Społecznościowy sklep monopolowy

Przez wiele lat codziennie uczęszczałem do jednej z knajp zlokalizowanej na pograniczu Nowego i Starego Miasta tuż przy samym Barbakanie. Od razu sprostuje, że uczęszczanie nie oznaczało codziennych imprez, po prostu było to miejsce spotkań grupy znajomych. Skłamałbym, jakbym napisał, że nie odbywały się tam imprezy. Owszem bywały i to całkiem huczne, ponieważ lokal jest znany i w weekendy odbywały się tam też koncerty. Tłok był wtedy taki, że nie sposób było dopchać się do baru. Było tak przez wiele lat, aż pojawiły się media społecznościowe. Wszyscy wiemy, że jak nie istniejesz na Facebook-u to tak jak by cię, nie było stąd jakiś czas temu, pojawiła się tam strona tego lokalu. Kilka lat później zgodnie z panującą modą właściciel lokalu założył grupę dla stałych klientów, która dość szybko się rozrosła do kilkuset osób. Tak samo, jak szybko rosła grupa w lokalu pojawiało się coraz mniej klientów aż ich liczba, zmalała prawie do zera i zostało tylko kilku najwierniejszych klientów.

Teraz każdy wchodzi na grupę, zakłada post i bierze udział w dyskusji, wpisując komentarze lub zakładając sobie odpowiedni czat. Weekendowe imprezy też odeszły do przeszłości, ponieważ większość robi zakupy pod domem i aby spotkać się z przyjaciółmi, siada przed komputerem lub po prostu bierze do ręki telefon. Jest fajnie tylko z jednym wyjątkiem. Są nimi właściciele lokalu, którym obroty spadły może nie do samego zera, ale na pewno znacznie. Stąd wydaje mi się dość karkołomnym pomysłem umieszczenie nad wejściem do sklepu monopolowego szyldu z napisem: „znajdź nas na Facebook-u” a obok, aby nikt nie miał wątpliwości, umieszczono sporej wielkości logo tego społecznościowego portalu. Pomysł może i fajny, ale może się okazać biznesową klapą, a i ryzyko, że jak wyżej wspomniany portal się o tym dowie i wystawi rachunek, to może on przewyższać zyski sklepu przez następną dekadę. Społecznościowy sklep monopolowy nie jest chyba najlepszym pomysłem.

Zdzisław Skisły fotograf znad Wisły poleca: