Reklama

Nagłe opamiętanie polityków

W kwestii wyborów prezydenckich politycy poszli po rozum do głowy, spadek notowań Dudy otrzeźwił PiS, zaś dla PO podobnym zimnym prysznicem okazało się topnienie poparcia dla Kidawy-Błońskiej po apelu o bojkot głosowania.   

Wybory hybrydowe, do których zmierzamy, oznaczają możliwość głosowania albo w komisji albo za pośrednictwem poczty. Zdecyduje sam obywatel. Przeprowadzi je Państwowa Komisja Wyborcza a nie Poczta Polska. Można więc drwić z nagłej zmiany poglądów – rządzącym przestało przeszkadzać głosowanie w komisjach chociaż minister zdrowia Łukasz Szumowski niedawno przekonywał, ze będzie możliwe najwcześniej za dwa lata, z kolei Platformie – wybory pocztowe niedawno przezywane kopertami śmierci.

Dla wyborców, którzy są tu najważniejsi, nowa hybrydowa forma okaże się bezpieczniejsza i bardziej zachęcająca do głosowania. 

Najpierw w środę wieczorem 6 maja Jarosław Kaczyński zawarł porozumienie z Jarosławem Gowinem, w którym w zamian za głosy jego posłów za ustawą o wyborach korespondencyjnych przystał na odłożenie – i tak oczywiste   w sytuacji gdy wyborów prezydenckich nie dało się przeprowadzić w wyznaczonym przez marszałka Sejmu Elżbietę Witek terminie 10 maja. Dzień później w czwartek 7 maja Sejm przyjął – wbrew wcześniejszemu sprzeciwowi Senatu –ustawę uznającą głosowanie korespondencyjne za jedyną formę tych wyborów. Gowin dotrzymał więc słowa, bez niego większości by nie było. Jednak już w sobotę 9 maja – a więc w przeddzień wirtualnego już bo niemożliwego do utrzymania terminu wyborczego – na Nowogrodzką do siedziby partii prezes PiS zwołał czołówkę swojej formacji, w tym Witek i Gowina, aby rozmawiać o możliwości przeprowadzenia wyborów już 23 maja – a więc złamania porozumienia sprzed dwóch dni, zakładającego, że najszybciej odbędą się w czerwcu ewentualnie w lipcu. To, że tak się nie stało, zawdzięczamy sprzeciwowi Mateusza Morawieckiego. Niechętny kolejnym awanturom premier zagroził podaniem się do dymisji.

10 maja – kiedy powinno dziać się najwięcej, bo to termin wyborów prezydenckich – w Polsce nie zdarzyło się nic szczególnego. Wyborów nie było, zawiódł Kaczyńskiego po raz kolejny wicepremier Jacek Sasin (wcześniej autor druzgocącego dla samorządów lokalnych pomysłu rozszerzenia metropolii warszawskiej, wykpionego i odrzuconego w referendum przez samych mieszkańców), odpowiedzialny za przeprowadzenie wyborów przez Pocztę Polską. Ale wszystko to wiedzieliśmy już wcześniej.

Dniem przełomu okazał się poniedziałek 11 maja. Nazwalibyśmy go chętnie powyborczym, gdyby nie to, że dzień wcześniej wybory… się nie odbyły. Ale odłóżmy żarty na bok.

Najpierw o godz 11 swoje stanowisko przedstawiła Koalicja Obywatelska – Platforma Obywatelska. Na briefingu w sejmowej Sali Kolumnowej Robert Kropiwnicki z Barbarą Nowacką opowiedzieli się za wyborami hybrydowymi czy jeśli ktoś woli polskie słowo mieszanymi: w tym wariancie od samych wyborców zależy, czy zagłosują w komisji czy za pośrednictwem poczty. Wcześniej PO mówiła o kopertach śmierci odrzucając tę drugą formę.

Minął cały dzień roboczy, dokładnie 8 godzin i w tej samej Sali Kolumnowej swój projekt w imieniu PiS zaprezentowała wicepremier Jadwiga Emilewicz, której towarzyszył Grzegorz Schreiber. Miarą zaskoczenia okazał się fakt, że usłyszeliśmy od nich – w pewnym przybliżeniu – dokładnie to samo, co wcześniej od PO. Wybory organizowane przez PKW a nie Pocztę Polską, sami obywatele rozstrzygają, czy ze swojego prawa głosu korzystają w komisji z tradycyjną urną czy korespondencyjnie.

Wspólna osnowa obu stanowisk – władzy i opozycji – wiąże się z kluczową dla demokracji zasadą, że obywatele sami wiedzą, co dla nich najlepsze. Za to w różnych formach absolutyzmu czy totalizmu władza uzurpowała sobie prawo rozstrzygania o tym za poddanych i rządzonych. Ale też z tej przyczyny okazały się mniej skuteczne i upadały, rozpad jednej z nich – komunizmu dokonał się na naszych oczach.

Dzień później po obu konferencyjnych prezentacjach, we wtorek 12 maja, nad pisowskim projektem procedował już Sejm.

Nie można tak było od razu – chciałoby się spytać. Kompromis na politykach wymusili nie rywale, ale obywatele. Badania opinii publicznej, to niepowtarzalne i bezcenne lustro demokracji, okazały się bezlitosne dla luminarzy polskiego życia publicznego. PiS-owi nie opłacało się maniakalne obstawanie przy terminie 10 maja nawet wtedy, gdy stało się jasne, że wyborów wtedy przeprowadzić się nie da. Kandydatce PO Małgorzacie Kidawie-Błońskiej zaszkodziło niefortunne wezwanie do bojkotu głosowania jeśli przybierze formę nie po myśli jej zwolenników. Andrzejowi Dudzie poparcie zaczęło topnieć z chwilą, gdy dla wyborców stało się jasne, że w żaden sposób nie dystansuje się od formacji, z której się wywodzi.  W efekcie Kidawę w sondażowych rankingach wyprzedzili nie tylko Duda ale również Szymon Hołownia, Władysław Kosiniak-Kamysz a nawet Krzysztof Bosak. Notowania Dudy zaś w kilku sondażach jak IBRIS (45 proc) czy Maison&Partners (29,5 proc) wskazują, że nie wygra w pierwszej turze – co przy jego niemożności pozyskiwania dodatkowych zwolenników oznacza, że… przegra w drugiej.

Niech politycy tłumaczą się sami, dlaczego tak szybko zdanie zmieniają, a zarazem z jakiego powodu dlaczego tak późno przyjęli bardziej kompromisowe i społecznie akceptowalne warianty. To ich problem a nie nasz.

Opinia publiczna odniosła zwycięstwo. Poskromiła egoizm klasy politycznej. Procedowane dziś rozwiązania nie niosą za sobą podobnych zagrożeń dla zdrowia Polaków, ich dobrostanu i bezpieczeństwa, co forsowane poprzednio. Zadbaliśmy sami o siebie, w porę – za pośrednictwem instytucji demoskopijnych – przekazując decydentom sygnał alarmowy. Polacy po raz kolejny okazali się mądrzejsi od swoich oficjalnych przedstawicieli. Potwierdziło się, że wciąż mamy do czynienia ze słabym państwem i silnym społeczeństwem. Milcząca większość, której nastroje wychwytują tylko badacze opinii, uchroniła nas wszystkich przed zagrożeniem, którego skali nie da się nawet przewidzieć. Tak oto suweren, tyle razy przywoływany w nowo-mowie pisowskich ministrów i posłów, objawił się naprawdę i wystraszył lokatorów rządowych gmachów, zmuszając ich, by chociaż o krok się cofnęli.

Łukasz Perzyna

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do