Reklama

Przed kim Sejm się zamyka

21/11/2020 13:31

Bohdan Pniewski, twórca odbudowanych po wojnie budynków sejmowych był zwolennikiem architektury demokratycznej. Kompleks miał z założenia pozostać otwarty. Inspirowały go również wenecki plac św. Marka i francuski Chambord nad Loarą. Nie wiem, czy zmarły w 1965 r. Pniewski - podczas wojny prowadził zajęcia z architektury na tajnych kompletach, a wcześniej za wojnę z bolszewikami w trakcie której został ranny odznaczono go Krzyżem Walecznych, więc znał cenę i wartość demokracji - przewraca się w grobie na wieść, że obecni włodarze Sejmu planują wzniesienie na jego tyłach trzymetrowej wysokości ogrodzenia z bramą tak wielką, że będzie zamykana... wyłącznie przy okazji dni świątecznych i demonstracji. Od frontu zostanie jak jest, bo jednak wstyd.

Nawet w czasach PRL nie broniły tego miejsca kordony ZOMO. W stanie wojennym obecny przewodniczący NSZZ "Solidarność" Piotr Duda w czerwonym berecie jednostek powietrzno-desantowych, do których trafiali wyróżniający się w szkoleniu i pod względem socjalistycznej świadomości poborowi, strzegł nie parlamentu, ale gmachu reżimowej telewizji. Tyle, że solidarnościowa ekstrema nie kwapiła się atakować, wierna zasadzie politycznego działania bez użycia przemocy oraz papieskiej nauce społecznej.

Mieszkańcy skracali sobie często drogę przez teren Sejmu ze spożywczaków społemowskich przy Wiejskiej do bloków przy Górnośląskiej. Nikomu to nie przeszkadzało. Przez cztery lata chodziłem wzdłuż murka sejmowego z domu do liceum Batorego i z powrotem, a chociaż był to czas pełen napięć - 1980-84, żadnych kordonów nie pamiętam. Czasem nudziło się paru stróżujących milicjantów. Podobnie było w nowej Polsce, chociaż na Sejm szli zawsze ze swoimi demonstracjami górnicy i rolnicy, pielęgniarki i nauczyciele. Ustawiano policyjne szpalery i barierki, ale gdy "demo" się kończyło, szybko je zwijano.

Nasz pięcioletni owczarek niemiecki załapał się jeszcze w wieku szczenięcym na skakanie po sejmowym murku, które po prostu uwielbiał. Teraz nie ma już takiej możliwości. Na każdym spacerze po Wiejskiej spogląda smutno na stalowe barierki. 

Zaś w środę wracałem z Sejmu na Kopernika przez liceum Batorego właśnie i rondo przy radiowej Trójce, bo okrężna droga okazała się jedyną dostępną: po wyjściu od Górnośląskiej bariery zagradzały nawet przejście do parku za Sejmem. 

W europejskich stolicach, czy to Londyn czy Budapeszt, gmachy parlamentów pozostają symbolem i atrakcją turystyczną. Ale nie fortecą. 

Najpierw, gdy zwołano Sejm Ustawodawczy zimą 1919 roku, na jego potrzeby przeznaczono jadalnię Instytutu Aleksandryjsko-Maryjskiego Kształcenia Panien przy Wiejskiej, gdzie do ucieczki tatusiów z Warszawy w 1915 roku kształciły się córki prominentnych biurokratów rosyjskich. Jeszcze w latach 1925-28 zbudowano nowoczesny Sejm z piękną kopułą, czym zajął się kurator Zamku Królewskiego Kazimierz Skórewicz, który całkiem jak Cezary Baryka z "Przedwiośnia" do wolnej Polski przyjechał z azerskiego Baku. Również on zaprojektował Józefowi Piłsudskiemu dworek Milusin w Sulejówku. Jego Sejm nie przetrwał wojny, przynajmniej w skali całości założenia, ocalała jednak sala posiedzeń. Odrodzony za sprawą Pniewskiego w latach 1949-1952, stał się znowu miejscem, otwartym nawet w czasach bierutowskich dla spacerowiczów, takim o które chętnie pytali zwiedzający Warszawę. Przyjaznym, chociaż efekty toczących się wewnątrz prac rozmaicie oceniano, pamiętamy przecież zarówno słynny protest song Jacka Kleyffa "Stuk puk laską o podłogę, Sejm wyraża zgodę" jak okrzyki bohaterek jednego z seriali już w nowej Polsce, radzącej swoim pracownikom: "Nie podoba się, to pod Sejm". To ostatnie nie zawsze okazywało się skuteczne, ale nie było nigdy tak, że nie można się tam dostać.  

