Reklama

Z Marianem Krzaklewskim rozmawiamy o jego wizycie na Białorusi w 1996r.

31/08/2020 12:00

Z Marianem Krzaklewskim, przewodniczącym NSZZ Solidarność w latach 1990-2002, rozmawia Łukasz Perzyna

- Jak to się stało, że w 1996 r. pojechał Pan na Białoruś?

- Pojechałem tam, żeby wesprzeć organizatorów i działaczy miejscowych wolnych związków zawodowych. Traktowałem to jako realizację Posłania do Ludzi Pracy Europy Środkowo-Wschodniej, uchwalonego przez I Krajowy Zjazd Delegatów Solidarności w 1981 r. Wyjazd stał się możliwy dzięki wsparciu Międzynarodowej Konfederacji Wolnych Związków Zawodowych (MKWZZ) , byłem w jej władzach, wraz z legendarnym przywódcą amerykańskich związków zawodowych AFL-CIO Lanem Kirklandem, wcześniej niezwykle zasłużonym w pomocy dla jeszcze nielegalnej Solidarności w czasach PRL, działaliśmy w komitecie praw człowieka MKWZZ , zajmowaliśmy się swobodami związkowymi w różnych krajach świata.    

- Rozumiem, że przedstawiciele reżimu białoruskiego zadania Panu nie ułatwiali?

- Długo trzymali mnie na granicy, ale wreszcie wpuścili. Trzeba jednak pamiętać, że Aleksandr Łukaszenka rządził wtedy dopiero dwa lata. Miałem oficjalne pozwolenie ministra przemysłu Białorusi na odwiedziny u związkowców w największej w Mińsku fabryce obrabiarek ale na kilka godzin przed planowaną wizytą anulowano je. To zapowiadało kłopoty , pomimo że nasz przyjazd na Białoruś miał charakter oficjalny. Wraz ze mną pojechali Andrzej Adamczyk, który w Komisji Krajowej zajmował się sprawami zagranicznymi, mój asystent Eugeniusz Polmański oraz nasz kierowca Wojciech Mieczkowski .

- Jaki był punkt kulminacyjny Pana pobytu na Białorusi?

- Okazało się, że zaplanowane w Fabryce Obrabiarek w Mińsku spotkanie, które formalnie odwołano, ale i tak za naszą sprawą się odbyło, bo chcieliśmy porozmawiać z ludźmi, z pracownikami i założycielami wolnych związków zawodowych. 

- Ale znaleźliście sposób, żeby się ze związkowcami z Mińska zobaczyć?

- Przyszedłem pod zakład, gdy trwała tam akurat przerwa śniadaniowa. Związkowcy wyszli na boisko sąsiadującej z fabryką szkoły.

- Czego rozmowa dotyczyła?

- Nie było wątków politycznych. Mówiłem o całej związkowej technologii, o układach zbiorowych. Wiedziałem już wtedy, że związkowcy białoruscy mają zaawansowane struktury w Soligorsku gdzie znajdują się kopalnie soli potasowych i w samym Mińsku również. Naszą misją, z ramienia Międzynarodowej Konfederacji Wolnych Związków Zawodowych, stało się wspieranie ich. W myśl Posłania do Ludzi Pracy Europy Środkowej i Wschodniej z 1981 roku , jak już podkreślałem. Przebywając na Białorusi rozmawiałem też oczywiście z naszymi rodakami, tam zamieszkałymi. I z wieloma innymi osobami.  

- Jaki był najbardziej dramatyczny moment tych rozmów?

- Podeszła do mnie matka asystenta prof. Hadyki, wybitnego uczonego, który przygotował raport o skutkach katastrofy w Czarnobylu. Naukowy, ale nie publicystyczny, pokazywał zagrożenia. Ale gdy tylko go ogłosił, reżim wtrącił do więzienia obu ekologów: prof. Hadykę i jego asystenta. Obaj w ciężkim więzieniu rozpoczęli głodówkę. W pewnym momencie przestano ich przymusowo karmić. Tak, jakby władze przyjęły zasadę: niech umierają. Dlatego matka asystenta z rozpaczą zwróciła się do mnie: - Niech Pan ratuje mojego syna.

- Udało się?

- Na szczęście tak, chociaż nie od razu . Uważam to za największe osiągnięcie naszej wizyty na Białorusi. Z diabłem bym się spotkał, żeby tych ludzi ratować. Przedstawiłem sprawę na forum organizacji międzynarodowych. W końcu obaj zostali wypuszczeni. Tego młodego naukowca i prof. Hadykę wypuszczono w wyniku masy protestów wielu organizacji międzynarodowych uruchomionych do działania po naszym aresztowaniu . Chciałbym przypomnieć , że reżim Łukaszenki w tamtych czasach już wtedy był bezwzględny i nieobliczalny. Niedługo przed moim przyjazdem zestrzelono balon z amerykańskimi lotnikami - prawdopodobnie wszyscy zginęli.   

- Jakie było najbardziej dramatyczne zdarzenie w trakcie Pana pobytu?

- Kilka godzin po spotkaniu ze związkowcami szliśmy do ambasadora, już na piechotę. I nagle zatrzymał się przy nas nowy ford transit. To Białoruś, proszę pamiętać, nie było tam wtedy wiele takich samochodów. Wyskoczyli z niego rośli mężczyźni po cywilnemu. Schwycili nas, wrzucili do środka. Waliliśmy w drzwi samochodu, żeby zwrócić uwagę jakichś świadków, bo zmniejszało to zagrożenie, że zaginiemy bez wieści. Wtedy oni pokazali pistolety. Jeśli będziemy krzyczeć, walić od środka w drzwi auta, to nas zastrzelą.

- Co działo się dalej?

- Wywieźli mnie kilkanaście kilometrów za centrum Mińska, do jakiejś ruiny. Wkrótce pojawił się tam zastępca prokuratora generalnego. Zachowywał się już inaczej, niż wcześniejsi prześladowcy. Ale powiadomił, że jesteśmy podejrzani o próbę nielegalnego obalenia ( sic ! ) Rozumieliśmy po rosyjsku. Ale odmówiliśmy przesłuchania w tym języku. Zażądaliśmy tłumacza na angielski. Po wielu godzinach niepewności ,w końcu przewieziono nas do naszego hotelu. Cały czas pod eskortą. Nad ranem w kajdankach zaprowadzono mnie do ich samochodu. Ale to już nie był ford transit. Moi koledzy wracali naszym samochodem w pilnowanej - chyba przez KGB - kolumnie. Przewieziono mnie na przejście graniczne z Polską i oficjalnie deportowano z Białorusi. 

- Czy na tym sprawa się zakończyła?

- Oczywiście nie, po pewnym czasie dostałem wezwanie z białoruskiej prokuratury dostawienia się przed sądem , jak już mówiłem - z oskarżeniem o próbę obalenia ustroju siłą. Ale drugi raz oczywiście już tam nie pojechałem. Ta sprawa , okazała się istotna po pewnym czasie , gdy w 1997 zostałem posłem i byłem przedstawicielem Polski w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy w Strasburgu. Wtedy zgromadzenie miało decydować, czy Białoruś, łamiąca prawa człowieka i stosująca karę śmierci może pozostać członkiem Rady Europy, bo wcześniej z tych powodów była zawieszona. Delegat rządu z Białorusi zabrał na komisji głos, że zarzuty dotyczące łamania praw człowieka i prawa do zrzeszania się w związki zawodowe są nieprawdziwe. Zapewne przeforsowaliby swoje stanowisko. Zasiadało tam zresztą dosyć „egzotyczne” grono ludzi - na przykład z Rosji były wicepremier Wiktor Czarnomyrdin. Przedstawiciel rządu Białorusi i Rosjanie byli zaskoczeni , że w komisji na wysłuchaniu znalazł się członek Zgromadzenia Rady Europy , który był żywym dowodem na łamanie praw człowieka w tym kraju ! Moje oświadczenia , w którym opowiedziałem o represjach wobec mnie i opozycjonistów białoruskich rozstrzygnęło o zmianie stanowiska . Udało się zmienić treść przygotowanego raportu Rady Europy. Zaś demokratycznym związkowcom z Białorusi pomagaliśmy jeszcze wiele razy, przekazując sprzęt , pomoc finansową oraz organizując m.in. szkolenia dla nich w Kowlu na Ukrainie, blisko białoruskiej granicy, dotyczące m.in. praw pracowniczych i dialogu społecznego. Podobnie wspieraliśmy Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie szkoląc m.in. we Lwowie , Tarnopolu , Odessie , Kijowie i Dniepropietrowsku zarówno pracodawców jak związkowców, aby wspomóc budowę dialogu społecznego w tym kraju .W ten właśnie sposób pojmuję naszą międzynarodową misję Solidarności. Pamiętam, że po szkoleniu w Dniepropietrowsku nieomal doszło do prowokacyjnego aresztowania mnie na lotnisku przed powrotem do Kijowa - ale wszystko zakończyło się raczej humorystycznie, bo służby ukraińskie wypuszczając mnie w końcu do oczekującego na start samolotu stwierdziły - „następnym razem panie Krzaklewski przywieź pan Żubrówkę, to nie będzie żadnych problemów ….”.  

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do