
Żegnamy Jana Lityńskiego (1946-2021)
Polityka zaczynała się dla niego od pomocy innym, w czasach gdy jako członek KOR odwiedzał represjonowanych robotników Ursusa i Radomia, a później również innych ośrodków. Kończyła się zaś na budowaniu zrębów nowoczesnego państwa: to nie przesada, czasem stosowna w nekrologach, bo to Jan Lityński napisał tekst umowy koalicyjnej zawartej przez AWS i UW w 1997 r, zawierającej projekt czterech wielkich reform. Najważniejsza z nich - samorządowo-administracyjna przez ćwierć wieku przybliżyła mieszkańcom władzę i zmieniła oblicze Polski, pozwalając Małym Ojczyznom nie tylko korzystać z unijnych środków pomocowych ale spożytkować energię i entuzjazm obywateli.
Formuły "umarł tak jak żył" czasem nadużywa się w pożegnaniach, ale w jego śmierci zawiera się coś symbolicznego: 75-letni Jan Lityński rzucił się, żeby ratować psa przed utopieniem. Podobnie w życiu publicznym nigdy nie był obojętny na los żadnych żywych istot.
Wywodził się z rodziny dobrze w PRL zakorzenionej, więc niegodziwi przeciwnicy jak Jacek Kurski wypominali mu później że jako dzieciak wręczał kwatki Bolesławowi Bierutowi, ale Jan Lityński od najmłodszych lat zamiast wzorem bananowej młodzieży z przywilejów korzystać, ściągał na siebie kolejne represje. Drużyny Walterowskie, w których był harcerzem, wbrew nazwie nawiązującej do komunistycznego generała Karola Świerczewskiego (tego samego, którego Ernest Hemingway przedstawił w "Komu bije dzwon" jako Goltza) stały się kuźnią kadr powstajacej opozycji. Podobnie jak Klub Poszukiwaczy Sprzeczności, którego nastoletni uczestnicy oczytani w przywożonej z Paryża w dyplomatycznych bagażach ojców niezależnych publikacjach wpadali na otwarte zebrania organizowane na Uniwersytecie Warszawskim i zaginali prelegentów z PZPR z wiedzy politologicznej czy historycznej. Policja polityczna nazwała ich więc "komandosami".
Czasem pierwszej kolizji z brutalnością wielkiej polityki stał się dla studiującego wtedy matematykę Jana Lityńskiego marzec 1968. Zawsze mówił skromnie o własnej roli, podkreślając, że zabrano go z domu zanim jeszcze 8 marca miał miejsce historyczny wiec na dziedzińcu UW. Inni kreowali się na przywódców, on wolał mówić o sensach demokratycznego ruchu, w 20 lat później nigdy nie odmawiał zaproszeniom do dyskusji o Marcu ze strony kolejnego pokolenia zrewoltowanych studentów.
Po odsiedzeniu wyroku wyszedł z wilczym biletem, podjął pracę jako robotnik, dzięki czemu gdy powstał Komitet Obrony Robotników stał się jednym z najlepiej znających to środowisko. To Henryk Wujec i on najczęściej jeździli do represjonowanych z pomocą prawną czy finansową, szansą zdokumentowania ich spraw czy last but not least dobrym słowem.
Zaangażowany w wielki ruch Solidarności powtórnie trafił do więzienia. Nie powrócił za kraty po jednej z przepustek i zszedł do podziemia. W najtrudniejszym czasie polityki stanu wojennego wspierał podziemne komisje zakładowe m.in z Ursusa. W latach 1988-89 znów znalazł się wśród animatorów masowego ruchu demokratycznego. W nowej Polsce od 1989 r. do 2001 r. pozostawał nieprzerwanie parlamentarzystą. Wierny misji dziesięciomilionowej Solidarności, zajmował się kwestiami społecznymi, łagodzeniem skutków rynkowych reform dla zwykłych ludzi. Jako wnikliwy komentator pozostawał ulubieńcem dziennikarzy, bo zawsze miał dla nich czas i wiele konkretnego do powiedzenia.
Z pracy dla Wiadomości z lat 90. zapamiętałem, że tylko dwóch polityków wydzwonionych w niedzielę z prośbą o komentarz bez wahania zapraszało do domu na nagranie: jednym z nich był Marek Borowski, drugim zaś Jan Lityński. W jego mieszkaniu na Filtrowej rozstawialiśmy sprzęt, a gospodarz, który właśnie gotował obiad, podawał coś na spróbowanie... Po czym do kamery mówił dwa-trzy zdania bezbłędnie nadające się na antenę, żaden dubel nie był konieczny.
W Unii Wolności zaliczany był do grupy etosowej. W odniesieniu do innych słowo to zawierało dozę ironii, ale on wartości pojmował dosłownie i osobiście. Wiele zrobił dobrego dla łagodzenia kosztów transformacji ponoszonych przez zwykłych ludzi, wrażliwości społecznej nie wyzbył się nigdy, pracował nad ustawami i sprawami, które inni uznawali za nieatrakcyjne bądź nieopłacalne. Umowę koalicyjną UW z Akcją Wyborczą Solidarność negocjowano długo, ale to Lityński ją spisał. Zanim oba ugrupowania rozdarte zostały przez wewnętrzne spory, przez cztery lata z korzyścią dla Polski realizowały plan Lityńskiego... Następcy już tylko psuli przeprowadzone wówczas reformy.
Walki frakcyjne źle znosił, nużyły go i męczyły, ale w odróżnieniu od Henryka Wujca gdy był niezadowolony z publikacji "Życia" nie porównywał nas do "Trybuny Ludu" z dawnych czasów. Od innych weteranów Marca 1968 i KOR różnił się tym, że inaczej niż Adam Michnik nie roztaczał wokół siebie klimatu nieomylności ani wyższości moralnej. Nie okazywał też innym własnej wyższości jak Seweryn Blumsztajn. Z typowo emocjonalną reakcją Lityńskiego spotkałem się tylko raz, gdy zadałem mu pytanie o walkę wewnętrzną w Unii akurat w dniu publikacji artykułu, w którym wyłuszczyłem, jak zwaśnione frakcje określają siebie nawzajem.
- Ja panu wszystko powiem, ale najpierw niech pan mi powie, kto mnie nazwał starą hieną, bo Piskorski twierdzi, że to nie on - rzucił rozeźlony. Ale już chwilę później rzeczowo rozmawialiśmy. Frakcja młodych wilków Pawła Piskorskiego pozostawała wtedy głównym rywalem "starego etosu" w wewnętrznej konkurencji o władzę w UW.
Błędem politycznym Jana Lityńskiego było późniejsze kandydowanie do Sejmu z list Lewicy i Demokratów: pod tą marką poszło do wyborów SLD. Zamiast niego mandat z okręgu w 2007 r. zdobył zakorzeniony w aparacie działacz byłej PZPR, a on sam mógł poczuć się wykorzystany.
W tym tygodniu miałem do Jana Lityńskiego zadzwonić, żeby umówić się na rozmowę o działalności jego kolegi z opozycji Tadeusza Jedynaka, członka podziemnych władz Solidarności z lat 80...
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie