
W kwestii konfliktu ukraińsko-rosyjskiego nastroje zmieniają się niemal z godziny na godzinę. Chaos nie bierze się znikąd, lecz stanowi element świadomej narracji. Ta zimna - na szczęście wciąż jeszcze - wojna okazuje się w pierwszej mierze wojną informacyjną i propagandową. Jednak również czołgi nie wracają do baz. Wraz z nimi nie ustępuje niepokój.
Ataki hakerów rosyjskich na systemy informatyczne banków i zasoby danych administracji rządowej na Ukrainie równie dobitnie pokazują nowy format tej konfrontacji. Podobnie jak brytyjskie zapowiedzi prześwietlenia i zamrożenia majątków popierających Władimira Putina rosyjskich oligarchów dla których do niedawna "Londongrad" stanowił bezpieczny azyl i przystań.
Dla Polaków w znacznej mierze nie są to impulsy nowe ale doskonale znane. O nowym charakterze zimnej wojny zaczepnej przekonaliśmy się już pół roku temu, gdy fałszywi uchodźcy odziani w markowe kurtki i paplający przez smartfony nowej generacji przedzierali się na nasze terytorium podprowadzani przez białoruskich pograniczników i witani tu owacyjnie przez aktywistów organizacji pozarządowych, zawodowo obojętnych na inne krzywdy ludzkie.
Centra dyspozycyjne okazują się dalekie od miejsc wydarzeń. Między narodami, zamieszkującymi wplątane w narastający konflikt państwa brak znamion plemiennej wrogości. Ich przedstawiciele spotykali się już w tych pokoleniach na bazarach handlowych, a nie polach bitew. Przyjeżdżający do Polski Ukraińcy podkreślają swój patriotyzm ale w deklarowanym jako ojczysty języku wstydzą się mówić, bo uchodzi za narzecze mniej wykształconych i zamieszkałych na wsi, wolą więc porozumiewać się po rosyjsku. Ale wielu z nich zarazem deklaruje gotowość powrotu, by bronić zagrożonej ojczyzny. To tylko jeden z jakże licznych paradoksów sytuacji, jaka powstała w naszym regionie.
Europa Środkowo-Wschodnia, jeszcze niedawno przywoływana przez intelektualistów - od czeskiego prozaika Milana Kundery po polskiego poetę Adama Zagajewskiego, ale też ukraińskiego pisarza Jurija Andruchowycza - niemal jako raj, ośrodek mitycznej kulturowej wspólnoty - staje się areną konfliktu. Od dawna jest nią Krym, gdzie rosyjski z kolei pisarz Wasilij Aksionow w swojej niepowtarzalnej i dowcipnej historii alternatywnej umieścił rosyjski odpowiednik Tajwanu, kapitalistyczny azyl założony przez barona Wrangla, co w jego wersji nie uciekł do Paryża. Takie nazwiska twórców lepiej zapamiętywać niż propagadystów, którzy zapewne nawet już następnej wojny nerwów obsługiwać nie będą.
Poczucie wspólnego losu i korzeni historycznych, pomimo wszystkich odmienności, stanowi wyrazistą alternatywę dla budzonych naprędce emocji. Społeczeństwa żadnego kraju nie wolno więc mylić ze sternikami jego polityki, żeby wrogość się nie pogłębiała. Bo później przyjdzie znowu rowy zakopywać.
Dopóki walka toczy się na słowa, przekazy komputerowe i telewizyjne - szansa na zachowanie poczucia wspólnoty nie została stracona. Tej ugruntowanej podobieństwami kulturowymi i znanymi wszystkim stronom wątkami historii, podbudowanej wzajemnie zrozumiałą mową i osobistym kontaktem przy okazji handlu, wyjazdu za pracą czy turystyki. To alternatywa dla koszmaru skrytobójczego ostrzału i trybalnej wrogości, wylewającej się z ciekłokrystylicznych ekranów. Przez wschodnioeuropejskie równiny, o które teraz toczy się gra, obce wojska przetaczały się wiele razy, eksperci - jak przed laty Zbigniew Brzeziński - znajdowali tu w swojej fachowej terminologii przeróżne węzły i sworznie geopolityczne, ale za wszystkimi tymi konstrukcjami kryły się zaskakujące odmienności ludzkiego losu. Ukraina ani Rosja nie są dla nas tylko zwyczajnymi sąsiadami, nasza historia przeplata się z tą zza miedzy. Nie jest obojętne, jaki rozdział do niej teraz dopiszemy. Nieprawda, że wszystko znajduje się w rękach polityków. Jeśli spojrzeć na Polskę w ostatnich dniach - to raczej od swoich wyborców uczyć się powinni spokoju i odpowiedzialności. Nie ulegamy przecież panice, jesteśmy razem, wspólnota to nie fikcja. To nieprawda, że nowoczesne przekazy robią z nami, co tylko chcą. Zwykli ludzie tego sporu nie wywołali, ale tylko oni będą w stanie wymusić, by się w pewnym momencie zakończył. Nikt nie zaszedł jeszcze tak daleko, żeby nie było można się cofnąć.
Stawką okazuje się dorobek ostatnich trzydziestu lat, kiedy to w naszej części Europy pomimo wstrząsów i błędów dokonało się mnóstwo spraw i przedsięwzięć, pozostających przedmiotem podziwu reszty świata.
Gdy kolejne granice zostają przekroczone - a nie chodzi tu wyłącznie o koncesjonowanych przez reżim Aleksandra Łukaszenki imigrantów, szturmujących rubieże na Białostocczyźnie, ani zielone ludziki przenikające do Donbasu - warto odwołać się do wszystkiego, co buduje, a nie burzy. Imponujące innym przemiany w naszym regionie geopolitycznym zaczęły się od determinacji polskiego społeczeństwa i walki pierwszej Solidarności bez użycia przemocy, od odwołań do nauki społecznej Jana Pawła II i jego koncepcji godności człowieka. Wspólnota buduje, to wypróbowana droga. Dzięki niej pokazaliśmy, że nawet w warunkach globalnego podziału na dwa zwalczające się bloki nie jesteśmy niewolnikami fatalizmu historii.
Bo historię tworzą ludzie. Na swoją miarę.
Być może z czasem, jak w powieści rosyjskiego współczesnego autora Wiktora Pielewina "Generacja P" przemawiający nienawistnie z telewizyjnych ekranów politycy okażą się tylko sztuczną komercyjną konstrukcją, wykreowaną przez wyspecjalizowaną w podobnych działaniach agencję. Zaś wznoszone pomiędzy ludźmi mury staną się równie absurdalne jak w powieści ukraińskiego z kolei literata Aleksandra Irwanca ("Równe"). I wtedy okaże się, że tak jak zimną wojnę przeżyliśmy i niekiedy nie pamiętamy nawet, kiedy się zakończyła, tak ta wojna nerwów przeminie, a gorąca nie wybuchnie.
W tradycji naszej, polskiej kultury znajdujemy i szkołę ukraińską i Mickiewiczowskich "Przyjaciół Moskali". Potrafiliśmy to przez stulecia zmieścić razem i pogodzić. Spór o granice w naszej części Europy, wznoszenie kolejnych barier między ludźmi pozostaje szokiem. Umieliśmy sobie już jednak z tym poradzić. Słynny song Jacka Kaczmarskiego o murach ma przecież również swoje wschodnie językowe wersje...
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie