
Z Marianem Krzaklewskim, przewodniczącym NSZZ Solidarność w latach 1990-2002, rozmawia Łukasz Perzyna
- Jak to się stało, że w 1996 r. pojechał Pan na Białoruś?
- Pojechałem tam, żeby wesprzeć organizatorów i działaczy miejscowych wolnych związków zawodowych. Traktowałem to jako realizację Posłania do Ludzi Pracy Europy Środkowo-Wschodniej, uchwalonego przez I Krajowy Zjazd Delegatów Solidarności w 1981 r. Wyjazd stał się możliwy dzięki wsparciu Międzynarodowej Konfederacji Wolnych Związków Zawodowych (MKWZZ) , byłem w jej władzach, wraz z legendarnym przywódcą amerykańskich związków zawodowych AFL-CIO Lanem Kirklandem, wcześniej niezwykle zasłużonym w pomocy dla jeszcze nielegalnej Solidarności w czasach PRL, działaliśmy w komitecie praw człowieka MKWZZ , zajmowaliśmy się swobodami związkowymi w różnych krajach świata.
- Rozumiem, że przedstawiciele reżimu białoruskiego zadania Panu nie ułatwiali?
- Długo trzymali mnie na granicy, ale wreszcie wpuścili. Trzeba jednak pamiętać, że Aleksandr Łukaszenka rządził wtedy dopiero dwa lata. Miałem oficjalne pozwolenie ministra przemysłu Białorusi na odwiedziny u związkowców w największej w Mińsku fabryce obrabiarek ale na kilka godzin przed planowaną wizytą anulowano je. To zapowiadało kłopoty , pomimo że nasz przyjazd na Białoruś miał charakter oficjalny. Wraz ze mną pojechali Andrzej Adamczyk, który w Komisji Krajowej zajmował się sprawami zagranicznymi, mój asystent Eugeniusz Polmański oraz nasz kierowca Wojciech Mieczkowski .
- Jaki był punkt kulminacyjny Pana pobytu na Białorusi?
- Okazało się, że zaplanowane w Fabryce Obrabiarek w Mińsku spotkanie, które formalnie odwołano, ale i tak za naszą sprawą się odbyło, bo chcieliśmy porozmawiać z ludźmi, z pracownikami i założycielami wolnych związków zawodowych.
- Ale znaleźliście sposób, żeby się ze związkowcami z Mińska zobaczyć?
- Przyszedłem pod zakład, gdy trwała tam akurat przerwa śniadaniowa. Związkowcy wyszli na boisko sąsiadującej z fabryką szkoły.
- Czego rozmowa dotyczyła?
- Nie było wątków politycznych. Mówiłem o całej związkowej technologii, o układach zbiorowych. Wiedziałem już wtedy, że związkowcy białoruscy mają zaawansowane struktury w Soligorsku gdzie znajdują się kopalnie soli potasowych i w samym Mińsku również. Naszą misją, z ramienia Międzynarodowej Konfederacji Wolnych Związków Zawodowych, stało się wspieranie ich. W myśl Posłania do Ludzi Pracy Europy Środkowej i Wschodniej z 1981 roku , jak już podkreślałem. Przebywając na Białorusi rozmawiałem też oczywiście z naszymi rodakami, tam zamieszkałymi. I z wieloma innymi osobami.
- Jaki był najbardziej dramatyczny moment tych rozmów?
- Podeszła do mnie matka asystenta prof. Hadyki, wybitnego uczonego, który przygotował raport o skutkach katastrofy w Czarnobylu. Naukowy, ale nie publicystyczny, pokazywał zagrożenia. Ale gdy tylko go ogłosił, reżim wtrącił do więzienia obu ekologów: prof. Hadykę i jego asystenta. Obaj w ciężkim więzieniu rozpoczęli głodówkę. W pewnym momencie przestano ich przymusowo karmić. Tak, jakby władze przyjęły zasadę: niech umierają. Dlatego matka asystenta z rozpaczą zwróciła się do mnie: - Niech Pan ratuje mojego syna.
- Udało się?
- Na szczęście tak, chociaż nie od razu . Uważam to za największe osiągnięcie naszej wizyty na Białorusi. Z diabłem bym się spotkał, żeby tych ludzi ratować. Przedstawiłem sprawę na forum organizacji międzynarodowych. W końcu obaj zostali wypuszczeni. Tego młodego naukowca i prof. Hadykę wypuszczono w wyniku masy protestów wielu organizacji międzynarodowych uruchomionych do działania po naszym aresztowaniu . Chciałbym przypomnieć , że reżim Łukaszenki w tamtych czasach już wtedy był bezwzględny i nieobliczalny. Niedługo przed moim przyjazdem zestrzelono balon z amerykańskimi lotnikami - prawdopodobnie wszyscy zginęli.
