Reklama

Rolnicy mają rację

27/02/2024 17:16

Pierwszy efekt masowej demonstracji rolników: zapowiedź zorganizowania w Sejmie okrągłego stołu na temat ich problemów i to pracującego nie jednorazowo lecz w permanencji, pokazał siłę tej grupy społecznej. Marszałek Szymon Hołownia oraz jego zastępca Piotr Zgorzelski objawili wrażliwość jakiej zabrakło rządowi, chociaż przecież - jeśli pominąć wicemarszałka Krzysztofa Bosaka z Konfederacji otwarcie zresztą postulaty rolników popierającego - gabinet Donalda Tuska składa się z tych samych ugrupowań, co Prezydium Sejmu.

Protestujący rolnicy - jak mówił po spotkaniu z nimi wicemarszałek Zgorzelski - przekonali też gospodarzy Sejmu, że "zielony ład" przygotowany przez Unię Europejską warto zastąpić "chłopskim ładem", gwarantującym, że zmiany nie będą wprowadzane kosztem rolnika. Z kolei Hołownia zastrzegł, że ten nowy ład - nie Rooseveltowski oczywiście lecz unijny - okazuje się niezbędny, o czym świadczą chociażby powtarzające się klęski suszy na wsi. Tylko z tego powodu tracimy co roku 6,5 mld zł jak wyliczył Polski Instytut Ekonomiczny.

Niekończąca się opowieść

Powtarzają się również rolnicze protesty. W pierwszej kadencji z pisowską większością wieś zareagowała nimi na ustawę Krzysztofa Czabańskiego, faktycznie faworyzującą zagranicznych hodowców kosztem ich polskich konkurentów.  To wtedy kierowany przez ekonomistę i przedsiębiorcę Dariusza Grabowskiego Komitet Obrony Polskiego Rolnictwa i Hodowców Zwierząt w pokojowym pochodzie poprowadził rolników spod pomnika Wincentego Witosa - co miało wymiar symbolu - pod Sejm. Złą ustawę udało się utrącić. Jednak wiele jej założeń powróciło w kolejnej kadencji w postaci sławetnej "piątki Kaczyńskiego" forsowanej pod pretekstem ochrony zwierząt i wzmocnienia ich dobrostanu. W istocie stałaby się korzystna dla hodowców z tych krajów, gdzie żadnych norm się nie przestrzega. Polskich rolników szczególnie zbulwersowała możliwość wkraczania do ich gospodarstw a nawet domostw samozwańczych inspektorów z radykalnych organizacji ekologicznych. Również "piątki" nie przyjęto, nie powróciła nawet z Senatu do Sejmu, chociaż w izbie poselskiej PiS dysponował wtedy prostą większością, zbuntowali się jednak wywodzący się z wiejskich okręgów parlamentarzyści rządzącej partii. Jeden z koordynatorów tamtego skutecznego protestu hodowca Szczepan Wójcik znalazł się również w przyjętej przez Hołownię i Zgorzelskiego delegacji rolników w dniu demonstracji we wtorek 27 lutego. To dowód, jak kwestie na czas nie rozstrzygnięte powracają w formie wzmożonego konfliktu społecznego.

Dziesięciu tysięcy uczestników protestu - to najskromniejsze szacunkowe wyliczenia - nie da się zignorować. Przynajmniej jeśli chce się podtrzymać opinię, że "koalicja 15 października" różni się od rządzących przed tą datą.

Teraz rolnikom szczególnie doskwiera dziki import zboża z Ukrainy. Przez Polskę miało tylko przejeżdżać, tymczasem u nas zostaje, rujnując krajowy rynek. Stąd blokada przejść granicznych jako radykalna ale nieodzowna forma protestu. Zanim na granicach stanęły ciągniki,, do Polski wjechał miód z Ukrainy w ilości odpowiadającej dwuletniemu urobkowi polskich pasiek. Oznacza to, że pszczelarze zmuszeni będą przez dwa lata pracować za darmo albo państwo im poniesione straty zrekompensuje. Problem stanowią nie tylko wjeżdżające chaotycznie - dopóki sami rolnicy tego nie zablokowali - rozmaite produkty rolne z Ukrainy, ale wciąż trafiające do nas przez państwa trzecie zboże z Rosji. A także wieprzowina i wołowina z Ameryki Łacińskiej. Wszystko oczywiście poza unijnymi normami, więc zabójcze dla tutejszej produkcji. Stąd solidarnościowy udział we wtorkowym proteście przedstawicieli rolników z innych państw Unii Europejskiej. 

