
Ustalenia szeregowych posłów Jarosława Kaczyńskiego i Jarosława Gowina mają okazać się wiążące dla Sądu Najwyższego i pani Marszałek Sejmu, a przynajmniej twórcy umowy z góry wiedzą, co te organy postanowią.
Kaczyński ustąpił głównie w tym, czego i tak PiS nie byłby w stanie przeprowadzić. Przetrzymanie ustawy w Senacie, zresztą od początku do przewidzenia, uczyniło datę wyborów 10 maja nierealną. Gowin z kolei poparł głosowanie korespondencyjne, przed czym się wcześniej wzbraniał i dzięki temu ustawa została uchwalona – w przyszłości jednak zostaną przywrócone kompetencje odebrane Państwowej Komisji Wyborczej na rzecz Poczty Polskiej.
Dla wszechwładnego dotychczas prezesa sama konieczność negocjowania z Gowinem to upokorzenie – wcześniej oponentów czy nawet wahających się po prostu z klubu usuwał.
Z kolei dla Sądu Najwyższego a także marszałkini Sejmu Elżbiety Witek upokarzające okazuje się zawarte w podpisanym przez obu polityków komunikacie ze spotkania przewidywanie zachowań tych organów. Kaczyński z Gowinem z góry wiedzą, że Sąd Najwyższy uzna wybory za nieważne, bo… się nie odbyły, a marszałkini wyznaczy kolejny ich termin. Tak zapewne się stanie, ale trudno tu mówić o niezręczności raczej po raz kolejny ujawniło się podejście PiS – całego – do prawa i jego instytucji.
Uruchomiona w ten sposób agenda zakłada, że wybory zamiast 10 maja odbyć się mogą od czerwca do sierpnia br. przy czym najbardziej prawdopodobne okażą się terminy lipcowe.
Nie wiemy wciąż, czy nie pojawi się pomysł równoległego rozwiązania parlamentu: Kaczyński układając listy wyborcze zyskałby wtedy pełną kontrolę nad przyszłym klubem i nie musiał się już z Gowinem wcale układać, pod warunkiem jednak, że wynik PiS okazałby się podobnie dobry jak przed rokiem, o czym trudno przesądzać, bo zwykli ludzie już odczuwają gospodarcze następstwa pandemii, a z każdym tygodniem będzie coraz gorzej.
Nie wiemy też, czy porozumienie Gowina z Kaczyńskim okaże się trwałe. Precedensy uczą, że rządzącym najtrudniej o porozumienie we własnym obozie. Doskonale pamiętam, jak w czasach gdy AWS płaciła cenę za przeprowadzenie czterech wielkich reform społecznych, w przeddzień Wigilii 2000 roku obudził mnie telefon od posła Tomasza Wełnickiego. Podekscytowany polityk powiadomił mnie, że za parę godzin zostanie podpisane porozumienie między przewodniczącym klubu parlamentarnego Marianem Krzaklewskim a marszałkiem Sejmu Maciejem Płażyńskim. Obaj byli z AWS, ale otwarcie już rywalizowali. Umowę rzeczywiście podpisano. Liderzy byli wobec siebie tak grzeczni, że Krzaklewski – chociaż to on go wskazał na marszałka – poczekał aż skończę wywiad z Płażyńskim, żebym z kolei porozmawiał z nim. Jednak gdy minęły Święta, śladów po ugodzie nie było. Już w styczniu 2001 Płażyński został trzecim obok Andrzeja Olechowskiego i Donalda Tuska założycielem konkurencyjnej wobec AWS Platformy Obywatelskiej, która wyborów już wygrać nie zdążyła ale stała się po nich najsilniejszą partią opozycyjną w Sejmie, zaś Akcja Wyborcza Solidarność w ogóle do niego nie weszła.
Poparcie Gowina dla głosowania korespondencyjnego, przed czym długo się wzbraniał, nie ma blankietowego charakteru. Coś się za nie należy. Kamil Bortniczuk w rozmowie z wio.waw.pl sugeruje, choć nie mówi otwartym tekstem, że Gowinowi należy się powrót do rządu. Raczej na pewno nie wiązałby się on z odwołaniem wicepremier Jadwigi Emilewicz, która z ramienia Porozumienia w jego miejsce do rządu weszła. Gowin zostałby raczej z powrotem wicepremierem ale w miejsce wywodzącego się z twardego rdzenia PiS Jacka Sasina, który zapewne stanie się kozłem ofiarnym całej nieudanej operacji, związanej z wyborami pocztowymi.
Powraca pytanie, co z tego wszystkiego wynika dla zwykłych obywateli.
Największe zagrożenie dla zdrowia – udział w wyborach kopertowych jeszcze w maju – na szczęście oddalone zostało już wcześniej.
Im później wybory się odbędą, tym dla powszechnego bezpieczeństwa obywateli lepiej. Tyle, że nie ma gwarancji, że do lipca pandemia złagodnieje. Ani tym bardziej, że do tego czasu ustąpi. Chociaż grypa hiszpanka przed stu laty wycofała się znienacka – tak jak się niepostrzeżenie pojawiła.
Jeśli jednak uczyć się cynizmu od polityków, można stwierdzić, że przecież zawsze da się wybory przełożyć. Jak to się robi już wiemy z komunikatu jaki Gowin i Kaczyński wspólnie po rozmowie podpisali dla PAP: Sąd Najwyższy stwierdzi nieważność wyborów z tego powodu, że się nie odbyły.
Dla zwykłych ludzi, zaniepokojonych o własne zdrowie, codzienność domowych budżetów, własne miejsce pracy albo przyszłość prowadzonej firmy – rozwiązanie przez rządzących kryzysu wokół terminu wyborów potwierdzi tylko negatywne oceny polityki i ludzi, którzy ją uprawiają. Władza, dziś świętująca, bo kolejne głosowanie wygrała, wcześniej czy później będzie zmuszona się z tym zmierzyć. Zaufanie zawsze traci się szybko a odbudowuje powoli.
Łukasz Perzyna
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie