Reklama

S. Piecyk: Wojny światowe już są faktem. Najgorsze jest jednak to, że my je przegrywamy

W naszej zakażonej przeszłością wyobraźni, wojna kojarzy się jako: wybuchy bomb, pocisków, ruiny domów, pożary i leżące na ulicach trupy żołnierzy oraz cywilów. Takie obrazy otrzymujemy m. innymi z wyjątkowo niesprawiedliwej wojny na Ukrainie. Obrazy wojny militarnej są tak wstrząsające, tak sugestywne, że nie zauważamy, że w innych obszarach naszego życia toczą się inne, bardzo niebezpieczne wojny, w skali światowej, bo są mniej widzialne dla przeciętnego zjadacza chleba. Niektóre z nich jak twierdzi prof. Andrzej Zybertowicz w swojej książce „CYBER kontra real” już przegraliśmy.

Nie sposób w jednym artykule omówić dogłębnie nawet jednej z wojen mniej widzialnych, skoro ich znawcy (eksperci) wypuszczając na rynek opasłe tomy książek, nie są pewni kompletności swoich przekazów. Ten brak pewności wynika nie tylko z ogromnej dynamiki zmian zachodzących we wszystkich obszarach objętych tymi wojnami, ale także z powodu celowo wypuszczanych w świat fałszywek. Wczorajsza prawda jest za kilka dni półprawdą, kłamstwem celowym, pomyłką, błędem laboratoryjnym, rozwiązaniem lub produktem przestarzałym (bo w jakimś miejscu wystrzelono z lepszym rozwiązaniem) oszustwem biznesowym itd. itp.

W tej sytuacji niektóre wojny mniej widzialne tylko zasygnalizuję, by zaprezentować mapę główną tych wojen, a potem, przy następnych okazjach spróbuję je bliżej opisać. Muszę jednak mocno podkreślić, że żaden rodzaj wojny nie występuje samodzielnie. W obecnym świecie mamy do czynienia z wojnami hybrydowymi o bardzo skomplikowanej strukturze i skutkach mało zauważalnych, bo rozciągniętych w czasie i właśnie także z tego powodu, powinno się o nich mówić publicznie, częściej i głośniej. W tym felietonie zajmę się wojną o żywność. W następnym, wojną o ekologię i wojną biologiczną, a w kolejnym wojną o energię, wojną o dusze i o głowy, a dokładnie o mózgi i tam się bardzo przydadzą panowie: Robert Kuraszkiewicz i Andrzej Zybertowicz i ich książki, ale na to mamy jeszcze czas.

Wojna o żywność.

Wojny o żywność to jedne z najstarszych wojen jakie toczyli ludzie. Głód był motywacją tak wielką, że ryzykowano życiem, by napełnić żołądki i przetrwać. Później głód i widmo śmierci głodowej wykorzystywano przy zdobywaniu warowni, zamków, a nawet państw odcinając je od dostaw żywności. Cesarz Napoleon próbując zmusić Rosję do blokady Wielkiej Brytanii (szczególnie w zakresie dostaw żywności) ruszył na Moskwę w 1812 roku i przegrał nie tylko swoją cesarską koronę, ale także nadzieje Polaków na odzyskanie państwowości.

Józef Stalin chcąc zmusić Ukraińców do gospodarki kolektywnej, czyli kołchozów, zafundował im głód na niespotykaną do chwili obecnej skalę. W latach 1932 – 1933 zmarło z głodu lub zginęło od kul i bagnetów sowiecki żołdaków (zabierających nawet ziarno na siew) prawie 6 milionów Ukraińców. Współczesny car Rosji – Władimir Putin, blokując wywóz zbóż z atakowanej przez Rosję Ukrainy, chciał zmusić świat zachodni do ustępstw. Tym razem się nie udało, ale świat obecny, nie pomny historycznych faktów nadal nie jest przygotowany na takie zawirowania.

A zagrożenia te stają się jeszcze bardziej niebezpieczne, bo do wojny przystąpiły wielkie światowe firmy produkujące żywność, fundując nam zupełnie inne rodzaje niebezpieczeństw. Oni nie chcą nas głodzić, przynajmniej na razie. Oni mają plan uzależniania nas od swojej żywności.

Nie będę pisał o Coca Coli, napojach energetycznych i innych używkach uzależniających, bo na ten temat pisano tak dużo, że nic nowego nie wniosę, a poza tym tu akurat mamy wybór. Nie musimy pić Coli, czy Red Bula, bo mamy mnóstwo innych napoi, poczynając od wody mineralnej.