Podczas rozmów w Sejmie zwracano uwagę na nierówności w rozdziale dostępnych środków: do 7 proc gospodarstw trafia 70 proc łącznej kwoty unijnych dopłat. 

Jak komisarz pierwszy raz prezesa nie posłuchał

Jak na ironię, akurat w momencie gdy Polska uzyskała dla siebie fotel komisarza Unii Europejskiej do spraw rolnictwa - został nim wskazany przez pisowską ekipę Janusz Wojciechowski - pojawił się fantom "zielonego ładu". Nowy komisarz bardzo rekomendował ten projekt. W istocie niesie on za sobą mnóstwo niekorzystnych dla rolnika rozwiązań a także wprost bulwersujący polską wieś pomysł masowego ugorowania pól. To praktyka równoznaczna z marnotrawstwem dla tych, co ziemię przekazują z pokolenia na pokolenie. Zaś ograniczenia w stosowaniu nawozów i środków ochrony roślin grożą rolnikom trwałą nieopłacalnością produkcji.

Wśród licznych eksperckich opinii pojawił się - jak u socjologa prof. Andrzeja Rycharda - rodzaj pretensji do rolników, że są grupą tak doskonale zorganizowaną. I to w sytuacji, gdy w Polsce utrzymywany jest anachroniczny model rolnictwa ze zbyt wielką liczbą gospodarstw oraz pracujących w nich osób [1]. Wiadomo, że Kanadą nie jesteśmy. 

W istocie jednak rolnicy nie mają wyjścia. Straty ponoszą tu i teraz. Państwo musi im zrekompensować koszty, które już ponieśli. Nie mogą w nieskończoność płacić za błędy urzędników utrzymywanych z ich podatków. Gdy granice zostaną uszczelnione a "zielony ład" dostosowany do gospodarczych i społecznych możliwości i oczekiwań polskiej wsi - przyjdzie pora na myślenie o strukturalnych na niej zmianach. Nieodzowne, jeśli nie mamy tracić dystansu do reszty europejskiej wspólnoty. Jednak gdy 10 tys. ludzi kieruje się na Sejm i pod premierowską kancelarię w nieubłagany sposób rządzi logika tu i teraz.  

Zaszliśmy bowiem zbyt daleko. Działania interwencyjne okazują się niezbędne. Zwłaszcza, że wieś i tak w nadmiarze ponosiła koszty transformacji ustrojowej. Jej wspieranie teraz nie powinno oczywiście oznaczać zasklepiania się w skansenie. Branża gospodarki dla Polski wciąż istotna to nie park etnograficzny.

Rząd PiS postawił w tej materii krok wstecz, nastawiając się na rozwiązanie, w którym wspierająca w wyborach partia Jarosława Kaczyńskiego wieś zasilana będzie obfitymi transferami socjalnymi. Poprzedniej władzy to nie pomogło, polskiemu rolnictwu zaszkodziło. Efekt rozlicznych społecznych beneficjów zniwelowany został szkodliwym nielegalnym importem z sojuszniczej Ukrainy i odbieranymi przez polskich gospodarzy jako nie tylko egzotyczne ale i wrogie pomysłami "zielonego ładu". Zaś wierny dotychczas bez zastrzeżeń komisarz Wojciechowski po raz pierwszy nie posłuchał Kaczyńskiego, gdy prezes wezwał go do ustąpienia. Zasadna okazuje się ocena byłego ministra i obecnego posła PiS Jana Ardanowskiego, że partia przegrała wybory przez niemądrą politykę wobec wsi. Pod wrażeniem nieporadności rządzących nastąpiła demobilizacja dotychczasowego elektoratu. Tym samym potwierdziło się też powiedzenie, że w Polsce wybory właśnie na wsi się wygrywa. Również zwycięzcy tych ostatnich nie powinni o tym zapominać. Zwłaszcza, że tak wiele czasu od 15 października ub. r. jeszcze nie minęło. A protesty kolejnych grup zawodowych i społecznych - do rolników już we wtorek dołączyli górnicy i myśliwi, zaś z podwyżek nie takich jak obiecane niezadowoleni są nieobecni jeszcze na ulicach nauczyciele - pokazują, że głosujący masowo Polacy potraktowali wysoką frekwencję jako zobowiązującą dla polityków, czemu trudno się dziwić. Spotykają się na ulicach, gdy poczuli, że kartka wyborcza nie wystarczy.     

[1] por."Gazeta Wyborcza" z 23 lutego 2024

 

Foto: FB, e-warzywnictwo.pl

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do