Reklama

Ratowanie kredytobiorców. Powtórka z rozrywki

16/05/2022 12:33

Biednemu zawsze wiatr w oczy. Ta oklepana formuła przychodzi mi do głowy, gdy wszem i wobec słyszę o trudnej sytuacji finansowej, w której znalazły się setki tysięcy ludzi w związku ze wzrostem stóp procentowych. Około pół miliona osób (wliczając małżeństwa sporo więcej) zaciągnęło kredyty hipoteczne korzystając z atrakcyjnych ich zdaniem warunków udzielania hipotek przez banki. Zanim przejdziemy do dzisiejszej sytuacji przypomnę trochę historii podlanej sosem moich osobistych spostrzeżeń.

To jak wiemy nie pierwsze larum, które podnoszą kredytobiorcy zaskoczeni wzrostem ich rat kredytowych. Pierwsze masowe lamenty pojawiły się osiem lat temu, gdy kurs franka szwajcarskiego obniżający się przez długie miesiące osiągając około dwóch złotych poszybował w szybkim tempie do ponad czterech. W najgorzej sytuacji znaleźli się nowi kredytobiorcy, którzy zaciągnęli kredyt przy niskim kursie franka. Za chwilę okazało się, że mimo wpłacenia czasem pokaźnego wkładu własnego i regularnego spłacania rat, pozostający do spłacenia kredyt przekracza dwukrotnie wartość ich wymarzonego mieszkania a i comiesięczna rata jest dwukrotnie wyższa. Jak Polska długa i szeroka kredytobiorcy tworzyli komitety protestacyjne i zaczęli demonstrować na ulicach. Opozycja, która dzisiaj tworzy większość rządową obiecała, że z bankowym bezprawiem się rozprawi. Każe oddać kierowanym przez bankierów bankom zrabowane klientom pieniądze. I to wszystko się stanie zaraz po zmianie władzy. Bankierzy podnieśli lament, że nikt nie mógł się spodziewać takiej obniżki wartości złotego, a kredytobiorcy złotówkowi, płacący do tej pory znacznie wyższe raty poczuli się robieni w balona. Dlaczego wsparcie mieli otrzymać klienci płacący znacznie niższe raty i dobrowolnie podejmujący grę we frankową ruletkę. A tak na marginesie, co do nieprzewidywalności zmiany kursu odniósł się były premier, a ówczesny prezes dużego banku Pekao SA - Jan Krzysztof Bielecki. Oznajmił on, że ryzyko zmiany kursów dla klientów banków było tak wysokie, że graniczyło z pewnością i w związku z tym kierowany przez niego bank nie udzielał kredytów w walutach obcych w ogóle. Wspomniał tym samym, że kosztem takiej polityki była utrata znaczących zysków jego banku, gdyż tracił w ten sposób udziały w lukratywnym rynku kredytów. W ten sposób właściciele kredytów złotowych płacący do tej pory wyższe raty mieli się przyglądać wsparciu udzielanemu frankowiczom. Jedocześnie prowadzący konserwatywną i bezpieczną politykę prezes innego banku miał być szczęśliwy, że z pieniędzy wpłacanych na fundusze stabilizujące sektor bankowy na wypadek kryzysu, miałyby płynąć miliardy do banków, które do tej pory osiągały gigantyczne zyski dzięki kredytom walutowym. A z kolei inny ówczesny prezes banku, który dzisiaj jest premierem i takich kredytów chętnie udzielał, raportował z radością do centrali w Irlandii o przekraczaniu założonych zysków. Larum podniosła założona przez banki pewna organizacja lobbingowa, na czele której od lat stoi świetnie opłacany ale jednocześnie dosyć antypatyczny dżentelmen. Był on łaskaw komunikować, że banki żadnych pieniędzy oddawać klientom nie zamierzają. Podpisując umowy kredytowe klienci powinni mieć świadomość ryzyka i w związku z tym jak wzięli kredyt to niech teraz spłacają. I jak wartość ich nieruchomości wzrastała jednocześnie wzrastając ich indywidualna zamożność to było cacy. Jak przyszło do płacenia wyższych rat to swój problem kredytobiorcy chętnie by uwspólnotowili przy pomocy państwa i systemu bakowego. Ów pewny siebie lobbysta nie dostrzegał również praktyk banków, które masowo udzielały kredytów ponad zdolności finansowe (bo przecież kurs franka miał tylko spadać) kredytobiorców i łupiły ich marżami, prowizjami i innymi opłatami na czele ze słynnym spreadem. Tenże spread, czyli kurs po jakim spłacając bieżącą ratę banki przeliczały złotówki na franki, banki ustalały po uważaniu zawyżając go często rażąco w stosunku do cen rynkowych. Osiągały przy tym kolejne nadzwyczajne zyski.