Zacznę od żywności modyfikowanej genetycznie, bo na tym polu przegrywamy i mamy coraz mniejszy wybór. Istotą zależności od producentów zbóż i roślin modyfikowanych genetycznie jest to, że zbiory zbóż i roślin modyfikowanych możemy skonsumować, ale do odtworzenia upraw musimy udać się do naszego, już w tym momencie „zbawcy” i kupić ponownie materiał siewny. Jest to pełna zależność, bo rolnik już nie posiada odmian pierwotnych zbóż i roślin, więc musi kupić to co jest mu dostępne.

Rośliny i zboża modyfikowane genetycznie (GM) mają swój duży stabilny udział w powierzchniach upraw w bogatych krajach takich jak USA czy Kanada, a dzieje się tak, bo ich produkcja jest dużo tańsza od produkcji tradycyjnej, bo ma mniejsze straty w uprawach, bo jest odporna na wiele chorób, ma własne systemy walki ze szkodnikami, ma także zwiększoną odporność na zmienne i trudne warunki atmosferyczne, a poza tym daje większe plony. Z tego powodu obserwuje się w ostatnim czasie duży wzrost powierzchni ich upraw w biedniejszych krajach Ameryki Południowej i Azji, bo z racji dużego przyrostu naturalnego trzeba karmić coraz więcej ludzi, a głód tworzy zarzewie buntów, a wydajność i koszty tradycyjnej produkcji zmuszają rządy tych państw do podporządkowania się tym trendom.

Producenci zmodyfikowanej żywności (bo to nie tylko zboża i rośliny, ale także zwierzęta hodowlane, w tym ryby), wchodzą na rynki biedniejszych krajów z marketingową maską dobroczyńcy.

Patrząc na zdarzenia wokół BIG TECH, w tym CYBER biznesu, można powiedzieć, że takie postawy są niestety przejściowe. Panowie: Gates, Mask i Zuckerberg, na początku swoich karier biznesowych grali role aniołów i dzięki temu wchodzili na rynki witani chlebem i solą, a dziś dyktują warunki całemu światu. Nawet Trampa – prezydenta wielkiego mocarstwa jakim są USA, pozbawili prawa do korzystania z ich produktów, z powodów czysto politycznych.

Elon Mask od jakiegoś czasu, publicznie mówi o wizji umysłu ludzkiego, połączonego z komputerem. W tym momencie myślicie tak: Ja sobie na to nie pozwolę, więc Mask może sobie gadać.

Spoko! Oni już znajdą sposób na to byśmy ich o to nawet poprosili, a potem to już będziemy funkcjonować jak obecni więźniowie z obrożą kontrolną. Obywatel zrobi coś, na co nie pozwala zestaw działań zaprogramowanych i jak w Chinach – przez tydzień (za karę) nie będzie mógł wchodzić do sklepów na zakupy, albo pójdzie na tydzień robót publicznych, a nawet do więzienia.

Wg. prof. Zybertowicza, tylko sama firma Apple posiada 200 mld dolarów USA wolnych środków finansowych z którymi nie wie co robić, a przecież po to wymyślono legalny zawód lobbysty, by ci ludzie z walizkami pieniędzy, mający wstęp do prawie wszystkich ważnych ośrodków władzy, mogli uzyskiwać decyzje takie jakie chcą najbogatsi ludzie tego świata (patrz ostatnie afery w Parlamencie Europejskim).

Najmniejsze sukcesy żywność genetyczna ma na terenie Unii Europejskiej, bo ta wprowadziła dość restrykcyjne przepisy, ale tu głupota decydentów (rządów, polityków) starej Europy połknęła inną przynętę przygotowaną przez wielki biznes, pod tytułem ekologia.

Szczególnie w krajach Beneluksu, a także w Niemczech, wariacje w temacie „ekologiczna żywność” spowodowały, że wydano wielkie pieniądze na stworzenie krów i świń ekologicznych, które wytwarzają mniej niż poprzednie odmiany szkodliwego metanu i dwutlenku węgla, mniej żrą, a przy tym mają duże przyrosty masy mięsnej z minimalną ilością tłuszczu, ale to im mało. Uznali, że krowy i świnie nadal są wielkim obciążeniem dla ekosystemu na Ziemi, więc trzeba z nich zrezygnować. Do podjęcia takich planów pomógł im Pat Brown, 65-letni profesor biochemii, który po kilku latach eksperymentów i badań, opracował i wdrożył technologię wytwarzania sztucznego mięsa z komórek macierzystych. Chciał by jego mięso wołowe, wieprzowe, ptasie, a także ryb, wyglądało jak prawdziwe, pachniało jak prawdziwe, a przede wszystkim smakowało jak prawdziwe mięso i to się mu udało. Trochę ze smakiem jest gorzej, ale jego mięso wołowe pod nazwą „Impossible Burgera” zrobiło karierę. Dzisiaj firma Impossible Food, którą założył Pat Brown, mięso swoje eksportuje do wielu krajów, także do Europy i do Polski. Ma już konkurencję w postaci firmy Beyond Meat. Wpływ konkurencji spowodował, że ceny mięsa sztucznego zaczęły spadać. Dzisiaj mięso naturalne wołowe kosztuje nawet 40zł/kg (np. polędwiczki), a sztuczną można już kupić w granicach 110 – 130zł/kg, czyli trzykrotnie drożej.

Co prawda kilka lat wcześniej ceny te różniły się sześciokrotnie, a więc postęp jest duży, ale czy wygra dla siebie rynek mięsny – mam wątpliwości, bo oto pojawiła się nowa, tania, rewolucyjna technologia produkcji żywności - przeniesiona wprost z natury.

W 2011 roku, biochemik dr Mark Kozubal badając gorące źródła w Parku Narodowego Yellowstone, odkrył w nich malutkie grzyby zawierające wielkie ilości protein. Odkryciem podzielił się ze swoim kolegą Thomasem Jonasem. Założyli start up – dziś znany jako spółka Natures Fynd. Ich „grzybki” do masowego namnażania potrzebują tylko gorącej zawiesiny, a nie skomplikowanych procesów jak przy hodowli z komórek macierzystych. O tej rewolucyjnej i taniej metodzie dowiedział się Bill Gates, który z Jeffem Bezosem postanowili dokapitalizować spółkę Natures Fynd. Dołączył do nich Al Gore, były wiceprezydent USA i teraz za kwotę 160 mln USD kończą budowę w Chicago fabrykę mięsa i serów. Ich wołowina będzie wg. obecnej kalkulacji tylko o 20% droższa od naturalnej. Na razie.

A gdzie tu jest niebezpieczeństwo? Przecież my nie musimy kupować ich żywności.

Wszystko do czasu. Jeden z wielkich i wpływowych miliarderów, a dokładnie Georg Soros już zaczyna ciemne gry na rynku żywności. Zrzeszająca światowe metropolie grupa C40 Cities, wraz fundacją Sorosa o nazwie Open Society, stworzyła i już uruchomiła program pilotażowy Europen Global Green New Deal. Projekt ten (do którego wepchnięto Warszawę) ma uruchomić działania zmniejszające zależność od gazu, na rzecz odnawialnych źródeł energii, a także na zbudowanie nowych partnerstw we współpracy ze społeczeństwem. Ustalono, co już wszyscy znamy z mediów, że mamy jeść niewielkie, wręcz symboliczne ilości mięsa, a za to dużo różnych robali, owadów, warzyw i połykać prochy z suplementami diety. Mamy ograniczyć zakupy ubrań i ograniczyć latanie samolotami.

Takie działania będą jak śnieżna lawina. Nikt już ich nie zatrzyma, bo głupawka, w niektórych kręgach politycznych jest groźniejsza od pandemii wirusa. Dzisiaj każdy z nas może sobie na targu kupić małego świniaczka i go wychować w piwnicy lub komórce i będzie miał swoje mięso, ale jak będzie zakaz hodowania świń i krów (a takie pomysły Bruksela już analizuje), to będziemy bez szans na samodzielność i bezpieczeństwo żywnościowe. Fabryki sztucznego mięsa nie kupimy sobie.

Mnie nie chodzi o blokadę dla produkcji sztucznej żywności, bo to jest niemożliwe. Ja oczekuję prawnej ochrony podstawowych interesów zwykłych zjadaczy żywności, bo jak się ta machina rozpędzi, to przegramy kolejną światową cichą wojnę z kretesem. Wojnę o infosferę już przegraliśmy.

Fot: Warszawa dnia 08 marca 2023 roku. Klub Jagielloński przy ul. Andersa. Od prawej siedzą i prowadzą bardzo ciekawą dyskusję panowie: Prof. Andrzej Zybertowicz (socjolog, publicysta, doradca prezydenta Andrzeja Dudy) Robert Kuraszkiewicz (historyk, publicysta, biznesmen, znawca geopolityki) i prowadzący spotkanie – red. Agaton Koziński.

Wbrew zapowiedziom, to nie był pojedynek. To był ciekawy wykład i ciekawa dyskusja w wykonaniu obu panów. Obaj poruszali się po własnych obszarach eksperckiej wiedzy i tylko od czasu do czasu, przymuszani przez dobrze zorientowanego w tematach dyskusji prowadzącego – wypowiadali się w tematach „przeciwnika” ale rzadko na zasadzie kontry. Najczęściej były to interesujące uzupełnienia wiedzy, bo przecież obecne wojny są hybrydowe, prowadzone z wykorzystaniem wszystkich dostępnych instrumentów i metod, które stworzyła nasza ułomna cywilizacja.

Artykuł ukazał się w 75 numerze (kwiecień 2023) gazety Samorządność.

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do