
Żurnalista broniącego demokracji portalu OKO.press podjął polemikę z posłanką Joanną Lichocką, znaną z wykonania w Sejmie wulgarnego gestu, który przedtem zupełnie się z parlamentem nie kojarzył. Niestety stosunek Adama Leszczyńskiego do prawdy wydaje się zbliżony jak Lichockiej z PiS do wyborców, co wyraża właśnie jej szpetnie wystawiony palec.
Komentator OKO.pressu rozprawiając się z tezą propagandową Lichockiej, że w demokratycznej Polsce (1989-2015) media prawicowe były sekowane, wrzucił do jednego worka "Życie" i "Ozon" czy "Dziennik", co świadczy nie o Tomaszu Wołku lecz wyłącznie o autorze tych dywagacji. Nie najlepiej.
Wolno Leszczyńskiemu polemizować z osobą, której rola skandalistki wyklucza raczej opiniotwórczość, bo sam sobie oponentów wybiera. Po co tylko robi wodę z mózgu czytelnikom, którzy nie muszą wiedzieć, co zdarzyło się dwadzieścia lat temu, zwłaszcza jeśli się wtedy urodzili. I przy okazji zniesławia dobrze zapisane w historii media.
Pogląd Lichockiej, że media prawicowe dyskryminowano przez ćwierć wieku wolności nie wydaje się wymagać pryncypialnego odparcia, bo pozostaje sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem. Świadczy o tym obecny poziom, za rządów PiS, reżimowej telewizji i radia oraz pisowskich tygodników utrzymywanych z reklam i ukrytych dotacji spółek Skarbu Państwa. Nawet bez sekowania, nawet z kroplówką i turbodoładowaniem z 2 miliardami z budżetu włącznie - pisowskie "środki musowego przykazu" nie są w stanie konkurować z demokratycznymi gazetami, stacjami telewizyjnymi czy portalami internetowymi. Zestawienie "Gazety Wyborczej" z "Gazetą Polską Codziennie", TVN z TVP czy "Polityki" lub "Przeglądu" z "Sieci" lub "Do Rzeczy" daje efekt na tyle humorystyczny, że nie trzeba go rozwijać. Mało rozgarnięty dziennikarz jakiejś "gazety środka", który zaproponowałby kierownikowi działu zestawienie pracy Holeckiej lub Adamczyka z robotą Moniki Olejnik czy Andrzeja Morozowskiego zostałby zapewne przez szefa pogoniony z komentarzem, zawierającym kategoryczną prośbę o litość dla czytelnika.
Adam Leszczyński na łamach Oko.Press internautę ma za nic, skoro argumentując, że media prawicowe nie poradziły sobie na rynku, zrównuje "Życie" Tomasza Wołka z "Dziennikiem" Roberta Krasowskiego (największą klapą w dziejach polskich mediów) oraz "Tygodnik Solidarność" ze skrajnymi przekaziorami jak "Ozon", identyfikując poczciwy "Tysol" z osobą Jarosława Kaczyńskiego w sposób jawnie nieuczciwy, skoro obecny samowładca kraju naczelnym pisma był przez półtora roku (redaktorem okazał się równie marnym jak prawnikiem), a istniało ono w 1981 r. gdy kierował nim Tadeusz Mazowiecki oraz nieprzerwanie od 1989 r. Leszczyński albo udaje, że tego nie wie, albo uznaje, że sieć zniesie wszystko.
Wymienianie "Życia" wśród przegranych w grze rynkowej w świecie mediów drukowanych i motywowanie tej porażki prawicowym profilem gazety to wmawianie, że Sobieski był sułtanem a Napoleon postawnym starcem z długą, siwą brodą, jak podobno zaręczał po latach naoczny świadek bitwy pod Borodino. Póki prowadzone przez Wołka "Życie": otwarte, umiarkowane i eleganckie, zachowywało swój centroprawicowy charakter, pozostawało jedynym opiniotwórczym konkurentem "Gazety Wyborczej". Rynek uzupełniała jeszcze wtedy nudna jak flaki z olejem "Rzeczpospolita" oraz bulwarowy "SuperExpress", springerowskiego "Faktu" jeszcze nie było, "Trybuna" już miała kłopoty.