Obiecano więc wyeksploatowanym klientom rekompensaty w postaci przeliczenia kredytów na złote z dnia wzięcia kredytu i oddanie części zawyżonych zysków głównie ze spreadów. Kończąc wątek franków i zachłannych banków kwestia pomocy frankowiczom po wyborach zdechła śmiercią naturalną. A to z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze ktoś mądry policzył, że banki wydoiły klientów na taka kasę, że w rezerwach i funduszach zabezpieczających nie znajdzie się małej cząstki tych środków. Banki musiałyby się zadłużyć, wiele z nich paść na pysk razem z depozytami klientów indywidualnych i instytucjonalnych. Te, które by przetrwały na lata mogłyby zapomnieć o zyskach. A banki transferowały co roku ponad 20 procent wszystkich dochodów z podatku od przedsiębiorstw zwanego CIT-em. A z kolei bez tych dochodów można by było zapomnieć o większości rzeczy obiecanych w kampanii wyborczej. Po drugie uznano, że frankowicze to nie jest elektorat partii rządzącej i ta wolała rozdawać pieniądze innym grupom społecznym. Kółko się domknęło a nabitym w butelkę poradzono aby za swe krzywdy, skarżyli banki indywidualnie, co zresztą czynią odnosząc liczne sukcesy.

Aż przed z góra sześcioma laty do władzy dochodzi nowa ekipa i zaczyna wypełniać wyborczy program ku nieskrywanej radości swego elektoratu. Pięćset plus, trzynasta, czternasta emerytura. Wyprawka szkolna, podwyżki płacy minimalnej, pomoc covidowa, pocovidowa i tak dalej. Pieniądz płynął nie strumykiem, ale całkiem sporą, wartką rzeką. Miliony ludzi po raz pierwszy w życiu poczuło się dość zamożną klasą średnią. Głód mieszkań narastał a młodzi ludzie doszli do wniosku, że szybciej złapią świerzb niż doczekają swego lokum z rządowego programu mieszkaniowego z plusem. To ruszyli do banków po tani kredyt, tym razem w złotych. Dodatkowo zobaczyli w telewizorze prezesa banku centralnego ich umiłowanej ojczyzny, który miesiącami twierdził, że póki on rządzi bankiem żadnych podwyżek stóp nie będzie i kropka. To była w moim przekonaniu gra z rynkami i przeciwdziałanie nadmiernemu umacnianiu się złotego i presji spekulacyjnej na złotówkę ze strony różnych chciwych Sorosów. Ale młodzi bez mieszkań tego nie zajarzyli. Zrozumieli po swojemu, że choćby zadłużyli się po uszy zająca, to i tak rata kredytu będzie niższa niż koszt wynajmu mieszkania. I jeszcze spłacając kredyt inwestują w swoje własne em. Banki tylko na to czekały. Nie przejmując się za bardzo rekomendacjami ograniczającymi KNF oferowały kredyty na granicy zdolności kredytobiorców, znowu doliczając swoje prowizje, marże i opłaty. Oferowały niewysokie oprocentowanie tych kredytów z oczywiście zmienną stopą. Sprzedawcy kredytów mamili klientów, że odsetki są niezbyt wysokie i może nie bardzo mogą już spaść ale i nie wzrosną, bo prezes banku centralnego tak mówi. A to bankowiec mądry, doświadczony i do tego profesor. Tak przy okazji banki wymyśliły, że stopa oprocentowania ustalana będzie na podstawie tak zwanego WIBOR-u. Czyli stopie po jakiej banki pożyczają pieniądze miedzy sobą czyli znowu jak w przypadku spreadów frankowych z grubsza według własnego widzi mi się. A że banki pożyczają sobie niedużo bo mają nadmiar kasy, to mogą sobie na wysoki WIBOR pozwolić. Bo po pierwsze, jak ja jako bank pożyczę trochę, ale drogo to sam zapłacę dużo a inny bank sporo zarobi. Ale jutro ten bank przejdzie do mnie i znowu ja będę na dużym plusie. A wszyscy razem wespół w zespół wydoimy szaraczków marzących o własnym mieszkaniu. I wszystko kończy się tak, jak w przypadku kredytów frankowych z tym że teraz łeb podniosła hydra inflacji. Z jakiego powodu każdy z grubsza wie. I znowu politycy obiecują, że pomogą, bankier lobbysta swoje, że banki są od zarabianie pieniędzy a klienci od spłacania kredytów. Jak się skończy najnowszy rozdział z bankowych gier i zabaw z klientami tego ja sam i wielu innych nie wiemy. Czasami im człowiek mniej wie tym lepiej śpi. A spać może dobrze, bo sektor bankowy ma w bieżącym roku odnotować zyski przekraczające 20 dużych baniek zwanych miliardami. Sporo z tych pieniędzy trafi do budżetu państwa, czyli a jakże nas wszystkich. Politycy przez nas wybrani w naszym imieniu będą te pieniążki dystrybuować aby Polska rosła w siłę a ludziom żyło się lepiej. Póki co politycy wybrali na kolejną kadencję obecnego prezesa banku centralnego. Nie mogło się stać inaczej. Wszakże to człowiek powszechnie znany ze swoich wielu pozytywnych przymiotów. Po pierwsze państwowiec nade wszystko miłujący Polskę. Po drugie człowiek znany ze swej przesadnej wręcz skromności i obrzydzenia do wszelkich zbytków i luksusów. Po trzecie odnawia po raz kolejny swoją kadencję w uznaniu bezspornych zasług w kierowaniu potężną instytucją i toczonej z wielkimi sukcesami wojnie z inflacją.

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do