Most Łazienkowski znaczył więcej niż się nam wydawało

Kto by pomyślał?

 

Może, w porównaniu z innymi metropoliami, mostów mamy nie za dużo, ale żeby aż tak sparaliżowało miasto przy wyłączeniu jednego mostu z nurtu warszawskiej komunikacji?

To chyba jednak kwestia przyzwyczajenia. Z czasem ruch w Warszawie i bez Mostu Łazienkowskiego unormuje się.

Prezydent Warszawy zachęca do korzystania z komunikacji miejskiej, tymczasem pod ratuszem stoi stado zaparkowanych, urzędniczych pojazdów, które wniosły swój znaczący wkład w dzisiejsze korki. Wiadomo, że najtrudniej zdyscyplinować urzędników, zwłaszcza własnych.

Okazuje się, że położono też pod mostem nielegalne światłowody. Co poniektórzy skarżyli się na brak Internetu w tym czasie, kiedy palił się most. Bo jak go już ugasili, to Internet wrócił.

 

Trzeba przyznać, że mamy odporne te światłowody.

 

Medialny cyrk wokół mostu trwa.

Już zauważono,  że niedługo spali się Most Gdański, bo ma nawierzchnię z desek. Trwa poszukiwanie desek na wszystkich mostach w Warszawie. Jak ich nie znajdą, to media je chyba podłożą, bo gdzieś trzeba posiać zdrową panikę.

Prokurator zasiadł na moście okrakiem, uruchomił trzy laboratoria, które testują spaliny z mostu, bo może znajdą sprawcę. Powszechnie wiadomo, że ogień pali wszystko, poza dowodami w sprawie.

Most nie był monitorowany, bo po co. Przecież mosty palą się tak rzadko, nikt go też siekierą albo bejsbolem nie zaatakuje w celu zniszczenia, choć podobni desperaci też się w naszych czasach, coraz częściej, zdarzają..Możemy liczyć na to, że złapią sprawcę unicestwienia mostu, to pewne.

 

Nareszcie Warszawa ma jeden jedyny problem i warszawskie władze powinny się cieszyć.

Ale niestety nic nie wróży, że i z tym jednym potrafią sobie poradzić.

 

Jak to mówią w moim zawodzie, co ma wisieć, nie zapłonie...czy jakoś tak.

To może tym razem most wiszący ?

 

Grabarz

 

 

Fot  Paweł Malaczewski