Kombinować zaczęto, gdy PiS objął władzę. Demonstracje Komitetu Obrony Demokracji okazały się dla izolującej się od obywateli choć populistycznej władzy znakomitym pretekstem do wprowadzania kolejnych ograniczeń. Ich mistrzem okazał się poprzedni marszałek Marek Kuchciński. Płoty i bariery najpierw stawiano prowizorycznie, potem okazywało się, że po akcjach ulicznych wcale się ich nie sprząta aż stały się trwałym atrybutem sejmowego pejzażu.

W trakcie rolniczych protestów zwolennicy AgroUnii ustawili przed Sejmem wielopiętrowy rząd kapuścianych głów, w sumie kilkuset: każdą z nich opatrzono nazwiskiem posła, głosującego za "piątką Kaczyńskiego", nowelizacją ustawy o ochronie zwierząt, szkodliwej dla wsi, bo likwidującej tam miejsca pracy na farmach zwierząt futerkowych oraz przy hodowli bydła na ubój rytualny. 

Demonstranci częściej jednak skandowali czy śpiewali niż próbowali się na teren Sejmu wedrzeć. Zresztą po co niby - wiemy, jak ciężkim ludzkim doświadczeniem stał się okupacyjny protest niepełnosprawnych dzieci i ich rodziców za rządów PiS. Sejm to dobre miejsce, by tam przyjść na parę godzin ale obozować w środku - to mordęga.

Ale obecna władza boi się już tak bardzo, że nie przyjmuje rzeczowych argumentów.

Przed zamachami terrorystycznymi kompleks sejmowy zabezpieczono już parę lat temu, kiedy niejaki Brunon Kwiecień, wykładowca jednej z uczelni rolniczych planował zakup furgonetki, wypełnionej materiałami wybuchowymi. Na szczęście zatrzymano go, zanim zamiar zrealizował. Od tego czasu przy każdym wjeździe znajdują się stalowe kolce, podnoszące się na sygnał o niebezpieczeństwie. Sejmu strzegą też pirotechnicy z pięknymi owczarkami belgijskimi, a te czarne stworzenia wywęszą wszystko, co wybucha. Nie chodzi więc o zabezpieczenie przed przemocą, tylko o wygodę i bunkrowanie się przed tymi, którzy nas wybrali. Jeśli przyjdą i zażądają, by zdać im sprawozdanie, jak zdarzyło się to przy okazji grożącej chłopskim gospodarstwom bankructwem "piątki Kaczyńskiego", najkosztowniejszego społecznie z kaprysów wiecznie sfrustrowanego lidera. 

Jak pamiętamy z historii odkąd zbudowano wielki mur chiński - państwo środka, kiszące się we własnym sosie całkiem przestało się rozwijać. Z Sejmu można przecież nie wychodzić, na miejscu są restauracje, hotel, fryzjer, nawet kaplica, basen i punkt zakupu biletów, kiosk i kawiarnie, tylko w czasie pandemii trafiły się liczne niedogodności, ale mandatariuszy dotknęły bez porównania mniej, niż ogół Polaków, bo bezpieczeństwa zdrowotnego posłów strzegą poustawiane wszędzie odkażacze.  Jednym słowem, nawet w pandemii: żyć, nie umierać, za chińskim murem...

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do