
Najchętniej pozbyłbym się koalicjantów - oznajmił Ryszard Terlecki, przewodniczący klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości oraz wicemarszałek Sejmu. Dziś to druga po Jarosławie Kaczyńskim osoba w partii rządzącej. Ten komunikat adresowany jest w mniejszej mierze do Porozumienia Jarosława Gowina oraz Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry bardziej zaś do opozycji.
Zrealizowanie scenariusza wskazanego przez Terleckiego oznacza wybory przed terminem i to na dwa i pół roku, w dodatku w pandemii. Ale PiS nie takie już działania podejmował: w 2007 r. premier Kaczyński nasłał służby specjalne na ówczesnych koalicjantów z Samoobrony lekceważąc alternatywę w postaci jeszcze dwóch lat rządzenia i rozpisał wybory, które przegrał. Doradził to wówczas Kaczyńskiemu Adam Bielan, obecny wykonawca puczu w Porozumieniu przeciw kolejnemu koalicjantowi, tym razem wewnętrznemu, w dodatku nieudolny, bo sąd za legalnego przedstawiciela partii uznał Jarosława Gowina.
Sam Gowin potraktował obecne działania jako zawieszenie umowy koalicyjnej, jak to określił w środę rano.
O ile jednak Porozumienie, jeśli za Gowinem staną konsekwetnie jego posłowie, może w obecnym Sejmie próbować zmontowania większości bez PiS zdolnej do wyłonienia nowego premiera i marszałka - to Solidarna Polska Ziobry nie ma dokąd pójść. Nie dogada się nawet z nieodległą programowo Konfederacją. Jej politycy co najwyżej spodziewali się, że jeśli w wyborach wystartują samodzielnie, to po nich zbudują odpowiednik bawarskiej CSU i przyszłą koalicję z PiS podobnie jak partia niemiecka z silniejszą CDU - jednak sondaże nie potwierdzają ich nadziei na wejście z osobną listą do Sejmu.
Jednak to właśnie Solidarna Polska zapowiada, że nie poprze Europejskiego Funduszu Odbudowy, w którym dostrzega zagrożenie dla suwerenności kraju. Odrzucenie funduszu przez polski Sejm oznacza prawie katastrofę, bo pieniędzy na walkę z COVID-19 nie dostanie wtedy cała Europa - a ściślej żeby tego uniknąć poszukiwać będzie musiała wspólnych rozwiązań nadzwyczajnych.
Zamiast Solidarnej Polski o przyjęciu unijnych regulacji zdecydować mogą głosy opozycji, co nietrudno przyjdzie uzasadnić dobrem zjednoczonej Europy. Koalicja Obywatelska głosowała już razem z PiS m.in. w sprawach piątki dla zwierząt, chociaż nazwana została również piątką Kaczyńskiego a w Sejmie - aczkolwiek już nie w Senacie - nawet w kwestii podwyżki uposażeń poselskich.
Zapewne wsparcie opozycji nie będzie zresztą konieczne, bo Ziobro nie sprawia wrażenia, że gotów jest umierać za suwerennościową demagogię, zwłaszcza, że na użytek elektoratu PiS Mateusz Morawiecki i sam Kaczyński zupełnie inaczej wypowiadali się na temat powiązania unijnych pieniędzy z kontrolą praworządności w korzystających z nich państwach.
Adresatem ostrego komunikatu wydaje się więc bardziej opozycja ale nie w kontekście jednego głosowania. Terlecki wcale nie kanapowym partiom dopełniającym strukturę klubu PiS, któremu przewodzi przekazuje sygnał, kto pozostaje do wyborów przygotowany. I jeśli trzeba, wcale się przed nimi nie cofnie.
Dla pisowskich szeregów pokazowa nieustępliwość Terleckiego stanowi dowód, że siła i twardość kierownictwa łączy się wprawdzie z osobą Kaczyńskiego ale w razie czego znajdzie kontynuację. Kto twierdzi, że po prezesie potop - jak mawiał o sobie jeden z królów Francji - dostrzeże, że wcale tak nie jest. Nie da się wykluczyć, że Ryszard Terlecki, niewątpliwie najinteligentniejszy z polityków suflujących dziś Kaczyńskiemu rozpoczął dziś własną kampanię sukcesyjną.
Poza tym jednak nie powiedział rzeczy, z których nie można się wycofać, bo ostre stanowisko obwarował zastrzeżeniami typu "gdyby to ode mnie zależało", przeciwstawną prognozą, że pewnie jednak przyjdzie wraz z koalicjantami dotrwać do wyborów w konstytucyjnym terminie a nawet samego siebie nazwał radykałem, co w PiS rzadkie.
Nie ulega jednak wątpliwości, że chwili złożenia tej deklaracji w PiS od Ryszarda Terleckiego będzie zależało... raczej więcej niż mniej. Być może właśnie w tę niepozorną sejmową środę, nawet bez posiedzenia plenarnego, wyłonił się kandydat na twardego lidera. Jeśli oczywiście inni mu nim zostać pozwolą. Gdyby brakowało innych dowodów, że czas jednoosobowego zarządzania przez Kaczyńskiego partią rządzącą stopniowo mija, ten jeden z pewnością by wystarczył. Najbystrzejszy z polityków otaczających prezesa pojął to pierwszy. Ale za nim niezawodnie pójdą inni.
Fot: FB Ryszard Terlecki
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie