprowadzenie Ukrainy do statusu państwa upadłego, czyli takiego, które nie będzie w stanie funkcjonować samodzielnie. W ostatnich latach, pomimo licznych problemów, państwo ukraińskie okrzepło i zaczął się wzrost gospodarczy, który na dłuższą metę zapewniałby fundamenty dla trwałej ukraińskiej niepodległości. Tylko status państwa upadłego i pogrążającego się w biedzie i chaosie daje Rosji nadzieję na „odzyskanie” Ukrainy. Celem maksimum jest jakaś forma integracji całej Ukrainy, być może bez dawnej Galicji Wschodniej.
Zachód na razie nie podejmuje żadnej realnej dyskusji na temat postulatów rosyjskich zgłoszonych w trakcie negocjacji Rosja-USA. Można więc uznać, że metoda werbalnej eskalacji ze strony Rosji opartej na straszeniu wariantem militarnym nie działa. Czas pokazać, że nie były to tylko słowa i przejść na kolejny szczebel eskalacji, czyli przystąpić do działań agresywnych, bądź uznać własną porażkę. Porażkę, która oznaczałaby de facto akceptację niepodległej państwowości ukraińskiej jednoznacznie ewoluującej w kierunku Zachodu. Oczywiście można by tę porażkę „przykryć” PR owym zwycięstwem, czyli np. uznaniem niepodległości „republik” Donieckiej i Ługańskiej, ale dla wszystkich graczy globalnych jasne by było, że to dla Rosji polityczna porażka. W dzisiejszym świecie agresja może mieć różny charakter i nie musi oznaczać użycia dziesiątek tysięcy zgromadzonych wojsk, choć oczywiście nie można tego wykluczyć.
Rosja jest wewnętrznie przygotowana na wariant konfliktu. Zgromadziła zasoby finansowe i ekonomiczne, które pozwalają przetrwanie kilku lat w warunkach totalnej konfrontacji z Zachodem. Rosja posiada obecnie ponad 600 mld $ rezerw walutowych, około 200 mld na specjalnym funduszu inwestycyjnym, a poziom długu publicznego wynosi tylko ok 17%. Dodatkowo kooperacja gospodarcza z Azją, głownie Chinami (już dzisiaj eksport ropy z Rosji do Europy i Chin wynosi mniej więcej tyle samo z tendencją na korzyść wschodu), może zapewnić bieżące wpływy finansowe. W ramach likwidacji potencjalnych działań opozycyjnych w ciągu ostatnich kilku lat zostały zlikwidowane wszelkie niezależne organizacje, nawet o profilu społecznym. Oczywiście, jeżeli tylko Zachód wykazałby konieczną determinację to Rosja na dłuższą metę nie może takiego konfliktu wygrać. Putin może jednak zakładać, że Rosja więcej przetrzyma i doprowadzi do podziałów w świecie Zachodu. A co na przykład gdyby za rok wybuchł konflikt amerykańsko – chiński o Tajwan? W kremlowskich gabinetach trwa liczenie potencjalnych kosztów i zysków i tylko wynik takiego równania zadecyduje ostatecznie, czy zostanie wydany rozkaz rozpoczęcia twardych działań. Jak już powiedziałem moim zdaniem taki rozkaz zostanie wydany.
Nie zakładam, że w bliskiej perspektywie grozi Polsce konflikt militarny z Rosją. Putin zdaje sobie sprawę z tego, że w prawdziwej konfrontacji z NATO nie ma szans. Na dzisiaj, na całe nasze szczęście, NATO zachowuje zdecydowanie co do konieczności wzajemnej obrony państw członkowskich. W wypadku wojny na Ukrainie to Polska będzie jednak bezpośrednim zapleczem działań militarnych. Musielibyśmy się liczyć z przyjęciem pierwszej fali prawdziwych uchodźców z Ukrainy i innych wyzwań zagrażających naszemu bezpieczeństwu z powodu działań militarnych tuż za granicą. Konflikt militarny poza tym ma własną dynamikę i ryzyko nawet nie do końca planowanej eskalacji działań radykalnie wzrasta. Zwróćmy również uwagę na to, że po raz pierwszy od czasu upadku komunizmu całkiem serio dywagujemy na temat wojny z udziałem Polski w naszej części Europy. Już to pokazuje skalę zmiany, którą obserwujemy w polityce światowej i w naszym otoczeniu. Szwecja, która jeszcze 10 lat temu poważnie rozpatrywała zupełną demilitaryzację, od kilku lat prowadzi intensywny program zbrojeń i rozważa przystąpienie do NATO. Nawet jeżeli w najbliższych miesiącach nie dojdzie otwartej wojny na dużą skalę to Rosja będzie budowała presję licząc na pojawienie się podziałów w świecie Zachodu, które pozwolą jej na dalszą ekspansję.
Na koniec chciałbym tylko wyrazić życzenie i nadzieję, że zarysowana przeze mnie prognoza się nie ziści. Każda wojna jest tragedią, ale nie brak na świecie złych ludzi, którzy są gotowi po nią sięgnąć. Nie możemy popadać w paranoje paraliżującego strachu, bo to również byłby sukces Putina. Polska musi jednak zwiększyć własny potencjał nowoczesnego odstraszania militarnego i wpływać na budowę jednolitego stanowiska naszych sojuszników z NATO.
Dziękujemy Robertowi za wypowiedź i za obietnicę dalszej współpracy z „Gazetą Samorządność”.
Muszę jednak stwierdzić, że im więcej mamy wiedzy o globalnym świecie, tym więcej pojawia się pytań niezbędnych do jego zrozumienia. I w tym przypadku nie jest inaczej. Mimo otrzymania tak bogatej i kompleksowej odpowiedzi na zadane Robertowi pytanie, pojawiają się kolejne:
- Jak się zachowają inne państwa, takie jak Chiny czy Iran, które mają bardzo napięte stosunki z USA?
- Jaka będzie faktyczna reakcja NATO i Unii Europejskiej w stosunku do tej deklarowanej obecnie?
- Czy zastosowane sankcje Zachodu wobec Rosji będą skuteczne, a jeżeli tak to w jakim zakresie?
- Jaki wpływ będą mieć wydarzenia w Europie na światową gospodarkę? Itd. itp.
Pytań takich jest dużo więcej, ale nie odpowiemy na nie w tym jednym artykule, bo wymagają dużo miejsca i czasu. My będziemy nadal (korzystając z deklaracji Roberta Kuraszkiewicza) podejmować dyskusję w tych tematach w następnych wydaniach naszej gazety. Zainteresowanych poruszoną tematyką odsyłam do książki Roberta Kuraszkiewicza „Polska w nowym świecie”, której wydawcą jest bardzo prestiżowa - Nowa Konfederacja.
Stanisław Piecyk
Artykuł z 63 numeru gazety Samorządność
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Zobacz także:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ciekawa analiza. Książkę będę musiał przeczytać.