Wśród autorów "Życia" Leszczyński wymienia Piotra Zarembę (pracował tam rzeczywiście ale tylko 1996-98, podczas gdy pacyfikacja tytułu nastąpiła w 2001 r, jego zamknięcie w 2002) oraz Łukasza Warzechę jakby zakładając, że nazwiska te czytelnikowi źle się skojarzą i ustawią jego negatywną opinię o całym "Życiu".
Jak rozumiem Leszczyński nie słyszał - albo udaje - o takich dziennikarzach "Życia" jak najwybitniejszy w Polsce specjalista od tematyki śledczej Wojciech Czuchnowski, dziś w siostrzanej dla okopressu "Gazecie Wyborczej". Jak inny znakomity ekspert od tej samej tematyki Jarosław Jakimczyk, po którego demaskatorskim tekście w "Życiu" właśnie polskie władze wydaliły zaangażowanych w szpiegowski proceder rosyjskich dyplomatów. Nie zna też pewnie Leszczyński Bertolda Kittla (teraz w TVN, autor materiału o Marianie Banasiu szefie NIK) albo go z "Życiem" nie kojarzy. Podobnie jak Dariusza Tuzimka, świetnego komentatora sportowego, który w "Życiu" awansował aż do stopnia zastępcy naczelnego. Ale oni do tezy okopressu nie pasują...
Wbrew temu, co pisze Leszczyński sprawcą upadku "Życia" nie był Wołek ani powodem trzymanie się centroprawicowych zasad. Stało się dokładnie odwrotnie: krach nastąpił po odejściu naczelnego pod presją udziałowców i zastąpieniu go rozlazłym Pawłem Fąfarą. Towarzyszyła temu nagła zmiana sympatii gazety, próba zalecania się do postkomunistów, PiS a nawet Samoobrony - ściągnięte z miasta żurnalistki pielgrzymowały do zagrody Andrzeja Leppera albo produkowały łzawe opowiastki o Marku Borowskim, wtedy jeszcze nie takim demokracie jak dziś - pamiętamy, jak nad ranem kazał straży marszałkowskiej wynieść z sali obrad Sejmu Gabriela Janowskiego, mimo, że wiedział, że poseł o świcie swój protest zakończy. To z powodu tej gorszącej wolty odwrócili się od "Życia" najpierw główni jego autorzy (zostały na pokładzie miernoty) a wkrótce wierni dotychczas czytelnicy. I nikt upadającej w niesławie gazety nie żałował. Ale przedtem było pięć znakomitych lat uczciwego informowania i kształtowania opinii publicznej, prezentowania rozmaitych poglądów i punktów widzenia.
Sam dla "Życia" robiłem wywiady nie tylko z Marianem Krzaklewskim czy Janem Olszewskim, ale również z Leszkiem Balcerowiczem, Jarosławem Kalinowskim a nawet - sam dawny kapeenowiec - z byłym milicjantem Jerzym Dziewulskim. I świetnie nam się rozmawiało.
Pamiętam, jak z Sejmu wiózł mnie taksówkarz do redakcji w dawnym pedeciaku na Pradze i jak tylko - ponieważ odbierałem telefon komórkowy - dowiedział się, skąd jestem, kategorycznie odmówił przyjęcia zapłaty za kurs. Podobną sytuację miałem w Kolbuszowej pod Rzeszowem, gdzie pieniądze za pizzę swoją i fotoreportera musiałem właścicielowi gwałtem położyć na stoliku, bo kategorycznie podkreślał, że jesteśmy jego gośćmi i grosza od nas nie weźmie. Życzę podobnych chwil satysfakcji Leszczyńskiemu. Ale nie sądzę, by stały się jego udziałem. Chyba, że zacznie pisać lepiej, czego mu życzę... Z dziennikarskim pozdrowieniem, Panie Adamie...
Żeby jednak nie przesadzać z kurtuazją, zakończę refleksją, która nasuwa się nieodparcie: z wrogami demokracji sobie poradzimy, chroń nas Panie Boże przed takimi jej obrońcami jak autor z OKO.pressu...
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Zobacz także:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie