
Sytuacja uzasadnia powołanie się przez Polskę nie na artykuł czwarty Traktatu Waszyngtońskiego nadmieniający o konsultacjach, jak czynią to rządzący, lecz na tegoż dokumentu artykuł piąty: obligujący państwa Sojuszu Atlantyckiego do wspólnej i solidarnej obrony w wypadku ataku na którekolwiek z nich.
Zginęli polscy obywatele. Przedstawianie zdarzenia w Przewodowie na Lubelszczyźnie jako incydentu czy wręcz nieszczęśliwego wypadku dowodzi wyłącznie zagubienia rządzących.
Niezależnie od faktu, skąd rakieta została wystrzelona i kto to zrobił - odpowiedzialność za ofiary śmiertelne spada na Federację Rosyjską. Władimir Putin, rozpętując 24 lutego br. napastniczą wojnę przeciw Ukrainie zgotował piekło nie tylko własnym rekrutom, o czym też warto pamiętać. W dniu kiedy nieproszony gość z nieba odebrał życie dwóm polskim cywilom - armia rosyjska przez cały dzień prowadziła ostrzał infrastruktury krytycznej na Ukrainie.
Zaś premier Mateusz Morawiecki powinien apelować o rozwagę nie do własnego społeczeństwa, ale do tych, co morderczą rakietę wystrzelili. Podobnie - o jedność nie do Polaków, lecz do sojuszników z NATO.
Gdzie o 15,40 we wtorek 15 listopada 2022 r. były tak zachwalane przez ministra obrony wicepremiera Mariusza Błaszczaka systemy obronne?
Najlepiej w tej sytuacji zachował się prezydent Andrzej Duda, późnym wieczorem po prostu relacjonując Polakom własny stan wiedzy w tej sprawie. Tylko tyle i aż tyle.
Z podaniem informacji o ataku - nie bawmy się bowiem w żadne eufemizmy - zwlekano ponad cztery godziny. Pierwsza powiadomiła o nim światowa agencja AP, co dowodzi żałosnego stanu polskich mediów. Ale też stanowi kompromitację rządzących. Co by bowiem się działo, gdyby rakiet odpalono więcej i wystrzeliwano je co jakiś czas? Na kunktatorów, nie chcących jakoby wzniecać paniki, spadłaby odpowiedzialność za niewinne ofiary. Dzielona w tym wypadku z Putinem.
W tym samym czasie kiedy Donald Tusk na posiedzeniu klubu Koalicji Obywatelskiej chociaż nie jest posłem mówił o potrzebie solidarnej postawy Polaków - ochroniarz opłacony przez jego partię nie wpuścił na sejmową przecież a więc opłacaną przez podatnika a nie wyborcę PO-KO salę operatora TVP Jerzego Ernsta, przed kilkunastu laty rannego w Iraku w tym samym zamachu, w którym zginął korespondent wojenny Waldemar Milewicz. To symboliczne.
Też nie wszedłem. Niech Tusk mówi do ściany, ale segregować dziennikarzy nie będzie. Jednoczesna niemal kompromitacja władzy i opozycji daje jednak do myślenia Polakom. Ocenimy za to całą klasę próżniaczą już w najbliższych wyborach.
Najdojrzalej jak zawsze zachowuje się samo społeczeństwo. Zero paniki. Rozglądamy się, co warto zrobić w wypadku dalszego zaostrzenia sytuacji. Późnym wieczorem już po podaniu feralnej wiadomości o ofiarach rakiety na Lubelszczyźnie znalazłem się w śródmiejskim Careffourze. Ludzi mnóstwo, zakupy większe niż kiedykolwiek, torby wypełnione. Ale nikt się nie przepycha, półki nie zostały ogołocone z towarów. Grzeją się telefony komórkowe, a zwykli ludzie wymieniają informacjami, bo przecież nikt nie jest w stanie oglądać wszelkich przekazów równocześnie. Po doświadczeniach stanu wojennego, powodzi stulecia i trwającej wciąż jeszcze pandemii koronawirusa wiemy jak sobie radzić. Po raz kolejny okazujemy się lepsi od władzy, którą żeśmy wybrali. To jedyny zapewne optymistyczny wniosek z obecnej sytuacji. Dla polskiego samorządu również okazuje się ona czasem próby, bo władza lokalna pozostaje najbliższa zwykłym ludziom. Choćby z jej wysokich ocen przez opinię publiczną wynika, że zapewne również ten egzamin zda. Politycy zaś - wszystko jedno Tusk czy Morawiecki - niech przestaną wreszcie apelować a zaczną działać.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie