Reklama

Kaczyński pokazuje, kto tu rządzi

27/06/2022 09:28

Jarosław Kaczyński, wskazując Mariusza Błaszczaka jako następcę w partii, wzmacnia przede wszystkim Mateusza Morawieckiego, który pozostanie premierem do wyborów, skoro politykowi, który mógł zająć jego miejsce wskazano inną drogę.  Ustanawiając nowy "porządek dziobania", prezes PiS pokazał również, jak pojmuje życie publiczne. Polityka to dla niego tylko liczenie głosów i obsada stanowisk, sama technologia władzy.

Za tym, żeby Morawieckiego u steru rządu zastąpił Błaszczak optowali liczni politycy PiS, w tym Beata Szydło i Zbigniew Ziobro. Skłaniały się ku temu środowiska, związane z Radiem Maryja. Świeży awans ministra obrony na wicepremiera, ale przede wszystkim prezesowskie wskazanie, że może stać się następcą w fotelu prezesa partii, czynią wariant sukcesji w rządzie nieaktualnym.

Morawiecki kupił czas. Deklaracja Kaczyńskiego, że Błaszczak jest w stanie przejąć po nim samym nie tylko pozycję wicepremiera, ale również inne stanowiska - w grę może wchodzić wyłącznie prezesura - otwiera przed premierem możliwość na tyle spokojnego piastowania tej funkcji, na ile w pisowskim układzie władzy okaże się to w ogóle możliwe. Aż do końca kadencji parlamentu, bo widać już, że wcześniejszych wyborów nie będzie, skoro PiS zaplanował dwie podwyżki płacy minimalnej przed ich konstytucyjnym terminem. Nie robi się podobnych prezentów następcom.

Inwestytura w ręku prezesa

Jarosław Kaczyński zarówno podwładnym, jak elektoratowi partii rządzącej, przekazał czytelny sygnał, że wyłącznie on podejmuje decyzje. Może z pozoru cofnąć się o krok, jak w wypadku oddania funkcji wicepremiera do spraw bezpieczeństwa Błaszczakowi. W istocie zanadto na niej nie korzystał, w rządzie i tak wszystko zależy od niego, nie ma zaś potrzeby dostarczać oponentom powodów do żartów, że jak z sondaży wynika, nigdy od początku transformacji Polacy nie mieli tak silnego poczucia zagrożenia, jak w czasie, gdy prezes PiS nominalnie przejął odpowiedzialność za ich bezpieczeństwo.

Kaczyński z jednej strony podejmuje decyzje, mające charakter misternej układanki. Powołanie Zbigniewa Hoffmanna na ministra bez teki nie równoważy wprawdzie awansu Błaszczaka, ale nominacja tego pierwszego: stronnika Michała Dworczyka jakoś dowartościowuje tę grupę. Z kolei posada ministerialna dla Agnieszki Ścigaj rozszerza niezbędne do wygrywania sejmowych głosowań zaplecze o większość posłów jej koła Polskie Sprawy (nie o wszystkich, bo wsparciu PiS sprzeciwił się Paweł Szramka). 

Jak wiemy z historii, najpoważniejszy spór w średniowiecznej chrześcijańskiej Europie, walka cesarstwa z papiestwem, najwyższej władzy świeckiej z duchowną, toczyła się o inwestyturę: prawo powoływania na stanowiska. 

Prawie jak w Chinach: ale prawie... czyni różnicę

Z drugiej strony prezes PiS rozstrzyga, że również kwestia następstwa władzy w partii zależy od jego indywidualnego wskazania, a nie frakcyjnych debat, jak miało to miejsce choćby kiedyś w AWS. Dlatego pospiesznie, jak mogło się wydawać, namaścił Błaszczaka, a później nawet nieco się sumitował. Jednak mechanizm sukcesji został uruchomiony, a przy okazji okazało się, że partyjnym baronom nic do tego. Poznaliśmy już nawet datę formalnego oddania przez Kaczyńskiego steru PiS: na kongresie w 2025 r. Żaden inny krajowy polityk nie planuje aż tak daleko.

Podobnie rzecz ma się z funkcją premiera. Wzmacniając Morawieckiego, Kaczyński udowadnia, że to jego wola, a nie układ sił w partii o jej obsadzie decyduje. Od dawna wiadomo, że Mateusz Morawiecki nie cieszy się w PiS wielką popularnością. Przezywany banksterem, krytykowany za lansowanie technokratów i za niską komunikatywność - trzyma się dzięki poparciu prezesa. Właśnie dostał sygnał, że pozostaje ono w mocy. Czyni to go również faworytem w wyścigu do roli kandydata na prezydenta za trzy lata. To również sens podanej przez Kaczyńskiego daty 2025 r, kiedy w fotelu prezesa jego samego zastąpi Błąszczak. Jeśli się uda, będzie jak w Chinach, gdzie kolejne generacje przywódców z góry znają terminy, w jakich mają objąć stanowiska.

To Kaczyński tasuje karty. Porozdawał, jak chciał. Jednak do najpoważniejszych problemów kraju decyzje personalne i sukcesyjne zapowiedzi nie mają się w żaden sposób. Z jednym może tylko wyjątkiem Agnieszki Ścigaj, która bez wątpienia doskonale zna się na sprawach społecznych i sprawnie zajmie się uchodźcami z Ukrainy. Ale już dla środków przeznaczonych na pomoc dla nich, których wciąż odmawiają nam Unia Europejska i NATO, kompetencje nowej minister nie mają wielkiego znaczenia. Pieniędzy dla Polski na największą akcję humanitarną od momentu zakończenia II wojny światowej jak nie było, tak nie ma. Podobnie bezpieczeństwo Polski nie poprawi się z tego powodu, że urzędujący minister obrony zyskał szansę przejęcia za trzy lata władzy w partii obecnie rządzącej.

Sprawne rozwiązywanie przez Kaczyńskiego zagadnień, związanych z technologią rządzenia, zasługiwałoby na poklask, gdyby szedł za nim czytelny i aprobowany przez większość Polaków plan rozstrzygania najważniejszych dla kraju problemów: zagrożenia ze Wschodu, pomocy uchodźcom, trwającej wciąż pandemii, ale i narastającej drożyzny. Zupełnie go jednak nie widać.       

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do