- Jakie było najbardziej dramatyczne zdarzenie w trakcie Pana pobytu?
- Kilka godzin po spotkaniu ze związkowcami szliśmy do ambasadora, już na piechotę. I nagle zatrzymał się przy nas nowy ford transit. To Białoruś, proszę pamiętać, nie było tam wtedy wiele takich samochodów. Wyskoczyli z niego rośli mężczyźni po cywilnemu. Schwycili nas, wrzucili do środka. Waliliśmy w drzwi samochodu, żeby zwrócić uwagę jakichś świadków, bo zmniejszało to zagrożenie, że zaginiemy bez wieści. Wtedy oni pokazali pistolety. Jeśli będziemy krzyczeć, walić od środka w drzwi auta, to nas zastrzelą.
- Co działo się dalej?
- Wywieźli mnie kilkanaście kilometrów za centrum Mińska, do jakiejś ruiny. Wkrótce pojawił się tam zastępca prokuratora generalnego. Zachowywał się już inaczej, niż wcześniejsi prześladowcy. Ale powiadomił, że jesteśmy podejrzani o próbę nielegalnego obalenia ( sic ! ) Rozumieliśmy po rosyjsku. Ale odmówiliśmy przesłuchania w tym języku. Zażądaliśmy tłumacza na angielski. Po wielu godzinach niepewności ,w końcu przewieziono nas do naszego hotelu. Cały czas pod eskortą. Nad ranem w kajdankach zaprowadzono mnie do ich samochodu. Ale to już nie był ford transit. Moi koledzy wracali naszym samochodem w pilnowanej - chyba przez KGB - kolumnie. Przewieziono mnie na przejście graniczne z Polską i oficjalnie deportowano z Białorusi.
- Czy na tym sprawa się zakończyła?
- Oczywiście nie, po pewnym czasie dostałem wezwanie z białoruskiej prokuratury dostawienia się przed sądem , jak już mówiłem - z oskarżeniem o próbę obalenia ustroju siłą. Ale drugi raz oczywiście już tam nie pojechałem. Ta sprawa , okazała się istotna po pewnym czasie , gdy w 1997 zostałem posłem i byłem przedstawicielem Polski w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy w Strasburgu. Wtedy zgromadzenie miało decydować, czy Białoruś, łamiąca prawa człowieka i stosująca karę śmierci może pozostać członkiem Rady Europy, bo wcześniej z tych powodów była zawieszona. Delegat rządu z Białorusi zabrał na komisji głos, że zarzuty dotyczące łamania praw człowieka i prawa do zrzeszania się w związki zawodowe są nieprawdziwe. Zapewne przeforsowaliby swoje stanowisko. Zasiadało tam zresztą dosyć „egzotyczne” grono ludzi - na przykład z Rosji były wicepremier Wiktor Czarnomyrdin. Przedstawiciel rządu Białorusi i Rosjanie byli zaskoczeni , że w komisji na wysłuchaniu znalazł się członek Zgromadzenia Rady Europy , który był żywym dowodem na łamanie praw człowieka w tym kraju ! Moje oświadczenia , w którym opowiedziałem o represjach wobec mnie i opozycjonistów białoruskich rozstrzygnęło o zmianie stanowiska . Udało się zmienić treść przygotowanego raportu Rady Europy. Zaś demokratycznym związkowcom z Białorusi pomagaliśmy jeszcze wiele razy, przekazując sprzęt , pomoc finansową oraz organizując m.in. szkolenia dla nich w Kowlu na Ukrainie, blisko białoruskiej granicy, dotyczące m.in. praw pracowniczych i dialogu społecznego. Podobnie wspieraliśmy Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie szkoląc m.in. we Lwowie , Tarnopolu , Odessie , Kijowie i Dniepropietrowsku zarówno pracodawców jak związkowców, aby wspomóc budowę dialogu społecznego w tym kraju .W ten właśnie sposób pojmuję naszą międzynarodową misję Solidarności. Pamiętam, że po szkoleniu w Dniepropietrowsku nieomal doszło do prowokacyjnego aresztowania mnie na lotnisku przed powrotem do Kijowa - ale wszystko zakończyło się raczej humorystycznie, bo służby ukraińskie wypuszczając mnie w końcu do oczekującego na start samolotu stwierdziły - „następnym razem panie Krzaklewski przywieź pan Żubrówkę, to nie będzie żadnych problemów ….”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie