
Porozumienia gdańskie sprzed 40 lat utorowały drogę do legalnego działania Solidarności, która wkrótce zbudowała koncepcję Samorządnej Rzeczpospolitej. Chociaż postulat, żeby Polacy sami o sobie decydowali w ówczesnej sytuacji geopolitycznej pozostawał planem maksimum - postępów największego ruchu społecznego powojennej Europy nie dało się już zatrzymać. Gdańscy stoczniowcy przyczynili się do przełamania podziału świata, czego symbolem stało się w dziewięć lat później zburzenie muru berlińskiego - akurat w momencie gdy kanclerz Niemiec bawił z wizytą u naszego pierwszego niekomunistycznego premiera.
Żadna rocznica tak bardzo nie skłania do rozważań nad miejscem Polski w Europie i świecie, skoro stoczniowcy gdańscy i strajkujący we wszystkich innych mniej znanych zakładach pracy w Polsce zapoczątkowali proces rozpadu bloku radzieckiego i samego ZSRR jako ostatniego w świecie imperium kolonialnego. To w Gdańsku pojawiła się ludzka twarz Europy, po latach owocująca rozszerzeniem Unii a wcześniej wyzwoleniem się spod obcej dominacji i rodzimej dyktatury ówczesnych państw socjalistycznych i republik radzieckich. Pierwszym sygnałem tego ostatniego procesu było Posłanie do Ludzi Pracy Europy Środkowej i Wschodniej, w nieco ponad rok po Sierpniu wystosowane przez zjazd Solidarności. W chwili, gdy je uchwalano, wydawało się wyrazem romantycznego porywu, ale jego założenia zrealizowano z pozytywistyczną dokładnością.
Również zjazd Solidarności wypracował program Samorządnej Rzeczpospolitej, stanowiący nie żadną alternatywę dla projektów rządzącej PZPR - te pisane były w propagandowej nowo-mowie i nawiązywały do przestarzałej ortodoksji marksistowsko-leninowskiej - ale osobną wizję, odwołującą się do zbiorowego doświadczenia Polaków. Odnawiającą ich poczucie wspólnoty.
Zanim jeszcze solidarność z rzeczownika pospolitego stała się nazwą własną pierwszego w bloku środkowo-wschodnim niezależnego od władzy i samorządnego związku zawodowego, słowo to najlepiej opisywało zachowania, towarzyszące letnim strajkom 1980 r. Jak zauważał w spisywanych na bieżąco "Notatkach z Wybrzeża" reporter Ryszard Kapuściński: "W tych dniach można było zobaczyć, jak kształtuje się stosunek między wielkim zakładem a miastem. Kilkusettysięczne miasto samorzutnie podporządkowuje swój los intencjom i dążeniom załogi stoczniowej, której walkę uważa za swoją i której zmagania wspiera solidarnie" [1]. Sama formuła Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego zakładała harmonijne współdziałanie różnych branż.
Najistotniejszym jednak elementem rodzącego się ruchu stało się połączenie postulatów pracowniczych (podniesienie diet czy dodatków za rozłąkę) z ogólnospołecznymi (uwolnienie więźniów politycznych i msza w radiu) a także z tymi, których nie dało się przypisać do jednej tylko z tych kategorii (powoływanie na stanowiska wedle kompetencji czy wolne związki zawodowe).
40 rocznica Sierpnia staje się swego rodzaju kulminacją. Dlaczego warto takie rocznice obchodzić w gronie ich uczestników, ciesząc się, że znajdują się wśród nas - widać choćby po mnogości pożegnań, w których dane nam było ostatnio brać udział - niedawno odszedł legendarny przywódca Regionu Mazowsze Solidarności Maciej Jankowski, parę dni temu członek KOR i redaktor "Robotnika" Henryk Wujec, jeszcze po nim Maria Janion, humanistka, która opisywała zmiany świadomości Polaków - z Sierpniem włącznie - oraz wiążące się z nimi wpływy tradycji i historii. Podobnie jak niegdyś kolejne rocznice Powstania Warszawskiego ta sierpniowa stanowi okazję do wzajemnego policzenia się uczestników, nawet jeśli niekoniecznie od dziś, czasem od dawna pozostają ze sobą skonfliktowani, a obecna Polska ich nie zadowala. Nie jest jednak dawną socjalistyczną ojczyzną w której polowało się na papier toaletowy a głównym tematem żniw pozostawał brak sznurka do snopowiązałek.
Sierpień przełamał fatalizm polskiej niemożności, przekonanie, że polityczna geografia zawsze pozostanie od nas silniejsza. Udowodnił, że wspólne działanie przypomina światu o polskich aspiracjach i daje motywację innym, znajdującym się w gorszym położeniu. Od porozumień jałtańskich aż do wyboru Karola Wojtyły na papieża Polska nie znajdowała się w centrum zainteresowania świata, a sierpień 1980 r. trwale wprowadził ją na czołówki gazet i przekazów telewizyjnych. Nawet przeciwdziałanie obrońców dotychczasowego porządku nie okazało się skuteczne, grudzień 1980 r. nie zniwelował efektów polskiego lata 1980 r, pomimo delegalizacji wielu demokratycznych działań. Ani Porozumienia Gdańskie ani program Samorządnej Rzeczypospolitej nie stały się bowiem świstkami papieru z chwilą wyprowadzenia przez generałów z PZPR czołgów na ulice.
