
W sprawie wyjazdu Jadwigi Emilewicz z rodziną na narty dostarczane opinii publicznej wytłumaczenia okazują się nie lepsze od samego faktu skorzystania z przywilejów. Podobnie dzieje się w kwestii szczepień celebrytów.
Nakładane na obywateli ograniczenia albo twarde zasady kolejności szczepień wymagają w pierwszym rzędzie respektowania ich przez osoby znane, które tym samym powinny promować zasadę równości wobec pandemii. Wirus zagraża wszystkim, nikt więc nie może korzystać z ochrony kosztem osób, którym z tytułu roli zawodowej w walce z tą plagą należy się pierwszeństwo, skoro ponoszą ryzyko. Z kolei skoro od innych władza wymaga, by zrezygnowali z przyjemności i wypoczynku - od hucznego Sylwestra po wyjazd na narty - to sama musi dać przykład.
Wiele złego w kwestii poszanowania stosownych ograniczeń przez ogół obywateli wyrządzili politycy partii rządzącej, występujący na uroczystościach smoleńskich lub nawet pomniejszej gali wręczania nagród bez obowiązkowych masek i zachowania wzajemnego dystansu. Odpowiedzią na ujawnienie tych faktów stało się aroganckie: prezes nie musiał. Tymczasem wiemy, że odwiedzał zamknięty dla zwyczajnych obywateli cmentarz. W tym samym roku, w którym wskazany przez niego premier Mateusz Morawiecki pozbawił Polaków prawa do odwiedzenia grobów bliskich we Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny.
Teraz niedawna wicepremier wzywającego do wytrzymania restrykcji rządu Mateusza Morawieckiego, posłanka obecnej kadencji z listy formacji rządzącej Jadwiga Emilewicz opowiada, że do listy uczestników wyczynowego obozu narciarskiego odręcznie dopisano jej nazwisko. Wcale o to nie zabiegała. A synowie mają licencje. Zawodowych sportowców zakaz nie dotyczy.
Przedtem celebryci zaręczali, że podano im szczepionkę, chociaż nie spełnili warunków, bo mieli uczestniczyć w akcji promocyjnej. Tymczasem igłę ze strzykawką każdemu z nich wbijano bez obecności kamer. Żadnej akcji społecznej nie było, chociaż przydała by się, skoro wszystko co nowe i związane z COVID-19 budzi lęk, nawet jeśli ma nas ratować przed zaraźliwym wirusem.
Władza marnuje niepowtarzalną szansę, żeby się nie wywyższać i wspólnie z obywatelami stawiać czoła zagrożeniu. Podobnie aktorzy, satyrycy i ludzie mediów tracą okazję, żeby podobnie jak działo się to w latach 80. kiedy to sprzeciwiali się autorytarnej władzy i występowali dla protestujących robotników i studentów albo w kościelnych katakumbach - solidaryzować się z własnymi widzami i słuchaczami, którym przecież zawdzięczają rozgłos i pozycję społeczną.
Jednym i drugim zabrakło empatii na poziomie faktów i przyzwoitości, gdy przyszło się z nich wytłumaczyć.
Rzutować to będzie na oceny obu grup przez ogół Polaków. Politycy pozostają od dawna krytycznie oceniani, artyści zapewne swoje notowania pogorszą. Wszyscy reprezentanci tych zawodów, którzy z aferami nie mają nic wspólnego mogą mieć uzasadnione pretensje do kolegów, którzy poszli na skróty.
Najgorsza w obu historiach okazuje się jednak relatywizacja zagrożenia i podważenie zdroworozsądkowych zasad przez tych, którzy je stanowią lub mogą skutecznie reklamować. Niejeden nastolatek nie założy teraz maski, bo przecież politycy ich nie noszą i nic złego ich nie spotyka albo jeszcze jeżdzą na narty, a on od roku siedzi w domu, z przerwą na niefortunne - bo przyczyniające się do późniejszej wysokiej fali zachorowań - wznowienie stacjonarnej nauki we wrześniu i październiku ub. r. Władzy można bowiem wybaczyć błędy, ale nie dwulicowość. Zaś celebryci, zamiast przekonywać, że szczepionka nie tylko nie szkodzi ale pozostaje jedynym środkiem skutecznym, żeby pandemia się cofnęła, a nie tylko aby ją powstrzymać - pokazali, że można ją załatwić po znajomości i przyjąć w towarzystwie fabrykantów lodów czy kosmetyków. Uprzywilejowani dają przykład, jak można lekceważyć prawo i równościowe zasady - a nam pozostaje wierzyć w mądrość zbiorową Polaków. Od początku pandemii wykazali się zdumiewającą cierpliwością i odpowiedzialnością. To nie strażnicy miejscy lecz zwykli spacerowicze pędzili z parków młodzież, przesiadującą w osiem osób na jednej ławce. To sami klienci a nie policja, nawet nie obsługa sklepów wzywali innych, żeby założyli maski.
Zawiodło państwo, ośmieszyły się elity, ale w formach sąsiedzkiej czy rodzinnej pomocy, we wzajemnym informowaniu się, gdzie zdobyć środki ochrony, kiedy ich brakowało, odradza się społeczeństwo obywatelskie. Ludzie robią swoje, pochłaniają ich pożyteczne działania, nie oglądają się na domorosłych przywódców ani samozwańczych arbitrów elegancji. Straty wizerunkowe obu tych grup są ich problemem, politycy i elity będą je odrabiali długo, bo zaufanie traci się szybko a zyskuje powoli.
Artyści oburzający się, że z dnia na dzień stali się wrogami publicznymi mogą mieć pretensje do samych siebie, bo fotografując się na ściankach i kasując honoraria za liczne reklamy wiedzieli doskonale, jak bacznie są obserwowani. Do polityków zaś doszło wcześniej wystarczająco wiele sygnałów alarmowych, żeby wiedzieli, że też się powinni pilnować. Zwłaszcza, że trudny czas się nie kończy.
Przedstawiciele Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) zapowiadają otwarcie, że drugi rok pandemii koronawirusa okaże się jeszcze trudniejszy. Milcząca większość wydaje się w Polsce lepiej na to przygotowana, niż współtwórcy medialnego szumu, bohaterowie hucznych konferencji prasowych na których ogłasza się zakaz wstępu do lasu czy uczestnicy fikcyjnych celebryckich akcji. WHO podkreśla, jak wielkie znaczenie mają środki ochrony i powszechność korzystania z nich.
U George'a Orwella w "Folwarku zwierzęcym" jak pamiętamy najpierw panował pełny egalitaryzm dopiero z czasem przyjęto zasadę, że "jedne zwierzęta są równiejsze od innych".
O równość upominają się dzisiaj właściciele pensjonatów na Warmii i Mazurach, domagając się rekompensaty podobnej, jaką otrzymali właściciele biznesów turystycznych z terenów górskich. Władza dzieli, chociaż nie wie, jak długo jeszcze będzie rządzić. Wiadomo, że w Krainie Wielkich Jezior opozycja zwykle zyskuje poparcie ponad normę krajową, rządzi Olsztynem i sejmikiem, także wieloma innymi samorządami, podczas gdy Podhale pozostaje wyborczym bastionem PiS.
Wszędzie gdzie tylko wkracza decyzyjne centrum państwa okazuje się, że kryteria polityczne i wyborcze podążają przed zasadami, które władza tak chętnie egzekwuje od innych. Do czasu jednak. Nie wiemy jeszcze, do jakiego stopnia trwająca już prawie rok pandemia wpłynie na zachowania Polaków. Pewne wydaje się jedno: polityki z tej zmiany nie da się wyłączyć. Społeczeństwo zapamięta to, czego w krytycznych dniach powszechnego niebezpieczeństwa dowiedziało się o władzy. O celebrytach i tych, co pragną za nich uchodzić, również.
Warto też po raz kolejny przypomnieć, jak Konstytucja opisuje samorząd. Tworzą go wszyscy mieszkańcy. To rozumienie przyda się w sytaucji, gdy zawodzą centra administracyjne, rozdzielniki i systemy nakazowo-rozdzielcze. Dzieje się tak za rządów ekipy, która ochoczo odmienia antykomunizm we wszystkich przypadkach i chętnie powołuje się na tradycje Solidarności przez wielkie "s".
Polska samorządność, swego rodzaju ukoronowanie podziwianej w świecie pokojowej polskiej demokratycznej rewolucji, zwycięskiej i przeprowadzonej bez przemocy, w duchu nauki papieskiej i rodzimej tradycji tolerancji - pozostaje w tej sytuacji nadzieją dla Polaków, których władza zawodzi niemal każdego dnia. Poza wszystkim innym, jest bliżej niż każda centrala. I niż bohaterowie z telewizyjnego ekranu. Przed takim wyzwaniem jeszcze nie stawała, bo wszystko, co wiąże się z pandemią jest przecież nowe, o czym była już mowa. Ale mam poczucie, że sobie poradzi również i tym razem.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie