
Pomysł wydaje się egzotyczny, ale zgłaszam go poważnie. Formacje zamierzające odnowić Polskę po rządach PiS, a odwołujące się do tradycyjnych wartości, mogłyby wspólnym z Marianem Krzaklewskim i Januszem Tomaszewskim publicznym wystąpieniem odwołać się do tego, co przed ćwierćwieczem się udało i co symbolizują ci właśnie liderzy. Mowa o reformie samorządowej, obecnej mapie administracyjnej kraju i możliwości pozyskiwania funduszy europejskich.
Inicjatywa musiałaby wyjść - co oczywiste - od współczesnych polityków. Dlatego poddaję ten pomysł pod rozwagę Szymonowi Hołowni, bezpartyjnym i niezależnym samorządowcom oraz Polskiemu Stronnictwu Ludowemu, nieważne bowiem, że akurat to ostatnie pozostawało wobec reform rządu Jerzego Buzka w opozycji. Ale później przejęło po Unii Wolności rolę "partii samorządowej".
Inspiracją dla takiego projektu, którego nie uznaję za odkrywanie Ameryki, lecz efekt prostej operacji myślowej, stało się dla mnie piątkowe (21 października) podpisanie przez Leszka Millera, polskiego premiera z lat 2001-4 i jego ówczesnego zastępcę Marka Pola, z poparciem odrodzonej Polskiej Partii Socjalistycznej, umowy o współpracy ich obecnych formacji: SLD, po porzuceniu logotypu przez "kawiorową lewicę" Włodzimierza Czarzastego, rozwijającej się w nazwę już nie Sojuszu, lecz Stowarzyszenia Lewicy Demokratycznej oraz wciąż tej samej Unii Pracy, której szef Waldemar Witkowski upoważnił Pola do zawarcia porozumienia z Millerem. Zawsze podkreślałem, że uczyć się warto również od oponentów i konkurentów. Umieć przejmować od nich to, co robią dobrego. Oto świetny przykład.
Nawet nazwa NSZZ "Solidarność", zapisana tak mocno w świadomości historycznej Polaków, jeszcze w czasach AWS i rządu Buzka istotna dla wspierania reform - zawłaszczona została prawem kaduka przez PiS, chociaż kojarzy się z demokracją i prospołecznymi działaniami, a więc przeciwieństwem tego, co partia Jarosława Kaczyńskiego prezentuje w grze politycznej. Resztówką Związku, kiedyś współtworzonego przez Lecha Wałęsę i Zbigniewa Bujaka ale przede wszystkim przez dziesięć milionów obywateli, zarządza dziś Piotr Duda, przez własnych podwładnych szydliwie przezywany "Dudą mniejszym", bo porównanie jego miernej postury i podobnego formatu z Prezydentem RP nasuwa się samo przez się. Gdy inni strajkowali w kopalniach albo kolportowali bibułę, po wprowadzeniu stanu wojennego Piotr Duda jako żołnierz formacji powietrzno-desantowych "Ludowego Wojska Polskiego" pilnował gmachów reżimowej telewizji przed "ekstremą", do której generalska propaganda zaliczała wtedy jego obecnych podwładnych. Nasuwa się jedno słowo: wstyd. Ale już nie nasz...
Demokratyczne formacje, odwołujące się zarazem do sprawdzonych wartości i nie powtarzające poglądu, że pierwszy milion wolno ukraść albo iż fabryka warta jest tyle, ile ktoś gotów jest za nią zapłacić, nie dostrzegające też w aborcji na życzenie... podstawowej wolności obywatelskiej - nie mają wielkiego kłopotu, do jakiej tradycji nawiązywać. Do tego, co w dobie polskiej transformacji udało się najlepiej i wciąż procentuje.
Zgodnie z zapowiedzią Jerzego Buzka: "szliśmy po władzę po to, żeby ją oddać ludziom", Akcja Wyborcza Solidarność wespół z Unią Wolności zaraz po objęciu rządów przegłosowała reformę administracyjno-samorządową. Więcej, niż drugi etap tego, co przeprowadzono na szczeblu gmin już w pierwszym roku transformacji. Nakreślono nową administracyjną mapę kraju. Podział na 16 województw i ponad 300 powiatów, ustalony wtedy drogą polemik i kompromisów, bez korekt obowiązuje i dzisiaj. Chociaż w chwili uchwalania go Polska jeszcze do Unii Europejskiej nie należała, przeprowadzono go w ten sposób, że skutecznie pozwala pozyskiwać unijne środki pomocowe.
Miarą sukcesu reformy samorządowej stała się pomyślność niezliczonych "Małych Ojczyzn", które - zarządzane na miejscu, a nie z centrali - wypiękniały i stały się nowoczesne. Przyczynili się do tego: roztaczający parasol nad reformami przewodniczący klubu AWS Marian Krzaklewski jak również wykonawca reformy, wicepremier i minister spraw wewnętrznych Janusz Tomaszewski. Stąd tytułowy pomysł. Nie ma powodu wstydzić się tego, co się powiodło. Zwłaszcza, jeśli ówczesne działania wciąż mogą stanowić inspirację dla odbudowy Polski po siedmiu tak ciężkich latach rządów PiS.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie