Reklama

Z Orbanem czy z Bidenem czyli pozorne dylematy PiS

01/03/2022 12:33

Nie ma czasu na dzielenie włosa na czworo. Społeczeństwo polskie już wybrało, komu współczuje: nie Rosjanom, nawet jeśli za sprawą awanturnictwa Władimira Putina mają kłopot z wybraniem pieniędzy z bankomatów. Tylko Ukraińcom, na których osiedla mieszkaniowe spadają Iskandery. I którzy szukają u nas wsparcia i schronienia.

Pisowski tygodnik, którego nazwy nie zamierzam podawać - niech go reklamują rzecznik Putina o nazwisku nomen omen Pieskow a imieniu Dmitrij albo Sputnik i RTR Rossija - zamieścił obszerny wywiad z ambasadorem Rosji Siergiejem Andriejewem. Materiał autorstwa uchodzących za marketingowców władzy bliźniaków (znowu powtórzę wcześniejsze zastrzeżenie, nomina sunt odiosa, mawiali starożytni) prezentuje racje autorów agresji zbrojnej, której skutki właśnie teraz stara się załagodzić i zminimalizować - jeśli to w ogóle możliwe - wspólny i solidarny wysiłek społeczeństwa polskiego, oferującego gościnę uchodźcom wojennym, organizującego zbiórki i wszelkie inne realne formy pomocy międzyludzkiej. 

Nigdy od czasu przełomu ustrojowego propaganda władzy tak jawnie postawiła się nie poza społeczeństwem nawet, ale w otwartej kontrze do jego nastrojów. I to powodowanych nie sympatiami politycznymi lecz masowym i szczerym odruchem humanitarnym.   

Dzieje się to w tym samym czasie, gdy zdominowana przez PiS Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji - mniejsza o racjonalność jej decyzji - decyduje o odłączeniu przekazu wspomnianej telewizji Rossija jako narzędzia propagandy wojennej.

Wywiad z Andriejewem nie jest niestety pojedynczym wyskokiem. W gorących dniach konfliktu na Ukrainie jakiś "pożyteczy idiota" Putina (używam tego określania w leninowskim a nie potocznym obelżywym znaczeniu) zaprosił do komentowania wydarzeń w rządowej TVP Info Marka Króla, byłego sekretarza komitetu centralnego wasalnej wobec ZSRR i całkiem mu zaprzedanej PZPR, której skrót założyciel opozycji niepodległościowej w Polsce Leszek Moczulski słusznie przed laty rozwiązał: płatni zdrajcy, pachołki Rosji. 

Nawet Lewica, chociaż nie rozliczyła się do końca ze swojej komunistycznej przeszłości, nie niuansuje podejścia do rosyjskiej akcji zbrojnej, tylko zgłasza w Sejmie projekt uchwały, popierającej starania Ukrainy i jej prezydenta Wołodymyra Zełenskiego o przyjęcie tego kraju do Unii Europejskiej. Działaniom PiS brakuje podobnej jednoznaczności. Pewien wpływ na to mogą mieć tytułowe "Niebezpieczne związki Antoniego Macierewicza" opisane w słynnej już książce Tomasza Piątka.  

Nie są to izolowane incydenty w obozie rządzącym, skoro nie żaden marny propagandysta, lecz przewodniczący klubu parlamentarnego PiS i wicemarszałek Sejmu z profesorskim tytułem Ryszard Terlecki po aneksji przez Rosję republik donieckiej i ługańskiej oznajmiał, że Putin zachowa twarz, jeśli na tym się zatrzyma. Niedługo potem nastąpiła wojenna eskalacja. Nawet wtedy prof. Terlecki pytany o odmowę poparcia niepodległości Ukrainy przez premiera Węgier Viktora Orbana tylko się temu dziwił - ale wcale nie ubolewał ani tym bardziej nie potępiał najlepszego sojusznika partii, co kiedyś postawiła sobie za cel "żeby w Warszawie był Budapeszt". A teraz? Drugi Mińsk Białoruski? 

Znamionuje to rozdarcie PiS pomiędzy pielęgnowaniem tradycji kursu Lecha Kaczyńskiego w polityce wschodniej a mrzonkami o budowaniu w Unii Europejskiej swoistego "frontu odmowy" z udziałem życzliwego rosyjskiej władzy premiera Węgier Viktora Orbana ale też stałych klientów Putina: Marine le Pen oraz Matteo Salviniego. Cieszących się - najłagodniej rzecz ujmijmy - umiarkowanym poparciem francuskich i włoskich wyborców. Politykę wolnego świata wobec putinowskiej agresji koordynuje dziś demokratyczny prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden, ale w PiS wciąż wzdycha się do czasów jego skrajnie prorosyjskiego i uzależnionego od "dobrych usług" Kremla poprzednika: republikanina Donalda Trumpa. 

Dylemat to jednak fałszywy i pozorny. Społeczeństwo polskie już wybrało. Rządzącym wypada pójść za jego głosem, który pozostaje też zarazem głosem serca i rozumu. W przeciwnym bowiem wypadku nie tylko Terlecki z Kurskim, ale również Jarosław Kaczyński i wysunięty przez niego na premiera Mateusz Morawiecki znajdą się w jednym szeregu już nie z Orbanem nawet - ten zawsze może przecież w ostatniej chwili zdanie zmienić, co mu się wiele razy zdarzało - ale z białoruskim dyktatorem Aleksandrem Łukaszenką. A w Unii znowu będzie jeden polski głos przeciw wszystkim pozostałym, jak przy pamiętnej reelekcji Donalda Tuska na prezydenta Zjednoczonej Europy. Tyle, że wtedy, ponieważ krew się nie lała tuż za polską granicą - było tylko śmiesznie. Teraz może być strasznie.    

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do