Sens Sierpnia tkwi w uporze ale i rozwadze, solidarności przez małe "s" i rychło objawionej zdolności zorganizowania się w związek zawodowy o tej właśnie nazwie. Pierwsza Solidarność nie była jednak mitem ani marzeniem, lecz dziesięciomilionową wspólnotą zwykłych Polaków. Zasadnemu pytaniu, ile z ówczesnych postulatów zrealizowano, towarzyszyć więc może duma z faktu, że zostały postawione. Czasem wbrew inteligenckim doradcom, którzy jeszcze w stoczni sarkali na żądanie wolnych związków zawodowych, argumentując, że władza nigdy się na to nie zgodzi. Podobnie odnoszono się do projektów Solidarności z czasów jej zjazdu: samorządności (PZPR miała nie przystać na żadne dzielenie się władzą) albo posłania, skierowanego na wschód (ZSRR wydawał się wieczny a opozycja w jego republikach rachityczna).
Mądrość zbiorowa, wynikająca także z wcześniejszych doświadczeń, od Powstania Warszawskiego po cykliczne protesty społeczne w PRL, okazała się jednak trwalsza od eksperckiej. Za jej sprawą robotnicy pozostali w zakładach pracy, pamiętając jak wcześniej na ulicach masakrowano ich (Poznań 1956, Wybrzeże 1970) albo bito i wyłapywano (Ursus i Radom 1976). Pamięć historii i kult tradycji pozwoliły uczestnikom kolejnego, pokojowego zrywu ustrzec się błędów poprzedników. Po raz pierwszy od dziesięcioleci światowa opinia publiczna zamiast żałować Polaków - ich podziwiała. Znane powiedzenie głosiło, że prawica na Zachodzie popiera Solidarność ze względu na jej religijność, a lewica dlatego, że to związek zawodowy.
Po latach okazało się, że nie tylko program Samorządnej Rzeczypospolitej nie był utopią, ale pierwszymi wolnymi wyborami w Polsce po zmianie ustroju stały się właśnie samorządowe z 1990 r (nawet 4 czerwca rok wcześniej, chociaż głosy już liczono rzetelnie, objęty został jeszcze politycznym kontraktem), w których Polacy wyłonili władze gmin i dzielnic. Odzyskiwanie demokracji zaczęło się od jej podstaw. I dorobku pierwszej Solidarności w tej mierze nie zmarnowano, skoro wszystkie badania opinii wykazują, że Polacy oceniają pracę samorządów nawet dwa czy trzy razy lepiej niż parlamentu. Zasada zawarta w Konstytucji, że samorząd tworzą wszyscy mieszkańcy, nie okazała się frazesem. Smutniejszy los spotkał za to dawne solidarnościowe koncepcje pracowniczego samorządu zakładowego: nie miał go kto ani gdzie organizować, bo wielkie fabryki, dawne dumne twierdze Solidarności pozamykano na fali zmian gospodarczo-ustrojowych. Zapomniano też o myśli związkowych doradców, zwolenników ekonomii z ludzką twarzą, jak Tadeusz Kowalik, Ryszard Bugaj czy Dariusz Grabowski.
Marian Krzaklewski, z którym rozmawiałem prawie w przeddzień 40 rocznicy Sierpnia podkreśla, że gdy w 1996 r. jako przewodniczący NSZZ Solidarność pojechał na Białoruś, by pomimo szykan wesprzeć tamtejszych wolnych związkowców - realizował tym samym wcześniejsze o 15 lat Posłanie związkowego zjazdu Do Ludzi Pracy w Europie Środkowej i Wschodniej.
Białoruś wciąż potrzebuje naszej pomocy, a rzut oka na tamtejszą sytuację pozwala nam uświadomić, jaką drogę przeszliśmy. Chociaż z jej efektów zwykle nie jesteśmy zadowoleni.
Dziedzictwo Sierpnia i dorobek pierwszej Solidarności nie nadają się do zamknięcia w muzeum. Stanowią wciąż żywą inspirację, z której współcześni politycy, zwaśnieni ze sobą nawzajem, gdy w grę wchodzą najważniejsze polskie problemy, za to zgodnie i wspólnie walczący o podwyżki dla samych siebie będą musieli skorzystać, jeśli chcą choć trochę poprawić własną reputację. A jeśli chcą rozmawiać nie tylko o kasie i szansach jej przegłosowania, receptę w jaki sposób to robić, żeby się udało, też znajdą w czasach gorącego lata 1980: jak Polak z Polakiem, tak żeby nie było zwycięzców ani zwyciężonych.
[1] Ryszard Kapuściński. Notatki z Wybrzeża. "Kultura", Warszawa, 14 września 1980
Łukasz Perzyna
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie